Скачать книгу

      – Ale… ale to znaczy, że nowa żona lub mąż byli przyjmowani do takiego związku również seksualnie?

      Rafael potwierdził skinieniem głowy, w jego oczach zalśniło rozbawienie.

      – Moi przodkowie walczyli o przetrwanie, Emily. Znaczenie słowa „rodzina” rozszerzyło się wtedy. Chodziło o to, aby rodzina przeżyła, nawet jeśli straciłaby paru członków.

      – Ale powiedziałeś, że masz trzy matki! Jak to wygląda?

      Roześmiał się z jej niezrozumienia.

      – Och, Em, szkoda, że nie widzisz własnej miny! To, co zaczęło się od tradycyjnej więzi między mężczyzną, kobietą i dziećmi, rozwinęło się bardziej. Dwie kobiety z jednym mężem brały sobie kolejnego, żeby dołączył do rodziny. Kobiety uważały się za żony obu mężczyzn, a mężczyźni za mężów obu kobiet. Kiedy nadeszły bardzo złe czasy, jakieś trzydzieści lat po osiedleniu, rodzina się rozrosła ze względu na bezpieczeństwo i pragnienie chronienia się nawzajem. – Uśmiechnął się. – Ale można też stwierdzić, że rozrosła się z miłości.

      – Ale jeżeli kobiety miały jednego męża i znalazły drugiego, dlaczego nie rozdzielały się na dwie pary?

      Rafael wzruszył ramionami.

      – Bo nie chciały. Ponieważ kochały obu mężczyzn, a mężczyźni kochali obie kobiety. I ponieważ dla nich miało to sens, żeby pozostać w większej rodzinie, w której było więcej rąk do pracy i do opieki nad dziećmi.

      Emily odetchnęła głęboko.

      – Ale jak kobieta odróżnia, kto jest ojcem jej dzieci?

      Rafael uśmiechnął się łagodnie.

      – Kobieta zawsze wie. Ojcami jej dzieci są wszyscy mężowie. A każdy mężczyzna jest „stryjem” dla dzieci.

      Emily próbowała sobie to wyobrazić, ale nie przyszło jej łatwo. Wreszcie się poddała. Musiało się to odbić na jej twarzy, bo Rafael zaczął wyjaśniać dalej:

      – Każdy mężczyzna w rodzinie uważa się za ojca dzieci swoich żon. Każda matka uznaje mężów za ojców wszystkich jej dzieci i uważa się za matkę wszystkich dzieci w swojej rodzinie. A dzieci dorastają wśród wielu kochających rodziców, nie tylko pary.

      – I wychowałeś się w takiej rodzinie?

      Rafael skinął głową.

      – Byłem bardzo szczęśliwy, Em. Miałem stryja Amina, który uczył mnie polować w górach, i stryja Yaela, który nauczył mnie języków obcych. Rodzona matka, Leila, pokazała mi, jak gotować i naprawiać ubranie, matka Aisza nauczyła mnie czytać i pisać, a stryj Danny opowiedział mi o innych światach i o życiu marines, a matka…

      – Dość! – Emily ze śmiechem uniosła ręce. – Dobrze, już dobrze! Rozumiem!

      A potem pokręciła głową z westchnieniem.

      – Ale chyba potrzebuję czasu, żeby do tego przywyknąć.

      – No to chyba nie powinienem ci mówić o Komnacie Kwiatów, gdy dziewczyna kończy piętnaście lat? – zapytał figlarnie.

      Emily zasłoniła sobie uszy.

      – Studiowałam historię, nie antropologię! – jęknęła. – Jeżeli mnie przeciążysz wiedzą, zwinę się w kłębek i będę ssać kciuk!

      – Tylko nie to! Moja matka Leila byłaby oburzona, gdybym nie sprowadził cię do niej w jednym kawałku i zadowolonej.

      Wtedy dopiero do niej dotarło.

      – Czy to znaczy, że spotkam wszystkich twoich rodziców? – Sama myśl wydawała się jej nieco niepokojąca.

