Скачать книгу

na leżąco, drabina kołysała się mocno. W dole kolejny grogin przysiadł, szykując się do skoku. Dziewczyna nie miała jak sięgnąć po pistolet za pasem albo broń soniczną na plecach. Zaraz jednak zwierzę zmieniło się w rozbryzg krwi i tkanki, gdy Rafael do niego strzelił.

      – Na Boga Wszechmogącego, możesz się, kurwa, pośpieszyć, Emily? – Rafael właśnie zastrzelił dwa groginy, którym udało się doskoczyć na półkę.

      Emily nabrała tchu i ruszyła szybciej. Dwie stopy dalej, potem jeszcze dwie. Tuż obok pojawił się nagle grogin, machając łapami i plując wściekle, nim spadł.

      – Na bogów naszych matek, zastrzel drania! – wrzasnęła Emily. Grogin opadł na ziemię, cofnął się nieco i przygotował do kolejnego skoku. Jego tylne łapy zmieniły się w czerwoną breję, gdy dosięgły go strzały z broni Rafaela.

      Trzy kolejne bestie skoczyły, gdy Emily dotarła już do gałęzi i wciągnęła się w bezpieczny gąszcz korony drzewa. Rafael trafił jednego z drapieżców, jednak pozostałe dwa opadły na drabinę. Wątła konstrukcja nie wytrzymała obciążenia, groginy spadły. Emily nie zwracała na to uwagi, próbowała wyciągnąć pistolet. Strzeliła trzykrotnie niemal na oślep – trafiła w głowę bestię, która podkradała się już do Rafaela. Cielsko zastawiło drogę kolejnym groginom. Emily strzeliła jeszcze parę razy.

      Ostrożnie dziewczyna wdrapała się wyżej. Uważała, żeby nie zaplątać liny, która łączyła ją z Rafaelem. Gdy znalazła się dziesięć stóp wyżej, lina była już nieco napięta. Emily rozwiązała pętle na końcu i przymocowała sznur do gałęzi, a potem wychyliła się nieco ze swojego schronienia.

      Kolejne groginy wskoczyły na półkę skalną i ruszyły na Rafaela.

      – Skacz! – krzyknęła Emily. – Skacz!

      Grogin skoczył.

      Rafael również.

      Drapieżnik dotarł do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego zdobycz, ale zaraz spadł piętnaście stóp niżej. Rafael poszybował po łuku w stronę drzewa, odbił się z głośnym łomotem od pnia i upuścił śrutówkę. Parę groginów próbowało go dosięgnąć, ale przemknął o włos od ich kłapiących paszcz. A potem Emily strzeliła w kłębowisko bestii i zmusiła je do odwrotu.

      Rafael wspiął się po linie w rekordowym tempie i zawisł na gałęzi obok Emily. Dziewczyna podała mu manierkę. Najpierw polał sobie twarz, potem trochę się napił.

      – Ten skok był całkiem… hm… udany – stwierdziła Emily ze złośliwym uśmiechem. – Z jaką gracją uderzyłeś w drzewo. Prawdziwy artyzm, Raf, po prostu artyzm.

      Grogin znowu wyskoczył do ataku, jego przednie łapy zadrapały dolne gałęzie, paszcza kłapnęła groźnie. Emily spojrzała na zwierzę beznamiętnie. Rafael napił się z manierki. Drapieżnik stracił niepewne oparcie i spadł.

      – Na bogów naszych matek, w życiu nie miałam tak interesującej pierwszej randki – parsknęła Emily. Wychyliła się, żeby popatrzeć w dół. – Koniom chyba udało się uciec.

      Kolejny grogin wyskoczył, ale zaraz spadł. Emily oparła się o pień i przymknęła oczy. Liście pachniały lekko miętą. Zabawne, wcześniej tego nie zauważyła.

      – W jakiej jednostce służysz, Raf?

      Popatrzył na nią czujnie.

      – Co?

      – Na pewno nie zajmujesz się projektowaniem baz wojskowych – stwierdziła Emily rzeczowo. – Masz odciski na rękach, przy biurku raczej się ich nie nabawiłeś. Wiem, bo pracuję przy biurku. – Zmierzyła go przenikliwym spojrzeniem. – I na dodatek umiesz się bardzo dobrze obchodzić z bronią. Podejmujesz szybkie decyzje w sytuacjach zagrożenia. Nie tego bym się spodziewała po projektancie. No, to z jakiej jesteś jednostki?

