Скачать книгу

i kieruje się do drzwi.

      Gdy do nich podchodzi, to, co czai się za nimi, ponownie cichnie, po czym znów zaczyna rytmicznie oddychać. Słychać przeciągły pomruk, a potem drapanie o posadzkę, pojedyncze skrobnięcie, na próbę, jakby to coś chciało sprawdzić wytrzymałość kamienia, na którym stoi.

      Bram klęka przy drzwiach, delikatnie przechyla buteleczkę i rozlewa wodę święconą wzdłuż progu, aż nic nie zostaje. Kamień zdaje się ją wchłaniać, płyn błyskawicznie znika i zostawia po sobie jedynie cienką smużkę. Stworzenie za drzwiami rzuca się do ucieczki. Po czym rozlega się głębokie wycie ogromnego wilka.

      DZIENNIK BRAMA STOKERA

      Październik 1854

      Obudziłem się w przyćmionym świetle, gdy blade promienie słońca przenikały przez okna, zalewając pokój blaskiem, który nie należał ani do poranka, ani do zachodu. Założyłem, że nad zatoką pojawiła się mgła; o tej porze roku nie byłoby to nic dziwnego. W powietrzu unosiła się wilgoć i chociaż ktoś owinął moje ciało kołdrą, nie na wiele się to zdało i wciąż nękały mnie ukąszenia chłodu znad morza.

      Po śpiewie ptaków rozpoznałem, że jest wcześnie rano. Pomimo bólu otworzyłem oczy. Miska, z której mama korzystała przy ocieraniu mi czoła, stała na stole koło łóżka, a obok leżała szmatka, ale krzesło było puste. Spodziewałem się zobaczyć na nim mamę albo Matyldę, ale nie siedziała tam żadna z nich. Byłem sam w pokoiku na poddaszu. Nawet jeśli wujek Edward nadal był u nas w domu, nic o tym nie świadczyło. Jego torba zniknęła, a wraz z nią okropny słój z pijawkami. Odsunąłem kołdrę, zmusiłem się, by usiąść na łóżku, i wyciągnąłem rękę do światła. Od przegubów aż po łopatki obu ramion poznaczona była dziesiątkami potrójnych nakłuć. Podobne znalazłem na nogach, od ud do stóp. Ilu pijawek użył? Nie przestawało mnie to nurtować. Stwierdziłem, że zbiera mi się na wymioty, zdołałem jednak się powstrzymać.

      Chociaż było mi chłodno, nie był to ten rodzaj zimna co poprzedniej nocy, gdy walczyłem z gorączką. W sumie tylko domyślałem się, że wszystko to działo się w poprzednią noc, ale nie mogłem tego sprawdzić. Kiedy ostatnio miałem tak silny atak, przespałem trzy pełne dni, zanim odzyskałem przytomność i powróciłem do świata żywych. Wówczas po przebudzeniu byłem tak wygłodniały, jakbym nie jadł nie wiadomo ile dni. Opuściła mnie ta niewielka ilość energii, tlącej się zazwyczaj w moim ciele; ledwo mogłem usiąść, a co dopiero wstać. Tym razem, owszem, czułem się słaby, ale nie aż tak słaby jak wtedy. Właściwie wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że w razie potrzeby mógłbym wygrzebać się z łóżka i zaryzykować przemarsz na drugą stronę pokoju – jakbym obudził się z bardzo długiego snu, jak niedźwiedź, który po hibernacji wraca do życia.

      Sięgnąłem po dzwonek stojący na stoliku nocnym i potrząsnąłem nim. Po kilku chwilach w drzwiach pojawiła się mama, niosąca tacę ze śniadaniem.

      – No i jak się dzisiaj czujesz? – zapytała, odstawiając tacę na stoliku. – Nieźle nas wczoraj nastraszyłeś. Miałeś gorączkę, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek była aż tak wysoka. Naprawdę bałam się, że zapłoniesz we śnie żywym ogniem, tak byłeś rozpalony.

      – A co z ciocią Ellen? Jest tu? – zapytałem nie do końca swoim głosem.

      – Owszem, jest. – Mama powiodła oczami przez hall do drzwi pokoju Ellen. – Co pamiętasz z wczoraj?

      Starałem się przywołać wydarzenia ubiegłej nocy, ale moje wspomnienia były w najlepszym razie mętne i straszne. Chyba podnosiła mi się temperatura, a potem jeszcze trochę, aż do przyjazdu wuja Edwarda.

