Скачать книгу

rozmowę Brill odbył z Maxem Opińskim, de facto szefem operacji kosmicznych stacji Atlas. Zadał mu tylko jedno pytanie. Opiński milczał długo, wreszcie westchnął.

      – Niczego nie robisz połowicznie, co?

      – Ale to możliwe? – naciskał Brill.

      – Jasne, że możliwe. Jeżeli uderzysz, będzie cholerna katastrofa, ale tak łatwo się nie da, wiesz, będzie trzeba podejść blisko, żeby mieć szansę.

      – Wystarczy jedna?

      – Na bogów naszych matek, Hiram, skąd mam wiedzieć, do cholery? Nikt tego nigdy nie próbował, o ile mi wiadomo. Może cię to zaskoczy, ale zwykle staramy się ze wszystkich sił, aby nic podobnego nigdy się nie zdarzyło.

      – Ale gdybyś miał to zrobić, ile…?

      Opiński wymamrotał coś pod nosem.

      – Gdybym to był ja, upewniłbym się, że mam sześć, im większych, tym lepiej. Trzeba założyć, że dwie chybią, jedna zostanie zestrzelona, ale jeżeli dotrze się w miarę blisko, trzy trafią jak należy. Nie wiem, czy te trzy wystarczą do zniszczenia, ale założę się, że nie będzie to przyjemne.

      – Mam u ciebie dług, Max – uśmiechnął się Hiram.

      Trzecia rozmowa odbyła się z Peterem Murphym, dowódcą holowników i kapitanem „Syna Dublina”, jednej z największych jednostek tego typu we Flocie Victorii.

      – Jezu Chryste! – wykrzyknął Murphy, gdy Hiram się przedstawił. – Za każdym razem, gdy się ze mną kontaktujesz, wiem, że wpadnę po uszy w gówno! Jaki szalony pomysł wpadł ci tym razem do głowy?

      Hiram wyjaśnił. Po drugiej stronie zapadła cisza.

      – Potrzebuję dość holowników, żeby złapać sześć i nimi sterować, Peter. Musisz mi powiedzieć, ile holowników będzie potrzebnych. I policz z nadmiarem, na wszelki wypadek. Będą miały osłonę, ale ryzyko istnieje.

      – Ale jak zamierzasz je tam przenieść? – zdziwił się Murphy. – Holowniki są powolne i raczej trudno je zamaskować. Nie podkradną się tak po prostu do tunelu czasoprzestrzennego, zwłaszcza że po drugiej stronie czeka połowa sił Dominium.

      – Pracuję nad tym – zapewnił Hiram i przerwał połączenie.

      ***

      Dziesięć godzin później dwie korwety zwiadu dotarły do swoich celów w przestrzeni Azylu i wystrzeliły po kilka dronów, które rozproszyły się i pomknęły w głęboki kosmos. Wszystkie drony nadawały nieustannie tę samą wiadomość: „Potrzebne mi ciasto czekoladowe. Potrzebne mi ciasto czekoladowe”.

      Wiadomość odbierały wszystkie stacje nasłuchowe w Azylu oraz na okrętach Floty Victorii. Odbierały ją nawet okręty zwiadowcze Dominium, przelatujące w pobliżu tunelu w pełnym maskowaniu. Nikt nie miał pojęcia, co znaczy ta wiadomość. Kapitan statku zwiadowczego i jego oficer łączności spędzili kilka godzin przy komputerze, na próżno próbując złamać szyfr.

      Następnego dnia wiadomość dotarła do adresata, a ten parsknął śmiechem. Potem zastanowił się, co z tym zrobić. Spoważniał, gdy zaczął rozważać, czy nadeszła już pora, aby Światłość ujawniła swoją najbardziej strzeżoną tajemnicę.

      I co się stanie potem.

      Rozdział 10

      Flota Bojowa Dominium,

      przy tunelu czasoprzestrzennym do Azylu

      – Już są prawie gotowi, zapewniam. Wystarczy jeszcze raz mocniej przycisnąć i będą nasi! – Michael Hudis spojrzał groźnie na admirała Kaesera, a ten odpowiedział tym samym. – Ich królowa to jeszcze dziecko. Zaraz się podda. Jej okręty zostały zniszczone, flota rozbita. Dziewczyna opowiada brednie o budowaniu okrętu co tydzień, ale to kłamstwo, blef. Nie rozumiecie? Królowa chwyta się resztek nadziei jak tonący brzytwy, admirale. Wasze ataki wywołały u niej poczucie klęski. Wystarczy jeszcze jeden, a dziewczyna będzie zdruzgotana.

