Скачать книгу

spojrzała przez ramię i wyszczerzyła zęby w udawanym warknięciu.

      – Jestem o wiele groźniejsza niż grogin, Rafaelu Eitanie! Ale nie tak okropna jak matki. One rozerwą cię na strzępy, zobaczysz. Nie było cię w domu od miesięcy, a kiedy wreszcie przyjeżdżasz, zostajesz tylko na jedną noc! – Pogroziła mu palcem. – Zrobią z ciebie potrawkę na kolację!

      Rafael roześmiał się, ale Emily podejrzewała, że trochę z przymusem. A potem dziewczynka wychyliła się do Emily.

      – Jestem Nouar, siostra Rafaela. Witaj w naszej wiosce.

      Emily uścisnęła wyciągniętą dłoń.

      – Emily Tuttle. Poznałam twojego brata na szkoleniu w Camp Gettysburg.

      Nouar wytrzeszczyła oczy.

      – Och, ty jesteś ta Emily! Rodzina będzie zaszczycona, że może cię poznać. Rafael opisywał cię w listach.

      Emily uniosła brwi. Intrygujące…

      – Kapitan Tuttle dowodzi okrętem wojennym we Flocie Victorii – wyjaśnił Rafael siostrze z powagą. – Walczyła z Dominium podczas inwazji na Victorię i umożliwiła królowej Annie ucieczkę do Azylu.

      Nouar przyjrzała się Emily z jeszcze większym zainteresowaniem, zanim jednak zdążyła się znowu odezwać, Rafael wstrzymał wierzchowca.

      – Jesteśmy na miejscu – oznajmił. – Odprowadźmy konie i będziemy mogli się czegoś napić.

      ***

      Sześcioro rodziców Rafaela dobiegało pięćdziesiątki. Najmłodsza, Hakima, miała ponad czterdzieści lat. Rodzona matka mężczyzny, Leila, okazała się drobną kobietą o jasnej cerze i długich, jasnobrązowych włosach znaczonych już pasmami siwizny. W niczym nie przypominała swojego barczystego, wysokiego syna i Emily z rozbawieniem próbowała zgadnąć, który z trzech mężczyzn spłodził Rafaela. Szybko się poddała, to mógł być każdy z nich. W domu było dziesięcioro dzieci, najmłodsza Nouar, najstarsza Fatum, już zamężna i z dwójką własnych dzieci. Fatum była nieco starsza od Rafaela, może rok lub dwa. Przyglądała się przybyszce z Victorii z nieskrywaną ciekawością. Kolację podano na dwóch długich stołach na środku przestronnej jadalni. Meble wykonano z miejscowego drewna – ławki dla dzieci, krzesła dla dorosłych. Z kuchni przyniesiono parujące potrawy i gorącą herbatę, bochenki ciemnego pieczywa, które smakowały melasą, oraz ciemnoczerwone wino, które Emily początkowo wydało się zbyt kwaśne i gorzkie, ale po drugiej lampce zaczęło jej smakować.

      „Jeżeli wypiję więcej, zasnę przy stole” – pomyślała.

      Trzech ojców – Amin, Danny i Yael – nie było zbyt rozmownych, w przeciwieństwie do matek nieustannie zajmujących się Emily, jakby okazała się ich zaginioną córką. Przy drugim stole młodsze dzieci rozmawiały głównie ze sobą, od czasu do czasu zerkały tylko na Rafaela i śmiały się w głos.

      Rozmowy wśród dorosłych dotyczyły przede wszystkim wczesnych oznak zimy, polowań na groginy – ostatnio pojawiło się duże stado i mieszkańcy wioski wychodzili poza ogrodzenie tylko z bronią. Zaczęto też rozmawiać o wojnie z Dominium.

      – Najbardziej niepokoi mnie pogłoska, że Tilleke byli w to zamieszani po stronie Dominium – powiedział Yael. W jego okularach odbiło się światło lamp. – Źle przegrać po niespodziewanym ataku z Dominium, ale jeszcze gorzej z Tilleke. Oni są naprawdę groźni… Przebiegli, inteligentni. A cesarz Chalabi to chyba najbardziej okrutny człowiek we wszechświecie.

      – I bezbożny – mruknęła Leila, a pozostali przytaknęli.

      – Skąd macie tyle aktualnych informacji? – zdziwiła się szczerze Emily.

      – Och, mamy radio i telewizję jak w miastach – zapewnił ją Yael. – Nie widziałaś tego, ale pół mili stąd na zboczu stoi antena, zapewnia doskonały odbiór. Sieć też działa bez zarzutu, więc możemy śledzić bieżące wydarzenia.

