Скачать книгу

dokładniej, żeby ocenić, co najłatwiej się w niej psuło, wyjęła zasilacz, sprawdziła styki i zamocowała go ponownie. Nadal zabezpieczoną broń Emily włączyła, żeby sprawdzić stan zasilacza. Dopiero wtedy przewiesiła sobie karabin przez ramię.

      – To wystarczy. Nie jestem zbyt dobra w strzelaniu, ale z tym będę mogła trzaskać nawet na oślep, a pewnie w coś trafię.

      Danny zaaprobował wybór, ale nalegał, żeby dziewczyna wzięła też pistolet. Wybrała igłowy, bo prawie nie miał odrzutu.

      Wreszcie byli gotowi wyruszyć. Emily przypięła kaburę z pistoletem do pasa, a strzelbę wsunęła do futerału przy siodle. Poczuła się jak bohaterka komiksu wybierająca się na wyprawę do dziczy. Oczyma duszy ujrzała Cookie, która śmiała się z Emily i powtarzała: „Zabaw się, dziewczyno!”.

      Emily dosiadła Różyczki, uniosła wzrok na białe obłoki muskające szczyty, a potem pomodliła się cicho o ocalenie przyjaciółki.

      Rozdział 7

      Na pokładzie statku więziennego „Tartar”

      Przyszli w pięciu.

      Na początku Cookie walczyła, ale sparaliżowali ją pałkami neuronowymi i przykuli łańcuchami do pryczy. Próbowała gryźć, ale ją pobili, a potem wcisnęli dziewczynie do ust brudną szmatę. Próbowała ich przeklinać pomimo knebla, ale tylko się śmiali.

      A potem po kolei ją zgwałcili. I pobili. Kiedy skończyli, zostawili Cookie posiniaczoną i krwawiącą. Szlochała z poczucia beznadziei, gniewu i wstydu.

      Wrócili następnego dnia i zrobili to znowu.

      I znowu. I znowu.

      Pod koniec drugiego miesiąca Cookie pozwoliła sobie oszaleć.

      Odeszła.

      Głęboko. Przypominało to nurkowanie w turkusowej głębi i przyglądanie się, jak w górze, na powierzchni, sztorm przetacza wysokie fale – w mrocznej dali. Wszelkie doznania wydawały się stłumione. Zwierzęce pchnięcia, przekleństwa, ciosy. Cookie widziała to i słyszała jakby z oddali. Z dystansu. Odizolowana od strachu i innych uczuć. Otulona bańką swojego oderwania.

      W końcu oprawcy zmęczyli się gwałceniem ofiary, która nie reagowała. I z czasem wszystko ucichło. Żadnych odgłosów. Żadnego bólu. Żadnej powtarzającej się przemocy. Na Cookie opadł spokój, jaki zwiastuje nadejście błogosławionej śmierci.

      Śniła o Hiramie i córce o kędzierzawych włosach, której nigdy się nie doczekają. Życie łagodnie opuszczało jej ciało.

      ***

      Aż pewnego dnia poczuła ciepłą, miękką szmatkę, która delikatnie przesuwała się po jej skaleczeniach i siniakach. Szmatka pachniała mydłem, ręce, które ją trzymały, były łagodne. Cookie próbowała ignorować te doznania, ale przyciągały ją zbyt mocno. Powoli, wbrew własnej woli, wynurzyła się na powierzchnię świadomości. Otworzyła oczy na ostre światło sterylnego pomieszczenia. Młody mężczyzna w białym kitlu zmywał brud i strupy z jej twarzy. Do przedramienia Cookie wpięto kroplówkę. W nozdrza uderzył ją zapach krwi, nasienia i uryny. W całym ciele pulsował ból, który jednak zaraz zniknął.

      Z nadludzkim wysiłkiem Cookie odezwała się po raz pierwszy od dziesięciu tygodni.

      – Chcę… umrzeć…

      – Ach, ocknęłaś się, prawda? – zapytał radośnie młody mężczyzna. – A już się martwiłem. Myślę jednak, że najgorsze już za tobą.

      Uśmiechał się pokrzepiająco. Cookie zerknęła na jego plakietkę. Karl.

      – Tak, jestem doktor Karl, młodszy lekarz na tym statku. Pewnie mnie nie pamiętasz, ale musieliśmy zrobić ci operację, żeby powstrzymać krwotok. Bardzo krwawiłaś i doktor Faber musiał cię pozszywać. A teraz jesteś w lazarecie i zostaniesz tutaj, dopóki nie wydobrzejesz na tyle, abyśmy mogli odesłać cię z powrotem na pokład zatrzymanych.