      Rafael milczał, ale wreszcie westchnął i potrząsnął głową.

      – Pamiętam, że byłaś bystra. – Spuścił wzrok. – Jestem dowódcą oddziału zwiadowczych sił specjalnych.

      Emily słyszała o tych oddziałach zwiadowczych. Była pod wrażeniem, choć próbowała tego nie okazać. Z uśmiechem spojrzała na zegarek. W dole nadal kotłowała się horda groginów.

      – Co powiedzą twoi bliscy, gdy się dowiedzą, że musiałeś uciekać przed hordą? – zapytała niewinnie.

      – Będzie trochę krępująco – przyznał Rafael z grymasem.

      Emily sprawdziła jeszcze raz, która godzina, a potem stanęła na gałęzi. Z oddali rozległ się stłumiony huk napędu militarnego promu abordażowego, nieco mniejszego od zwykłego promu pasażerskiego, jednak uzbrojonego po zęby na wypadek starcia na ziemi. Huk stawał się coraz głośniejszy.

      Rafael zerwał się na równe nogi.

      – To prom bojowy!

      Emily wyjęła z kieszeni kamizelki urządzenie przypominające kształtem i rozmiarem długopis. Na jego końcu migotała niebieska dioda. Dziewczyna wcisnęła guzik i dioda zmieniła kolor na czerwony. Rafael rozpoznał urządzenie – boja naprowadzająca, która pomagała odnaleźć rannych i zaginionych żołnierzy. Teraz prowadziła wiktoriański prom abordażowy prosto do Emily.

      – Szukają nas! – stwierdził z niedowierzaniem i lekkim oburzeniem. – Skąd wiedziałaś?

      – Zawsze zabieram boję do lasu – odparła Emily z uśmiechem. – Gdy tylko pojawiły się groginy, nadałam sygnał na „Nową Zelandię”. Na pewno został przekazany do oddziałów stacjonujących w Tindżadzie.

      Prom zatoczył krąg nad ich głowami. Pilot, widoczny za przezroczystą kopułą kabiny sterowniczej, uniósł kciuk i wskazał w dół, gdzie zamierzał wylądować. Wycie i pomruki na polanie urwały się nagle. Groginy potruchtały do lasu, wszystkie poza samicą alfa, która posłała ludziom groźne spojrzenie. Emily poklepała kolbę broni sonicznej. Samica oddała mocz, a potem odwróciła się i zniknęła w gąszczu.

      Emily prychnęła, na wpół z ironią, na wpół z podziwem. Bez wątpienia przywódczyni hordy właśnie powiedziała: „Cóż, siostro, wygrałaś pierwszą rundę, ale chyba nie myślisz, że to już koniec, prawda?”.

      Rafael zmarszczył brwi.

      – Dlaczego powiedziałaś, że to pierwsza randka? Przecież to nie była randka…

      Emily uśmiechnęła się promiennie.

      – Założę się, że twoje matki i siostry powiedzą, że się mylisz.

      Rozdział 9

      Na stacji kosmicznej Atlas, w sektorze Azylu

      Hiram Brill po długim spotkaniu z Lori Romano zrobił listę tego, co powinno się stać. Dokładnie sprawdził ciąg zdarzeń, czy wszystko się zgadza i czy zadziała. Obok wypisał potrzebne materiały. Długo układał i porządkował obie kolumny, zanim uświadomił sobie, że wciąż brakuje mu dwóch informacji. Przebiegł palcami po klawiaturze, zastanawiając się nad możliwymi rozwiązaniami problemu. Wreszcie wykonał trzy połączenia.

      Pierwsze do pułkownika Dova Tamariego.

      – Tak? – Tamari odebrał, ale ani myślał się przedstawić.

      – Mówi komandor Brill, pułkowniku. Nadal ma pan okręty w sektorze Azylu?

      – Tak, komandorze. Osiem korwet, choć niektóre wymagają napraw.

      – Ale znajdzie pan dwie, które mógłbym zabrać na pilną misję? Nie będą musiały nigdzie lecieć, wystarczy, że wyślą drony komunikacyjne.

      Tamari zastanawiał

Скачать книгу