      – Wujek Edward puszczał mi krew.

      Mama przysiadła na brzegu łóżka i położyła złożone ręce na kolanach.

      – W rzeczy samej, i dobrze zrobił. Gorączka mocno cię trzymała i gdyby się nie zjawił, nie wiadomo, co by się z tobą stało. Edward jest dla nas wszystkich błogosławieństwem i masz wobec niego dług wdzięczności. Powinieneś mu to powiedzieć, kiedy ponownie go zobaczysz.

      – Ale tak naprawdę pomogła mi ciocia Ellen, prawda?

      Mama poruszyła się w miejscu. Nerwowo splatała i rozplatała palce.

      – Za twoje wyzdrowienie trzeba dziękować wujowi i nikomu innemu. To dzięki swojej wiedzy powstrzymał twoją gorączkę. Wszystko inne to domysły, których ani myślę słuchać. – Znów rzuciła spojrzenie na drzwi do pokoju Ellen na dole. – Zaczynam się zastanawiać, dlaczego właściwie trzymamy w domu kobietę, która co jakiś czas znika na całe dni i wraca, kiedy się jej żywnie podoba. Do opieki nad tobą i resztą dzieci potrzeba mi kogoś, na kim można polegać, a nie jakiejś nieprzewidywalnej, kapryśnej latawicy. Zamierzam porozmawiać o niej z twoim ojcem; być może dawno już należało wprowadzić zmiany.

      Widać było, że jest poirytowana, więc nie chcąc jeszcze mocniej jej rozzłościć, zmieniłem temat.

      – Czy wujek Edward jeszcze jest?

      – Obawiam się, że wyszedł o świcie. Przespał kilka godzin na dole, ale musiał wcześnie rano wracać do pracy i nie mógł dłużej zostać. Był tak miły, że przed wyjściem zajrzał jeszcze do ciebie i powiedział mi, że twój stan znacznie się poprawił, nastąpiło cudowne wyzdrowienie, jak to ujął. – Mama odwróciła głowę i głośno rzuciła przez ramię: – Matyldo, twój brat się obudził!

      Matylda wsunęła głowę przez drzwi; stała za nimi cały czas.

      – A kto to podsłuchuje?! – wykrzyknęła mama. – Bo wezmę dzwonek Brama i uwiążę ci na szyi!

      Matylda oblała się rumieńcem.

      – Nie podsłuchiwałam, mamo.

      Mama pochyliła głowę.

      – Mam uwierzyć, że tak po prostu stałaś sobie na korytarzu pod drzwiami brata, bo to wygodne miejsce dla stóp?

      Matylda otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie.

      Z dołu dobiegł płacz małego Richarda. Mama zacisnęła wargi.

      – Ten dzieciak mnie wykończy. Zostań na trochę z bratem.

      Po tych słowach wyszła z pokoju, a Matylda zajęła jej miejsce na skraju łóżka. Wzięła z mojej tacy ze śniadaniem tosta i wepchnęła go sobie do ust, a drugiego podała mnie. Chleb nie był pierwszej świeżości, a ja nie miałem specjalnie apetytu, ale i tak go zjadłem. Upewniwszy się, że mama znalazła się poza zasięgiem słuchu, powiedziałem cicho:

      – Co się wczoraj w nocy stało z ciocią Ellen?

      Matylda również zerknęła w dół hallu, żeby sprawdzić, czy mama nie nadchodzi, zanim odpowiedziała:

      – Nie pamiętasz?

      Pokręciłem głową, choć kark wciąż miałem sztywny i obolały.

      – Wróciła wcześniej, żeby mi pomóc, prawda?

      Matylda wyszeptała:

      – Wczorajszej nocy ciocia Ellen zawróciła cię spod bram piekła i uratowała przed dotykiem Diabła. Co do tego mam pewność.

      – Ale wujek Edward…

      – Wujek robił, co w jego mocy, ale twój stan pogarszał się z każdą godziną. Za to ciocia Ellen… Ona w jakiś sposób…

      – W jakiś sposób co? Co takiego zrobiła?

      Ranki po pijawkach zaczęły swędzieć, a kiedy Matylda zobaczyła, że je drapię, wzięła moje ręce w swoje.

      – To,

Скачать книгу