Скачать книгу

się przenikliwie.

      – Hiram Brill to pan? – upewnił się szybko.

      Brill potwierdził.

      – Jestem Dov Tamari. Mam wieści o sierżant Sanchez.

      Hiram po prostu na niego patrzył ze strachem i nadzieją. Nie mógł ukryć emocji.

      – Nie, nie – uspokoił go szybko Tamari. – Ona żyje.

      Potrząsnął głową.

      – Proszę wybaczyć, nie chciałem pana przestraszyć. Możemy wejść? Nie chcę tutaj o tym rozmawiać.

      W kajucie Hiram odruchowo nalał sobie szkockiej, a potem zaproponował drinka gościowi, ale pułkownik odmówił.

      – Nie piję alkoholu, wolę herbatę, jeśli można.

      Brill napełnił kubek wrzątkiem i wrzucił torebkę herbaty, a potem spojrzał na gościa.

      – Proszę mi powiedzieć.

      – Służę w oddziałach specjalnych, jak pan widzi. Co pan wie o siłach dalekiego zwiadu?

      Hiram pokiwał głową.

      – Słyszałem o was. Ale co to ma wspólnego z Cookie?

      Pułkownik upił herbaty.

      – Zanim Dominium zaczęło się dobijać do naszego sektora, wysłaliśmy na zwiad trzydzieści korwet. Część miała się rozejrzeć w sektorze Dominium, większość w pobliżu Timora. Straciliśmy kontakt niemal ze wszystkimi, ale niektórym udaje się przekazywać wiadomości przez drony kurierskie. Niektóre zdążyły również wrócić do Azylu i dołączyć do Floty.

      Brill zaczynał tracić cierpliwość.

      – Nie chcę pana naciskać, pułkowniku, ale co to ma wspólnego z Cookie?

      Pułkownik skrzywił się. Nie przywykł, by mu przerywano.

      – Mieliśmy w sektorze Dominium tuzin korwet zwiadowczych. Często wykonywały zadania w grupach. Około czterech dni temu „Sowa Śmieszka” obserwowała odlot statku z bazy na Timorze. Namierzyła „Tartara”, jednostkę więzienną, na której trzymani są szczególnie niewygodni więźniowie polityczni. Mogłoby się wydawać, że to mało istotne, ale „Sowa” przechwyciła transmisję, w której „Tartar” prosił o pozwolenie na lot do Siegestora. Kapitan nie znalazła żadnych wzmianek ani odniesień do tej nazwy w naszych danych. Bardzo ją to zaciekawiło. I wtedy nastąpiły dwa wydarzenia. Po pierwsze, „Tartar” zaczął oddalać się od Timora kursem w głęboką przestrzeń, w przeciwnym kierunku niż do tunelu na Victorię. Z tego, co wiemy, nie ma tam nic, żadnych baz, posterunków ani innych placówek, dlatego kapitan „Sowy Śmieszki” uznała, że należy przyjrzeć się uważniej temu statkowi.

      Hiram poczuł, że serce bije mu coraz szybciej.

      – Po drugie, kapitan „Sowy Śmieszki” postanowiła zaryzykować i użyć skanu przy pomocy fal niskiej częstotliwości. Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, komandorze, że niektórzy marines mają wszczepione nadajniki. Dzięki nim można namierzyć marines nawet bez hełmów bojowych, co przydaje się w misjach ratunkowych i poszukiwawczych. Grupom zwiadowczym pozwala to łatwo rozpoznać wrogów i przyjaciół na powierzchni planet.

      Hiram przymknął oczy i odruchowo wstrzymał oddech.

      – Maria Sanchez znajduje się na „Tartarze”, komandorze. Odbiornik zasilany jest przez połączenie nerwowe, można zatem łatwo stwierdzić, czy osoba, której go implantowano, żyje. Cztery dni temu żyła. Niewiele więcej można powiedzieć, ale na pewno żyła.

      Hiram uniósł powieki i odetchnął.

      – I?

      Tamari wzruszył ramionami.

      – „Sowa Śmieszka” śledzi statek więzienny. Nie śpieszą się, ale bez wątpienia lecą coraz głębiej w kosmos, w obszar, o ile wiadomo, całkowicie pusty, poza paroma gromadami asteroid.