      – Khali Yael nie lubi się chwalić – roześmiał się Rafael, który siedział naprzeciwko Emily. – Pół roku spędza w Hajfie, jest wykładowcą nauk politycznych na uniwersytecie, więc jesteśmy lepiej poinformowani niż większość rodzin w Ouididi.

      – Yael to także nasz udomowiony liberał – dodał Danny. – Chociaż do tej pory nie mogę zrozumieć, jakim cudem wpuściliśmy do rodziny liberała.

      – Myślę, że to przez mój oszałamiający urok osobisty – stwierdził z powagą Yael, a potem starał się wyglądać na urażonego, gdy reszta dorosłych ryknęła śmiechem. Mrugnął porozumiewawczo do Emily.

      – Musieliśmy jakoś zrównoważyć żądnego krwi marine i drwala – stwierdziła ironicznie Hakima.

      Danny parsknął śmiechem.

      – Coś w tym jest – przyznał, a potem zwrócił się do Emily. – Wyrazy uznania za ucieczkę przed siłami Dominium. Rzadko udaje się uciec z pułapki. – Uderzył dłonią w blat. – Och, szkoda, że nikt nie widział min Dezetów, kiedy się zorientowali, że zabraliście ze sobą Atlasa!

      Jego śmiech brzmiał znajomo, zupełnie jak śmiech Rafaela. Emily uznała, że to właśnie Danny jest jego biologicznym ojcem.

      – Victoria poradziła sobie nieźle, naprawdę nieźle.

      – I w środku tego zamieszania przybyłaś tutaj, aby odwiedzić świątynię Ait Driss? – zapytała Hakima. Była wysoka, o ostrym nosie i wysokich kościach policzkowych, typowych dla mieszkańców tych gór. Wyglądała na twardą kobietę. Emily zdała sobie sprawę, że pytanie jest wieloznaczne. Ostatecznie Hakima, chociaż nie urodziła Rafaela, z pewnością była jego matką, a przynajmniej była równie opiekuńcza wobec niego jak każda matka troszcząca się o swoje dziecko. Aisza i Leila, zajęte rozmową z Rafaelem, nie usłyszały tego pytania, ale Yael jak najbardziej. Spojrzał na żonę z oburzeniem.

      – Emily to nasz gość, Hakimo – napomniał cicho, lecz stanowczo. – Nie naciskaj jej, przynajmniej nie przed deserem.

      Rafael naraz zorientował się, do czego zmierza rozmowa, i zaczął słuchać. Hakima nie spuściła wzroku, przyglądała się Emily wyczekująco.

      – Dotarcie do Azylu zajęło nam tydzień – powiedziała Emily cicho. – Walczyliśmy codziennie, czasami bez przerwy. Moja grupa bojowa, Zimowa Straż, dostała zadanie odszukania jednostek zaopatrzenia Dominium i zniszczenia ich. Udało się znaleźć konwój, ale czekała na nas zasadzka. Ponieśliśmy duże straty.

      – Emily – przerwał jej Rafael – nie musisz niczego wyjaśniać, my…

      Emily uniosła rękę, aby go uciszyć.

      – Wszystko w porządku, Raf. Mnie też wydawało się dziwne, gdy mnie tutaj wysłano, ale chyba już wiem dlaczego.

      Podniosła oczy na Hakimę i zwróciła się bezpośrednio do niej. Za jej plecami dzieci zamilkły i również zaczęły słuchać uważnie.

      – Moja kapitan i inni oficerowie zostali zabici. Musiałam przejąć dowodzenie okrętem. Zniszczyliśmy frachtowce zaopatrzenia dla floty Dominium, a potem walczyliśmy, żeby wrócić do Atlasa, jednak okazało się, że trzeba powstrzymać atak wroga, którego flota leciała do tunelu w pościgu za stacją. Pod koniec z dwudziestu okrętów zostały tylko trzy. Stanowiliśmy tylną straż, gdyby wróg przebił się przez naszą obronę, miałby czysty strzał i mógł zniszczyć Atlasa. Był tam okręt flagowy Dominium… – Urwała, zanim znowu mogła mówić. – Aby go powstrzymać, wysłałam najlepszą przyjaciółkę na misję samobójczą. Wiedziałam doskonale, co robię. Wydałam rozkaz. Udało się i stacja uciekła, ale moja przyjaciółka została pojmana… I już nigdy jej pewnie nie zobaczę – westchnęła. – Co rano

Скачать книгу