      Cookie mogłaby znieść więcej bicia i przemocy, ale jego życzliwość zupełnie ją rozbroiła. Pod powiekami wezbrały jej łzy i zanim zdołała się opanować, popłynęły z kącików oczu na skronie. Rozszlochała się, zasłoniła twarz dłońmi. Karl przysiadł na skraju łóżka i położył jej rękę na ramieniu.

      – Już dobrze – uspokajał. – Nie ma się czym martwić. Najgorsze już za tobą, tutaj jesteś bezpieczna.

      Cookie objęła go desperacko i przytuliła, ale niedługo potem poczuła, że młody lekarz sztywnieje.

      A potem pogłaskał jej pierś.

      – Mogę cię ochronić – powiedział cicho. – Wystarczy, że będziesz dla mnie miła.

      W pierwszej chwili Cookie chciała się odsunąć, ale zaraz obudziła się w niej przebiegłość. Oszacowała, czego pragnął od niej ten mężczyzna i jaką przewagę może jej to zapewnić. Jeżeli znowu byłaby zdana na łaskę pięciu strażników, z pewnością nie przetrwałaby zbyt długo. Ale gdyby wykorzystała tego młodego lekarza, aby zapewnić sobie ochronę, mogłaby zyskać na czasie. Zmusiła się do rozluźnienia mięśni i przysunęła bliżej. Mężczyzna zaczął oddychać szybciej. Cookie ukryła twarz w jego ramieniu i pozwoliła się obejmować.

      „Mam cię, draniu” – pomyślała.

      Rozdział 8

      Góry Pelion, Azyl

      Około południa las zaczął się przerzedzać i coraz częściej jechali w pełnym słońcu. Chociaż było chłodno, Emily czuła gorące promienie na skórze. Gdy powiał wiatr, wciąż mogła zobaczyć ogromne fale przetaczające się po liściach shatah mallah. W dole roztaczał się widok na szeroką kotlinę u podnóża kolejnych turni Pelionu, na poszarpanych szczytach leżał śnieg. Była to piękna, choć trudna do życia kraina.

      – Czy te groginy naprawdę są takie zajadłe? – zapytała, gdy zatrzymali się na popas.

      – Zajadłe, dzikie, sprytne i na dodatek całkiem spore. Grogin waży prawie sto trzydzieści funtów, a samice dochodzą do dwustu. Nie o to jednak chodzi. Groginy są niebezpieczne, ponieważ polują w bardzo dużych grupach.

      – Ale na co? – Emily zmarszczyła brwi. – Na słonie?

      Rafael parsknął śmiechem.

      – Przykro mi, nie mamy tutaj słoni. Groginy mogą jeść wszystko, ale najbardziej lubią sambary. – Zamyślił się. – Sambary przypominają łosie ze Starej Ziemi, tylko większe. Samce mają dwa rogi jak u byków, a samice jeden, wyrastający z czoła. To duże zwierzęta i mają paskudny temperament. Stado sambarów potrafi stawić czoła grupie groginów, o ile nie jest za duża. A jeżeli sambary wypatrzą samotnego grogina, często ruszają za nim i zabijają. Najczęściej jednak uciekają. Sambary w galopie wyglądają pięknie, są nieprawdopodobnie szybkie i skoczne.

      – Ale to groginy znajdują się na końcu łańcucha pokarmowego wśród drapieżników?

      Rafael wzruszył ramionami.

      – Mamy tu duże ssaki podobne do niedźwiedzi, które nazywamy… niespodzianka: niedźwiedziami. – Zaśmiał się, gdy Emily przewróciła oczami. – Jednak najniebezpieczniejszym drapieżnikiem jest sivit. Wygląda jak przerośnięty tygrys, ale jest biały i waży z sześćset funtów. Potężne kły i pazury. Ale sivity to samotniki. Spore stado groginów potrafi zabić sivita, ale przeciw dwóm nie da rady. Sivity biegają szybciej od groginów, ale zdarzało się, że kilka sivitów wabiło duże stado groginów do wąskich przejść, a tam odwracały się i zabijały groginy po kolei. Trzeba przyznać, że sivity to przemyślne i śmiertelnie groźne bestie. Ale nie martw się, nie spotkamy żadnego.

Скачать книгу