Скачать книгу

nie wierzyłam własnym uszom! A potem poznałam Amina i Aiszę, oświadczyli mi się i… cóż, to był wstrząs. Prawdziwy wstrząs. Ale… – Uśmiechnęła się figlarnie i Emily przez chwilę dostrzegła w niej odważną, przebojową dziewiętnastolatkę. – Ale muszę przyznać, że było to ekscytujące. I nie, moje związki z mężami nie są takie same, bo każdy z nich jest innym mężczyzną. Kiedy potrzebuję pocieszenia i bezpieczeństwa, idę do Amina. Kiedy chcę się zabawić, do Danny’ego, a kiedy porozmawiać, Yael jest najlepszy. Oczywiście to bardziej skomplikowane, ale zawsze znajdzie się partner do tego, czego potrzebujesz albo na co masz ochotę. W każdym aspekcie związku. Zapewne wielomałżeństwo nie każdemu odpowiada, ale, na Boga, z właściwymi ludźmi okazuje się całkiem niezłe.

      Uśmiechnęła się łagodnie do swoich wspomnień.

      – I ludzie tutaj mają najpiękniejsze ceremonie ślubne. – Musnęła palcami wisiorek na rzemyku.

      Emily zawsze była ciekawska, więc i tym razem też się nie powstrzymała.

      – Leilo, zauważyłam, że wasza szóstka nosi rzemyki na szyi. Co to jest?

      Leila wyciągnęła wisiorek spod bluzki, żeby dziewczyna mogła się lepiej przyjrzeć. Rzemyk był stary, wygładzony i ciemny. Zwisał z niego niewielki kamień z wyrzeźbionym drzewem shatah mallah – „boskim tancerzem”.

      – To dar od rodziny Eitanów. Wzór wybrali Amin z Aiszą, kiedy zamieszkali w tej osadzie i wzięli ślub.

      Emily przypomniała sobie, jak podziwiała po drodze shatah mallah kołysane górskim wiatrem. Przesunęła palcem po rzeźbie.

      – Śliczny.

      – Nie zdejmowałam go do trzydziestu lat – pochwaliła się Leila. – Podczas ceremonii ślubnej Amin i Aisza zawiązali mi rzemień. Każde z nich zrobiło jeden węzeł. Aisza pierwszy. Powiedziała mi wtedy: „To węzeł miłości, ponieważ łączy nas dzisiaj miłość”. A potem Amin zawiązał drugi węzeł i powiedział: „To węzeł zapewniający trwałość, żeby miłość nie przeminęła w godzinie próby i trudnych czasach. Związujemy się z radością i pragnieniem, żeby zachować to szczęście. Węzły łączą nas z tobą i ciebie z nami. I pozostaniemy razem, dopóki nie zostaną rozwiązane”.

      – Na bogów naszych matek – szepnęła Emily.

      Leila pokiwała głową.

      – Gdy wprowadzamy nowego współmałżonka, dodajemy kolejny węzeł do rzemienia. Każdy taki splot czyni nas silniejszymi, chociaż czasami ma się każdego z nich dość! – Roześmiała się serdecznie. – Trzeba jednak przyznać to góralom, wiedzą, jak zakładać rodzinę.

      Emily zastanowiła się nad tym i próbowała zrozumieć wszystko, czego się dowiedziała. Ledwie mieściło jej się w głowie, że trzech mężczyzn i trzy kobiety mogą kochać się nawzajem i dzielić w małżeństwie. I jeszcze jedno nie dawało jej spokoju.

      – Ale nie przeszkadza ci, że nie wiesz, kto jest ojcem twoich dzieci? – odważyła się zapytać.

      Leila prychnęła z irytacją.

      – Oczywiście, że wiem. Och, może mężczyźni tego nie mówią, ale kobiety zawsze wiedzą. Nie planujemy tego, chociaż kobieta czasami sypia w odpowiednim czasie z tym mężczyzną, z którym chce począć dziecko, jednak liczy się tak naprawdę to, że wszyscy mężowie traktują dzieci tak samo. To najważniejsza zasada, której nie wolno łamać. Dzieciom z wielomałżeństwa nie brakuje miłości, Emily, to na pewno.

      Nieco oszołomiona dziewczyna pozwoliła się namówić na herbatę podawaną z odrobiną masła, soli oraz gorącego mleka. Spróbowała jej ostrożnie, po czym uznała, że trzeba się zapewne przyzwyczaić.