      Admirała Kaesera ta przemowa nie poruszyła ani trochę.

      – Za cztery miesiące będziemy mieli dość nowych okrętów, aby pokonać Victorię. Tylko cztery miesiące. Nie ma powodu do pośpiechu…

      – Ale Victoria wciąż ma Atlasa! Na tej stacji można wiele zbudować w cztery miesiące! Niszczyciele, cztery krążowniki albo pancernik. Po co ryzykować?

      Hudis dostrzegł upór na twarzy Kaesera i westchnął. Pochylił się do admirała.

      – Spotkałem się z tą młodą królową, admirale. To dziecko. Przerażone i zrozpaczone dziecko. Była gotowa się poddać, o ile damy jej gwarancje. Gwarancje! Victoria już padła na kolana. Nie pora na ostrożność, trzeba zaatakować, póki wróg jest słaby!

      Kaeserowi się to nie podobało, ponieważ gdyby nawet posłuchał rad Hudisa, a atak zakończyłby się klęską, wina i tak spadłaby na głównodowodzącego. Wiedział, jak to działa, i bynajmniej nie był z tego zadowolony. Niechętnie odwrócił się do ekranu, na którym widniała twarz Anthony’ego Nasto, wykrzywiona grymasem zniecierpliwienia.

      – Nie zalecam tego, naczelniku ludowy – oznajmił beznamiętnie. – Nie wierzę, że możliwości produkcyjne Victorii przewyższą nasze przez cztery miesiące. Będziemy mieli przewagę.

      – Możecie to zagwarantować, admirale? – zapytał naczelnik.

      – Nie, ale wszystkie nasze szacunki prowadzą właśnie do takiego wniosku.

      Nasto spojrzał na Hudisa.

      – A ta nowa królowa? Jesteście pewni swoich obserwacji?

      Hudis skinął głową.

      – Jedno mocne uderzenie, a rozpadnie się na kawałeczki, niczym tanie szkło.

      – Świetnie. Zaatakujcie, gdy tylko będziecie gotowi, admirale. – Jego podobizna zniknęła z ekranu, gdy przerwał połączenie.

      Hudis wyszczerzył się radośnie. Dzięki temu tylko utrwali swoją pozycję jako najważniejszego doradcy naczelnika ludowego. Spojrzał na Kaesera.

      – Nie martwcie się, admirale, wszystko się uda – zapewnił.

      Admirał zmierzył go uważnym spojrzeniem. Hudis był głupcem. A co gorsza, ten głupiec nie miał najmniejszego pojęcia, co właśnie zrobił.

      Rozdział 11

      Na stacji kosmicznej Atlas, w sektorze Azylu

      Emily wzięła swój bagaż i weszła na prom. W jej krokach była sprężystość, a na ustach – choć nie zdawała sobie z tego sprawy – igrał lekki uśmiech. Młoda oficer zastanawiała się, jakie nowe zadanie jej przypadnie, ale myślami wracała też do Rafaela i jego śmiałej młodszej siostry, do jego ojców i matek, zwłaszcza do rodzonej matki, Leili.

      Do teraźniejszości wróciła z zaskoczeniem, gdy zdała sobie sprawę, że ktoś idzie obok niej.

      – Witaj z powrotem na Atlasie – uśmiechnęła się Wilkinson, naczelna psycholog Floty. Od starszej kobiety emanowała pewność siebie i satysfakcja. Emily od razu zrobiła się podejrzliwa.

      – Dziękuję, proszę pani – odpowiedziała i uniosła brew. – A czy pani admirał przypadkiem też przechodziła przez hangar promów, gdy przyleciałam, czy czekała na tarasie widokowym, żeby sprawdzić, czy nie wracam w stanie katatonii?

      – Doprawdy, kapitan Tuttle – prychnęła Wilkinson – czyżby pani nie wiedziała, że niezbadane są ścieżki admirałów?

      – Oczywiście, proszę pani, to wszystko wyjaśnia – zgodziła się

Скачать книгу