Скачать книгу

strzelasz – stwierdził Rafael spokojnie. – Dobrze, że we Flocie masz komputer, który wspomaga celowanie.

      – Na bogów naszych matek, powiedz, że groginy nie są inteligentne! – wycedziła Emily przez zaciśnięte zęby. – Rozpoznały pole siłowe i wiedziały nawet, że nie można przez nie strzelać!

      Rafael pomacał się po kieszeniach, aż znalazł radio. Próbował wywołać jednego ze stryjów, ale zakłócenia tworzone przez ogrodzenie skutecznie to uniemożliwiły. Westchnął z rezygnacją, wyłączył urządzenie, żeby oszczędzać baterię, i schował je pod kurtką.

      – Dobrze się czujesz, Em? – zapytał z troską.

      – Na bogów, nie wierzę, że to mówię, ale nic mi nie jest – zapewniła z zaskoczeniem. – To znaczy wiem, że sytuacja jest niebezpieczna i w ogóle, ale jeżeli coś spieprzę, przynajmniej nie będę odpowiedzialna za utratę Victorii. Jesteśmy tu tylko ty, ja i kilkaset groginów.

      Rafael skrzywił się z ironią.

      – Można i tak na to spojrzeć.

      Przez następną godzinę panował spokój. Groginy przebiegały przez polanę, zatrzymywały się, aby popatrzeć na ludzi, a potem wracały nieśpiesznie do lasu. Wycie niosło się i urywało, coraz bliżej i głośniej. Emily postarała się uspokoić konie, ale wierzchowce szarpały wodze przywiązane do niewielkiego drzewa pomimo wysiłków dziewczyny. W obawie, że zwierzęta mogą jednak się zerwać, Emily zdjęła juki z resztą zapasów. Podała Rafaelowi wyjęte z bagażu herbatniki. Wziął paczkę, nie odrywając wzroku od groginów.

      Niedługo potem drapieżniki spróbowały nowej taktyki. Dwie bestie podeszły czujnie do ogrodzenia, powęszyły, aby zorientować się, gdzie dokładnie znajduje się bariera, a potem odwróciły się i zaczęły tylnymi nogami wyrzucać ziemię na pole siłowe. Kamyki i piasek znikały w rozbłyskach i trzaskach energii.

      – Niech to szlag – mruknęła Emily. Rafael spojrzał na nią bez zrozumienia.

      – Boisz się? Nie przebiją pola kamykami albo patykami – zapewnił.

      – Nie rozumiesz? – Zagrożenie sprawiło, że Emily łatwo dała się ponieść irytacji. – Pole siłowe zużywa więcej energii, gdy coś się w nim znajdzie, nieważne, czy duże, czy małe. Jeżeli groginy nie przestaną, zasilanie wyczerpie się wcześniej. Nie mamy już ośmiu godzin.

      Rafael popatrzył na drapieżniki z szacunkiem i przerażeniem. Coraz więcej bestii podchodziło i czekało po drugiej stronie energetycznej bariery, warcząc w oczekiwaniu, aż pole zniknie i będą mogły zaatakować. Kilka kolejnych bestii dołączyło do obrzucania ogrodzenia kamykami i ziemią, pole błyskało i trzaskało niemal bez przerwy.

      – Ile czasu zajmie Danny’emu i Aminowi dotarcie z pomocą? – zapytała Emily. Z trudem oderwała wzrok od ogrodzenia.

      – Cały dzień, może dłużej – mruknął ponuro Rafael.

      Dziewczyna sprawdziła zasilanie.

      – Mamy najwyżej pięć godzin.

      Wstała i odwróciła się od groginów. Spojrzała na skalną ścianę. Kilkanaście stóp wyżej znajdowała się półka. Trudno było określić, jak szeroka, ale rosło tam parę krzaków, więc pewnie można tam stanąć. Dziewczyna zaczęła szukać szczelin, których mogłaby się chwycić, czegokolwiek, co pomogłoby we wspinaczce. Zadanie nie wydawało się łatwe. Za to pod ścianą rosło parę młodych drzew…

      – Masz siekierę? – zapytała.

      W odpowiedzi wyciągnął podręczny toporek z juków.

      – A linę? – Rafael opróżnił juki, znalazł zwój liny do wspinaczki oraz cienki sznurek z tworzywa.