      Popijając napar, słuchała dyskusji rodziców Rafaela o korzyściach otwarcia nowej szkoły na prowincji, podczas gdy dzieci grały w skomplikowaną grę strategiczną polegającą na szukaniu ukrytych skarbów w lesie i ukrywaniu się przed groginami. Wiele godzin później Hakima i mała Nouar pokazały Emily jej pokój. Dziewczyna zastanawiała się jeszcze, gdy mościła się w łóżku, czy wiele jest takich dziwnych rodzin, a potem zapadła w kamienny sen.

      ***

      O poranku matki powitały ją ciepło i nakarmiły gorącym śniadaniem, podczas gdy ojcowie pomagali Rafaelowi przygotować konie. Potem Yael objął Rafaela, a Emily pożegnał mocnym uściskiem dłoni. Amin i Danny zabrali ich do stodoły, która, jak się okazało, pełniła też rolę domowego arsenału. Na jednej ze ścian wisiała broń – karabinki na naboje, strzelby soniczne, śrutówki, broń impulsowa, a nawet jeden karabin plazmowy. Niektóre miały celowniki optyczne, inne nie. Ogniwa zasilające i magazynki leżały na półkach obok.

      Amin podszedł do stojaka z dużą mapą okolicy. Zaznaczono tu szlak do Ait Driss na szczycie góry. Krępy mężczyzna o smagłej, pomarszczonej twarzy znał doskonale lasy i góry, jak każdy urodzony w Ouididi. Guzowatym palcem wskazał miejsce na mapie.

      – Widzieliśmy stado tutaj, przecinało szlak do świątyni. Jest spore, może nawet dwa lub trzy połączone w gromadę. Siedemdziesiąt, osiemdziesiąt groginów prowadzonych przez samicę alfa. – Amin spojrzał na Rafaela. – Jeżeli cię zauważą, nie próbuj uciekać, zagonią konie na śmierć.

      Rafael skinął głową. Groginy miały przerośnięty układ krwionośny, z dużym sercem w klatce piersiowej i mniejszym w okolicach bioder, które wspomagało główny krwiobieg. Miały też płuca jak miechy – mogły godzinami biec równie szybko jak koń w cwale.

      Amin spojrzał na syna, potem na Emily.

      – Słuchaj uważnie – zwrócił się do Rafaela, ale Emily rozumiała, że mówił przede wszystkim do niej. – Jeżeli natkniesz się na to stado, chroń plecy, aby mogło cię atakować tylko od przodu. Potem jak najszybciej rozstaw ogrodzenie elektryczne. A potem wciśnij przycisk alarmu. – Uniósł nadajnik radiowy z dużym czerwonym guzikiem. – Przybędziemy jak najszybciej. Zasilania wystarczy na dwanaście godzin. Jeżeli będziesz mógł się wspiąć na drzewo, to przynajmniej na trzydzieści stóp wysokości. Duże groginy mogą podskoczyć na dwadzieścia stóp.

      – Na bogów naszych matek! – szepnęła Emily. – Umiecie pokazać dziewczynie, co to dobra zabawa.

      Mężczyźni zaśmiali się, ale Rafael zaraz spoważniał.

      – Możliwe, że nie zobaczymy grogina nawet z daleka, Emily. Ich terytoria łowieckie mają po setki mil kwadratowych i mijają miesiące, nim stado wraca w to samo miejsce. Ale jeżeli chcesz, możemy zostać w wiosce. To twój urlop, masz odpoczywać. Zjedziemy z gór i jutro będziesz w Tindżad.

      Emily rozważyła propozycję. W Tindżad znajdowały się muzea, galerie sztuki, księgarnie, kina i wielomilowe plaże, na których mogłaby leżeć przez cały czas. Ale admirał Douthat nalegała, aby Emily udała się do świątyni Ait Driss. Dziewczyna nie mogła się przestać zastanawiać, dlaczego właśnie tam. I – musiała się do tego przyznać – Rafael był tutaj. Chętnie spędziłaby jeszcze trochę czasu w jego towarzystwie. O wiele chętniej tutaj niż samotnie w Tindżad. Zastanawiała się z rozbawieniem, czy admirał również to zaplanowała. A może to robota starej, dobrej doktor Wilkinson.

      – Wrócić do Tindżad i zrezygnować z szansy na konną wycieczkę po górach Pelion? Za nic we wszechświecie.

      Amin zerknął na nią i skinął głową. Danny uśmiechnął się szeroko. Rafael posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, ale potem też skinął głową, jak Amin.

      – No dobrze. – Danny się wyprostował. Służył w oddziałach specjalnych floty, a w wiosce zajmował się uzbrojeniem. – Pora wybrać dla was broń.

      Spojrzał na syna.

      – Dla ciebie

Скачать книгу