      Rafael parsknął tubalnym śmiechem.

      – O tak, Emily, wszystkich. Również moje rodzeństwo, przynajmniej to, które nadal mieszka w Ouididi. Wydamy ucztę na twoją cześć, wiesz?

      Emily zamrugała, zaskoczona.

      – Ale… Rafaelu, nie jestem przecież twoją dziewczyną ani narzeczoną, tylko zwykłą turystką…

      Pokręcił głową.

      – Nie rozumiesz, Em. Jesteś z Victorii. Każdy z Victorii byłby dla nas gościem honorowym, a zwłaszcza żołnierz, który walczył przeciwko Dominium.

      – Ale Dominium nie jest wrogiem Azylu – zaprotestowała Emily.

      Rafael zrobił się śmiertelnie poważny.

      – Dominium jest wrogiem Victorii, a wrogowie Victorii są wrogami Azylu. Zawsze spłacamy nasze długi.

      Rozdział 5

      Na stacji kosmicznej Atlas, w sektorze Azylu

      Hiram Brill długo siedział przy biurku, popijając herbatę Darjeeling. Myślał o lekcji dyplomacji i psychologii udzielonej przez królową i sir Henry’ego, o Emily Tuttle, która poleciała na Hajfę, o Grancie Skiffingtonie, który rozpaczliwie próbował zachować niespodziewane stanowisko kapitana na „Yorkshire”.

      I o Cookie na statku więziennym Dominium.

      Oraz o bracie Jongu ze Światłości i jego umiejętnościach podróżowania bez zwracania na siebie uwagi.

      A także o miejscu nazwanym Siegestor, które nie figurowało na żadnych mapach.

      Kiedy wreszcie był gotów, odstawił kubek i włączył interkom.

      – Ta-ak? – zabrzmiał zaspany głos kobiety.

      – Romano? Lori Romano? – upewnił się Brill.

      – Noo… – Odpowiedzi towarzyszyło ziewnięcie. – Która godzina?

      – To pani pracowała nad urządzeniem teleportacyjnym Tilleke. – Było to stwierdzenie, nie pytanie.

      – Kto mówi? – Głos Romano stał się nagle bardziej przytomny i czujny.

      – Przepraszam, że kontaktuję się tak późno. Jestem komandor Brill, adiutant królowej Anny i oficer wywiadu – przedstawił się cicho Hiram. Usłyszał szelest, gdy Romano wstawała z łóżka w swojej kabinie. – Proszę się ze mną spotkać o siódmej w moim biurze. Zamówię dla nas śniadanie. Mam dla pani pracę.

      – Ale, komandorze, ja…

      – Żadnych ale, Romano. O siódmej w moim biurze. A teraz proszę odpocząć. Do zobaczenia. – Rozłączył się, a potem przygotował sobie kolejny kubek herbaty i włączył holo. Przyjrzał się uważnie wlotowi do tunelu czasoprzestrzennego z Victorii do Dominium.

      Siedział tak bardzo długo.

      Rozdział 6

      Wioska Ouididi, góry Pelion, w sektorze Azylu

      Przyjechali do Ouididi tuż po zachodzie słońca. Emily zauważyła przede wszystkim ponaddwudziestostopowe ogrodzenie elektryczne, które otaczało osadę. Zaraz jednak uwagę dziewczyny przyciągnęły domy w jaskrawych kolorach czerwieni, zieleni, błękitu i bieli. Po wąskich uliczkach biegały dzieci, anonsując okrzykami i śmiechem przybycie gości. Ciekawi dorośli wychodzili przed ganki albo wychylali się z balkonów, żeby pomachać na powitanie. Wszyscy wydawali się znać Rafaela. Kobiety przyglądały się mu i Emily, a potem składały gratulacje. Translator uniwersalny nie miał problemów z przekładem.

      – No, Rafaelu, nareszcie znalazłeś sobie narzeczoną, co?

      – Och, Bóg jest wielki! Nawet Rafael w końcu się zakochał! I to w jakiej piękności!

      – To na pewno narzeczona

Скачать книгу