Скачать книгу

łamiącym się głosem, który zabrzmiał nieco wyżej, niż miałem nadzieję.

      Tata kiwnął Matyldzie głową i wrócił do gazety.

      Nie tknąłem swojego chleba dopóty, dopóki nie zobaczyłem, że mama smaruje swój masłem.

      – Wiadomo coś o Patricku O’Cuivie? – zapytała.

      Tata strząsnął gazetę i otworzył z powrotem na pierwszej stronie.

      – O, tak, najwyraźniej sprawa znacząco się skomplikowała. Posłuchaj.

MASOWY MORD PRZY MALAHIDE ROAD. OJCIEC RODZINY PODEJRZANY O ZBRODNIĘ W SANTRY

      Patrick O’Cuiv został znaleziony przez służby policyjne w swoim mieszkaniu przy Malahide Road; był bliski śmierci. Okoliczności zajścia budzą podejrzenia, gdyż oprócz niego w domu znaleziono też małżonkę i dwoje z trójki dzieci – wszyscy leżeli martwi w swoich łóżkach. Poinformowany o losie swoich bliskich, wpadł w histerię i mimo zrozumiałej żałoby wymagał uspokojenia siłą. Wyszły na jaw informacje, według których to on miał być pracownikiem biorącym udział w walce na pięści ze zmarłym Corneliusem Healym, zarządcą z posiadłości Santry.

      Mama pokręciła głową.

      – Coś okropnego. A więc nie dość, że zabił swoją rodzinę, to jeszcze pracodawcę?

      Tata wzruszył ramionami.

      – Jak dla mnie śmierć jego szefa to nic innego jak zwykły wypadek. Mamy mężczyznę w rozpaczliwym położeniu, u kresu sił. Wywiązała się bójka, a Healy dostał za swoje. Nikt nie będzie za nim tęsknił; był nadętym bufonem, który lubił tylko brzmienie własnego głosu i brzęk monet w kieszeni. Mógł darować mu tę odrobinę zboża, ale wolał stłuc człowieka usiłującego wykarmić rodzinę. Dosięgnął go gniew Boży i tyle. Ale ta historia z rodziną O’Cuiva jest naprawdę tragiczna. – Tata zamilkł na chwilę, wyjął fajkę z kieszeni na piersi i zaczął ubijać tytoń wydobyty z brązowego skórzanego woreczka, który zawsze nosił przy sobie. – Nie mogę sobie wyobrazić, jak, nawet utraciwszy nadzieję, ojciec rodziny mógłby odebrać życie żonie i dzieciom, dlatego że nie daje rady ich utrzymać.

      Richard zaczął grymasić, więc mama wyciągnęła rękę i pogłaskała go po rączce.

      – Może już wcześniej przechodził kryzys i nie mógł znieść zabójstwa pracodawcy. Ostatecznie skoro jako człowiek pracujący nie był w stanie wykarmić rodziny, to jak miałby tego dokonać jako bezrobotny zabójca? – zapytała. Richardowi się odbiło. Mama zmarszczyła brwi. – A wiadomo coś o ich córce? Tej, która zdołała uciec?

      – Jak na razie nic.

      – Ciekawa jestem, kto wziął ją pod swój dach. Nie sądzę, żeby O’Cuivowie mieli w tej okolicy rodzinę. Siboan O’Cuiv mówiła chyba, że jej rodzina mieszka w Dublinie, ale mogę się mylić.

      – Myślę, że ma dobrą opiekę.

      – Może zamieszkałaby u nas? – zaproponowała Matylda. – Nie miałabym nic przeciwko siostrze.

      Tata spojrzał na nią znad fajki, ale nic nie powiedział.

      Mama poklepała ją po ręce.

      – Często powtarzam twojemu ojcu dokładnie to samo! My, kobiety, jesteśmy w tym domu w znacznej mniejszości. Skoro dobry Bóg nie uważa za stosowne pobłogosławić tej rodziny kolejną córką, może powinniśmy rozważyć zwerbowanie jakiejś.

      – Myślicie, że widziała, co się stało? – zapytałem.