      – Może być? – zapytał.

      Emily wzięła sznurek.

      Godzinę później udało się jej związać drabinę na czternaście stóp, którą przystawiła do skały. Na ten widok groginy zaczęły atakować ogrodzenie, a chociaż niektóre ginęły, pozostałe nie przestawały nacierać. Rafael sprawdził zasilacz, skrzywił się i pokręcił głową.

      – Lepiej ruszajmy – zaproponowała Emily.

      Przytrzymał drabinę, gdy dziewczyna ostrożnie wspinała się na półkę. Szczeble trzeszczały, a konstrukcja chwiała się i chybotała niebezpiecznie. Gdy tylko Emily dotarła na półkę, Rafael rzucił jej broń i ekwipunek. Groginy wyły i pojękiwały przy trzaskach pola wśród rozbłysków iskier.

      – A co z końmi? – zaniepokoiła się dziewczyna. – Nie możemy ich tak zostawić, będą bezbronne.

      Rafael skinął głową, a potem przeciął wodze. Konie zaczęły nerwowo drobić, szukając drogi ucieczki przed hordą.

      – Powodzenia, maluchy – szepnął Rafael. A potem sam się wspiął na górę.

      Już na półce oboje wciągnęli powyginaną drabinę.

      – No, zobaczmy, co tu mamy. – Rafael rozejrzał się uważnie.

      – Twój ojciec mówił, że groginy potrafią skakać na dwadzieścia stóp – przypomniała mu Emily. – Łatwo nas tutaj dosięgną.

      Rafael nie odpowiedział, zbyt zajęty przyglądaniem się skalnej ścianie. Półka w najszerszym miejscu miała jakieś cztery stopy, ale zwężała się po obu stronach do zaledwie kilku cali. Ściana wznosiła się na kolejne trzydzieści stóp, do tego wydawała się koszmarnie gładka. Rafael znał się trochę na wspinaczce, ale nie był aż tak dobry.

      – Umiesz się wspinać? – zapytał. Dziewczyna zerknęła na ścianę i pokręciła głową.

      – Nie sądzę – stwierdziła z namysłem. – Ale może nie trzeba będzie.

      Wskazała w górę. Nieco wyżej i dalej od półki rosło drzewo. Było to jedno z „boskich tancerzy”, jednak jeszcze młode, nie tak wysokie jak jego pobratymcy w lesie. Miało może czterdzieści stóp. A co ważniejsze, kilka jego gałęzi wyrastało dość nisko nad ziemią. Emily i Rafael ustawili drabinę tak, aby opierała się o konar shatah mallah. Żerdzie z młodych drzewek, których Emily użyła do budowy drabinki, wydawały się wyjątkowo słabe i kruche. Rafael zrobił kilka pętli na końcach liny wspinaczkowej – on i Emily założyli tę prowizoryczną uprząż, która łączyła ich ze sobą.

      – Będziesz musiała się pośpieszyć – oznajmił chrapliwie. – Groginy mogą do ciebie doskoczyć i strącić cię z drabiny. Jeżeli spadniesz, nie żyjesz, pamiętaj. Będę cię osłaniał. Ruszaj!

      Emily skinęła głową, choć strach skręcał jej wnętrzności. Przewiesiła karabin przez ramię i głęboko nabrała tchu, żeby się przygotować.

      I wtedy ogarnęła ją nieuzasadniona wesołość.

      Objęła Rafaela, ostentacyjnie zatrzepotała rzęsami i oznajmiła:

      – Nigdy nie zapomnę tego urlopu.

      A potem, zanim mężczyzna zdążył się otrząsnąć z zaskoczenia, odwróciła się, opadła na czworaki i weszła na drabinę.

      Pokonała może pięć stopni, gdy drabina zaczęła się niebezpiecznie wyginać i kołysać. Emily zawahała się i znieruchomiała, kurczowo ściskając żerdzie.

      – Nie zatrzymuj się! – zawołał Rafael. – Idź! Trzymam cię!

      W dole kilkadziesiąt groginów uniosło łby i obserwowało, co się dzieje. Kilka, warcząc i wyjąc, podbiegło bliżej i tłoczyło się z wyszczerzonymi zębami.

      Pole siłowe z głośnym trzaskiem przestało działać. Horda rzuciła

Скачать книгу