Скачать книгу

– rozkazał Rafael, po czym spiął konia, aby zjechać z drogi uciekającym zwierzętom. Emily poszła w jego ślady. Sambary przebiegły obok nich jak błyskawica. Dziewczyna dostrzegła przerażenie w ich wybałuszonych ślepiach. Gdy stado zniknęło, a tętent ucichł, zapadła niepokojąca cisza.

      – Co to… – Emily nie dokończyła pytania, ponieważ usłyszała niski pomruk, a potem piskliwe wycie. Coraz bliżej.

      „Szlag!” – pomyślała przerażona.

      – Niedobrze – oznajmił ponuro Rafael. – Bardzo niedobrze.

      Odwrócił się do Emily.

      – Jakieś dwieście jardów przy szlaku minęliśmy stromy uskok skalny. Tam się schronimy. Ruszajmy!

      Popędzili konie w dół szlaku, nie przejmując się korzeniami, o które wierzchowce mogłyby się potknąć, ani gałęziami smagającymi ich po twarzach. Zatrzymali się dopiero pod stromizną. Miała około czterdziestu stóp szerokości, wnosiła się na piętnaście i kończyła wąską półką. Wyżej wyrastała stroma ściana na jakieś trzydzieści stóp do wierzchołka. Rafael zeskoczył z siodła, podbiegł do jucznego konia i przeciął pasy, które mocowały ogrodzenie elektryczne. Nie zawracał sobie głowy ich odpinaniem, nie było czasu. Słupki potoczyły się po ziemi. Rafael zatrzymał je, po czym jeden rzucił Emily.

      – Ustaw go jak najbliżej ściany skalnej! – rozkazał, a potem zaczął stawiać kolejne. Miały wysokość dziesięciu stóp, więc nie było to łatwe. Emily rzuciła się do wykonania polecenia. Rozciągnęła teleskopowy słupek, zablokowała jego człony plastikowymi obejmami, następnie rozłożyła podstawę i postarała się umieścić ją jak najbardziej stabilnie. Trzy talerzowe przekaźniki energii przysunęła do ściany, a potem przywiązała do pnia małego drzewa. Różyczka nerwowo drobiła i rżała, ale nie było czasu na uspokajanie konia. Emily sięgnęła po wodze wierzchowca jucznego, jednak zwierzę cofnęło się w panice, a potem odwróciło się i pognało w dal za sambarami.

      Rafael z przerażeniem podniósł głowę.

      – Przecież tam był karabin plazmowy i dodatkowe ogniwa do ogrodzenia!

      Emily rzuciła się w pogoń za luzakiem i wtedy ujrzała pierwszego grogina, wynurzającego się z lasu jakieś sto stóp przed nią.

      Grogin był paskudny. Przypominał bardziej hienę ze Starej Ziemi niż wilka. Miał długie, muskularne kończyny, szeroki tors i czarną sierść, znaczoną na bokach rudymi pręgami. Jednak uwagę przyciągał najbardziej łeb – wypukłe czoło i długi pysk oraz wyszczerzone kły. Grogin warknął na ludzi. Ślepia miał przerażająco czarne. Zaraz po nim pojawiło się więcej bestii, które stanęły w szeregu i wbiły czujny wzrok w dwoje ludzi.

      Rafael nie przerwał ustawiania słupków.

      – Nie pozwól im podejść bliżej! – ostrzegł Emily, gdy rozstawiał ostatnią teleskopową tyczkę tuż przy skale. Pośpiesznie cofnął się i ustawił na kolejnych słupkach przekaźniki. Emily cofnęła się za ogrodzenie. Słyszała za plecami paniczne rżenie koni. Kolejne dwa groginy dołączyły do szeregu. A potem ruszyły równo tyralierą.

      – Emily! – krzyknął Rafael.

      Emily uniosła broń, wymierzyła między dwa groginy i strzeliła. Rozległo się głośne łupnięcie i trzy drapieżniki przetoczyły się w tył jak odepchnięte. Dwa szybko odzyskały równowagę, ale trzeci się nie ruszył. Emily zacisnęła dłonie na broni. Musiała celować dokładniej, aby impet był równie śmiertelny co trafienie. Po kolejnych pięciu strzałach powaliła jeszcze dwa groginy. Trzy drapieżniki, które nie zginęły, wycofały się niechętnie, wyciem ostrzegając resztę stada.

      I wtedy z zarośli wyskoczyło dziesięć groginów, a potem dwadzieścia i trzydzieści – kłębowisko czarnej sierści i wyszczerzonych kłów. Zatrzymały się na chwilę, aby spojrzeć na otoczenie, po czym pognały do ataku.