      Tata wypuścił z ust kółko z dymu i powiedział:

      – Najprawdopodobniej wszystko widziała. W przeciwnym razie po co miałaby uciekać? Takie rzeczy zostawiają w dziecku ślad na całe życie. Za dwadzieścia lat też będzie się budzić, mając ten obraz przed oczami. Być świadkiem tego, jak własny ojciec odbiera życie twojej matce i rodzeństwu, to niewyobrażalne okropieństwo, przed którym nie ma ucieczki. Mam tylko nadzieję, że któregoś dnia zazna szczęścia wystarczająco dużego, aby zrównoważyć zło, którego dopuścił się jej ojciec.

      Kątem oka przyglądałem się, jak ciocia Ellen zajmuje miejsce przed swoim nakryciem. Ręka lekko jej drżała, kiedy zanurzała łyżkę w rosole i unosiła do ust. Chociaż je otwierała, zupa ani razu nie trafiała do środka, a Ellen opuszczała pełną łyżkę z powrotem do talerza. Chwilę później powtórzyła całą operację i zupa nadal nie znalazła się w jej ustach. Matylda także się temu przyglądała, a kiedy Ellen spojrzała na nas z drugiego końca stołu, oboje odwróciliśmy wzrok. Z tego wszystkiego wypuściłem z rąk własną łyżkę, która spadła na podłogę. Ciocia Ellen odsunęła od siebie talerz.

      – Coś czuję, że ta choroba naprawdę mnie rozkłada. Przepraszam was bardzo.

      Po tych słowach wstała od stołu i weszła po schodach na górę, nie oglądając się za siebie.

* * *

      Później.

      – I co ona tam robi? – spytała szeptem Matylda, kiedy wśliznąłem się do swojego pokoju i dyskretnie zamknąłem drzwi.

      – Nic nie usłyszałem – odparłem cicho.

      Matylda siedziała na łóżku ze szkicownikiem w dłoni, uważnie odwzorowując mapy z sypialni cioci Ellen. Nigdy nie pojmę, jak udało się jej zapamiętać wszystkie te szczegóły.

      – Może śpi – zasugerowała, nie podnosząc wzroku.

      Po obiedzie siostra i ja wróciliśmy do mojego pokoju na poddaszu. Kiedy wchodziliśmy po schodach, odprowadzały nas spojrzenia reszty. Mimo że byliśmy rodziną, ja czułem się wśród nich trochę obco. Prawdę mówiąc, nie sądzę, by mieli nadzieję na to, że przeżyję choćby pierwszy rok, a to znacznie mniej niż siedem. Spodziewali się, że czeka mnie śmierć – jeśli nie dziś czy jutro, to niebawem, i dlatego woleli trzymać się ode mnie z daleka. Nawet mama, która spędzała ze mną wiele czasu, zachowywała dystans – zawsze była między nami nienazwana przepaść. Tatę widywałem rzadko, a Thornley zupełnie mnie unikał. Wobec tego kiedy udałem się do siebie na górę, odczułem ulgę, ale gdzieś pod nią czaił się strach: każde z nas przeczuwało, że po dobrych dniach nieuchronnie nadchodzą złe.

      – Nie śpi. – Wyobraziłem sobie ciocię Ellen, jak siedzi na brzegu łóżka z odsuniętym materacem i grzebie palcami w ziemi, nad którą unosi się wilgotne ciepło i zaprasza do środka. – Czy kiedykolwiek widziałaś, żeby coś jadła?

      – Przecież co dzień je z nami obiad.

      – Nie, pytam o to, czy rzeczywiście widziałaś, jak je?

      Matylda potrzebowała chwili na zastanowienie.

      – Ja… Sama nie wiem. Chyba nie widziałam, ale nigdy za bardzo się na tym nie skupiałam. Sugerujesz, że ona nie je?

      – Dziś udawała, że je.

      – Kiepsko się czuła. Akurat ty najlepiej powinieneś wiedzieć, jak to jest z jedzeniem, kiedy się choruje. Może udawała, żeby nie urazić mamy. Nie chciała sprawiać wrażenia, że zupa jej nie smakuje.

      Zaswędziała mnie ręka i podrapałem delikatną skórę.

      – Pokaż mi to – nakazała Matylda, odkładając szkicownik i łapiąc mnie za rękaw koszuli.

      Odsunąłem się. Nie wiedziałem dlaczego, ale po prostu nie chciałem, żeby to oglądała. Czułem, że nikt nie powinien. Że jeśli ktoś to zrobi, pojawi się więcej pytań. Pytań, na które nie mogę odpowiedzieć.

      Matylda zmierzyła mnie wzrokiem.

      – Bram!

      – To

Скачать книгу