      – Myślałem, że teleporter nie przenosi metalu – zaniepokoił się Brill. – Jak to się udało z chipem?

      Tamari pokręcił głową.

      – Nie powiedziałem, że to chip, komandorze. Nadajnik jest organiczny, został zaprojektowany tak, aby był niewykrywalny przy skanowaniu przez wroga.

      Hiram pochylił się nad swoim komputerem i wpisał „Siegestor”, a potem włączył ogólne przeszukiwanie. W wynikach z baz danych wywiadu i wojska nie pojawiło się nic, ale główna wyszukiwarka cywilna wyrzuciła artykuł o łuku triumfalnym w Monachium, jednym z miast na Starej Ziemi. W 1852 roku starej rachuby czasu król kraju nazywanego Niemcy zbudował w Monachium Bramę Zwycięstwa, aby upamiętnić bohaterstwo armii bawarskiej.

      – Brama Zwycięstwa? – mruknął Brill. Dlaczego Dominium nazwało coś Bramą Zwycięstwa? Chodziło o bramę do zwycięstwa nad Victorią? Chciałby się znaleźć na tej korwecie zwiadowczej, ale nic z tego. I nie wolno wyciągać pochopnych wniosków, miał za mało informacji.

      – Pułkowniku, kto jest obecnie głównodowodzącym oddziałów Zwiadu Dalekiego Zasięgu?

      Tamari spojrzał na niego czujnie.

      – Cóż… Sztab znajdował się na Kornwalii. Wyjątkowo mnie tam nie było z powodu nagłej sprawy rodzinnej. Musiałem wrócić tutaj, do Azylu. Wychodzi zatem, że ja.

      – Pułkowniku Tamari, od tej pory podlega pan mnie – oznajmił Hiram. – Proszę usiąść wygodnie, mamy wiele spraw do omówienia.

      ***

      Gdy wspięli się wyżej, na wschodzie roztoczył się widok zapierający dech w piersi. Zatrzymali się na posiłek wśród górskich łąk i rozkulbaczyli konie, żeby mogły brodzić w wysokiej po kolana trawie. Rafael wypakował porcje kurczaka na zimno, owoce i wodę. Rozłożył koc, żeby mieli gdzie usiąść. Głód sprawił, że jedzenie smakowało wyśmienicie. Na niebie Emily ujrzała klucze ptaków odlatujących na południe.

      – Kiedy moi przodkowie przenieśli się tutaj, posadzili sosny i inne wiecznie zielone drzewa ze Starej Ziemi – opowiadał Rafael przy jedzeniu. – Drzewa rozsiały się po lesie. Z czasem dodali też dęby i wierzby, brzozy i topole. Próbowali sadzić również klony, ale z jakiegoś powodu się nie przyjęły. Rosną tutaj wprawdzie miejscowe drzewa, ale można je spotkać raczej w kotlinach, zwykle przy rzekach i strumieniach. Przeflancowano nawet trochę sekwoi z Darwina. Są piękne, niesamowicie wysokie i majestatyczne, ale rozprzestrzeniają się powoli. Na pewno zobaczymy je wyżej, za Ouididi.

      – Twoja rodzina nadal tu mieszka? – zapytała Emily.

      Potwierdził z uśmiechem.

      – O tak. Moje trzy matki wciąż są w Ouididi wraz z trzema ojcami… Tradycyjnie nazywa się ich stryjami. Moje siostry i bracia też tam mieszkają. Paru braci zaciągnęło się do marines, siostry powychodziły za mąż i połączyły się z rodzinami w innych wioskach, ale dwie zostały w Ouididi.

      Emily wydawało się, że źle usłyszała.

      – Raf, chcesz powiedzieć, że masz trzy matki?

      Rafael wyglądał, jakby nie rozumiał.

      – No jasne. Przecież tutaj się urodziłem. I tutaj mieszkają moi stryjowie i matki.

      Tym razem to Emily miała wrażenie, że nic nie rozumie. Mgliście pamiętała jakieś skrawki z kursu socjologii w college’u, coś o komunach rodzinnych z innych światów czy coś podobnego.

      – To znaczy, że wychowałeś się w komunie z innymi rodzinami?

      Rafael parsknął śmiechem.

      – Ach, Wiktowie! Nie, Emily. Kiedy moi przodkowie wylądowali na Azylu i osiedlili

Скачать книгу