      Broń soniczna miała dwie wady – musiała się często ładować i nie dawała się przełączyć na strzelanie seriami. Emily żałowała, że nie znajduje się na pokładzie okrętu wojennego. Wolałaby walczyć z Dominium niż z tymi bestiami. Przyklękła na jedno kolano i starała się jak najczęściej pociągać za spust.

      Łup-łup! Łup-łup-łup-łup…. Jednak co cztery-sześć strzałów rozlegał się pusty trzask, kiedy broń pobierała energię. Grogin skoczył wysoko, zawisł w powietrzu na ułamek sekundy, a trafiony eksplodował. Emily jednak nie widziała już zwierząt, lecz okręty Dominium. Strzelała, bo wiedziała, że to atak bezpośrednio na nią. Nie planowała tego ani nie wydała rozkazów, które doprowadziły do takiej sytuacji. Po prostu zrządzenie losu. Dziewczyna czuła przerażającą ulgę, że musi się skupić jedynie na obronie siebie i na przeżyciu. Nie miała załogi, za którą byłaby odpowiedzialna.

      Strzeliła znowu, ale tylko wzbiła kurz o jard przed pyskiem grogina. Poprawiła celowanie i strzeliła jeszcze raz.

      Gałąź drzewa nad groginami poszła w drzazgi.

      – Spróbuj mierzyć w te bestie – poradził Rafael z przekąsem. – Rezultat jest lepszy!

      Emily zacisnęła zęby i zaczęła znowu strzelać. Tym razem padło więcej drapieżców.

      Ale reszta nie przestawała się zbliżać.

      – Nie grzeb się, Raf!

      Wycie hordy było tak głośne, że Emily musiała krzyczeć, aby towarzysz ją usłyszał.

      Łup-łup-łup! Cztery bestie padły w rozbryzgach krwi. Kątem oka Emily dostrzegła, że Rafael włączył zasilanie. W powietrzu zatrzeszczały wyładowania energii, a potem jeden z groginów skoczył z wyciągniętymi pazurami i wyszczerzonymi kłami.

      Trysnęły iskry. W oślepiającym błysku zdawało się, że drapieżnik przebija się przez pole siłowe, jednak zaraz upadł nieżywy pod jednym ze słupków. Z sierści uniósł się dym. Reszta zaczęła się chaotycznie wycofywać. Emily znowu uniosła broń, ale bestie zniknęły w zaroślach, tylko ich wycie niosło się do reszty stada jak wołanie o pomoc. Po chwili odpowiedział im o wiele głośniejszy chór pomruków i przenikliwego wycia.

      Rafael podszedł i usiadł obok Emily. Spod kurtki wyjął nadajnik alarmowy z dużym czerwonym przyciskiem i włączył go. Emily sprawdziła zasilanie. Zostało jej dziesięć procent energii. Miała jeszcze trzy ogniwa, ale… były w jukach luzaka.

      Zerknęła na Rafaela. Uśmiechnął się krzywo.

      – No dobrze, trzeba było jednak jechać do Tindżadu. Chociaż to też niezła zabawa, prawda?

      Po drugiej stronie ogrodzenia leżały ciała groginów, niektóre rozerwane. Wśród drzew i krzewów lasu dostrzegli przemykające bestie, które podkradały się szerokim półkolem. Emily z niepokojem zaczęła się zastanawiać, czy groginy są inteligentne – ich działania nie wyglądały na zwykły instynkt łowiecki, przekazywany w genach.

      – Mam dwie wiadomości, dobrą i złą – oznajmił Rafael. – Którą chcesz usłyszeć najpierw?

      – Złą – zdecydowała Emily. Zawsze lepiej znać najgorsze. Nie miała pojęcia dlaczego.

      – Zła wiadomość: broń plazmowa i zapasowe ogniwa zasilające do ogrodzenia były w jukach luzaka. Za to dobra wiadomość: zasilanie wystarczy nam na jakieś osiem godzin, może dłużej, jeżeli wyłączymy je, gdy uznamy, że to bezpieczne.

      Duży grogin wynurzył się zza drzew i przyjrzał obojgu. Zwierzę było o połowę większe od tych, które pojawiały się wcześniej. Emily uznała, że to zapewne samica alfa, przywódczyni stada. Danny o tym mówił. Miała bezdenne, czarne oczy, a Emily mogłaby przysiąc, że patrzyła prosto na nią i Rafaela, jakby ich oceniała. Powoli dziewczyna

Скачать книгу