Скачать книгу

mamy zabłysły łzy.

      – Chyba zaraz…

      – W porządku, mamo. On potrafi sam! – wykrzyknęła Matylda.

      Mama zbyła ją gestem dłoni i wzięła mnie w ramiona.

      – Dzięki wam, szczęśliwe gwiazdy, za wujka Edwarda. Niech go Bóg błogosławi!

      Ścisnęła mnie tak mocno, że prawie poderwała mnie do góry. Pod rękawami koszuli nocnej swędziały mnie ślady po ukąszeniach pijawek.

      – Nigdy nie zrozumiem, jakim cudem ta kobieta utrzymuje dom w czystości, a sama śpi w takim bałaganie. – Rozejrzała się wokół z obrzydzeniem. – No, już mi stąd, jedno z drugim.

* * *

      Tamtego dnia nie powiedziałem Matyldzie o pewnej rzeczy, którą przez cały ten czas zachowałem dla siebie i zabiorę ze sobą do grobu. Kiedy patrzyłem na ziemię pod łóżkiem cioci Ellen, kiedy patrzyłem na robaki i wijące się larwy, kiedy wdychałem zapach śmierci – nie czułem obrzydzenia, jak by wypadało. Przeciwnie, to wszystko zdawało mi się w niejasny sposób zachęcające; stałem tam i z całych sił zwalczałem w sobie przemożne pragnienie, by wejść do środka i się położyć.

* * *

      Wieczór.

      Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio siedziałem z całą rodziną w jadalni przy wspólnym posiłku. Czy w ogóle kiedykolwiek tak się zdarzyło? Choroba panowała nad moim życiem od tak dawna, że pamiętałem tylko posiłki u siebie w pokoju, przynoszone na zmianę przez domowników. Czułem się przez to ciężarem, obowiązkiem, który trzeba wypełniać. Kiedy mama zaprowadziła mnie na dół, na początku nie wiedziałem, gdzie mam usiąść. Wokół dużego okrągłego stołu z drewna stało siedem krzeseł, a przy sześciu z nich były nakrycia. Gdyby Matylda ruchem głowy nie wskazała mi, że mam usiąść obok, na krześle, przed którym brakowało nakrycia, nadal stałbym tam jak głupi przed całą rodziną i się jej przyglądał.

      Zająłem miejsce wskazane przez Matyldę, a mama podała mi talerz i sztućce. Moje palce kiepsko radziły sobie z widelcem. Kiedy rozejrzałem się wokół, zauważyłem, że inni też czują się nieswojo. Mój młodszy brat Thomas siedział naprzeciw mnie i się gapił. Co kilka minut wsuwał palec do nosa, żeby wyjąć z niego coś, nad czym nie miałem odwagi się zastanawiać, a wtedy Matylda wymierzała mu pod stołem szybkiego kopniaka. Thomas patrzył na nią spode łba i kontynuował swoje niecne poczynania. Mama siedziała po mojej prawej, nieświadoma przepychanek Thomasa i Matyldy, tak zajęta była Richardem, który siedział obok, porządnie zabezpieczony na wysokim dziecięcym krzesełku. Jego jedzenie zostało już podane i mama próbowała karmić go purée ziemniaczanym przy użyciu łyżeczki, kończyło się jednak na tym, że mały wypluwał jasną bezkształtną porcję, aby następnie wetrzeć ją sobie w kolana.

      Tata siedział naprzeciwko mamy po drugiej stronie stołu. Myślę, że nie chciał zwracać na mnie uwagi pozostałych; postanowił raczej udawać, że w mojej obecności nie ma nic nadzwyczajnego. Za to byłem mu wdzięczny. Poza Thomasem, wgapiającym się we mnie ze zdziwieniem, wszyscy starali się ukryć poczucie niezwykłości, które towarzyszyło tej sytuacji. Każde z nich przyłapałem na więcej niż jednym zerknięciu w moją stronę, nie padły jednak żadne komentarze na ten temat.

      Wtedy nagle Thornley wypowiedział to wprost z szokującą obcesowością. Poprosiłem go o podanie chleba, a on odparł:

      – Ktoś wreszcie zrezygnował z umierania, żeby sprawdzić, co słychać u reszty świata, co?

      Na dźwięk tych słów mama zgromiła go swoim najsurowszym wzrokiem.

      – Twój brat jest bardzo chory i powinieneś raczej być wdzięczny wujowi Edwardowi, że go nam przywrócił.

      – A mi tam się wydaje, że kisi się w tym swoim pokoiku tylko po to, żeby nie pomagać w obowiązkach domowych. Wygląda na to, że dolega mu głównie lenistwo – odrzekł Thornley.

      Tata uniósł brwi, ale nie przyłączył się do tej nieprzyjemnej wymiany zdań. Zamiast tego rozłożył aktualną gazetę i przeglądał nagłówki.

      Thornley miał tylko dwa lata więcej ode mnie, wydawał mi się jednak dużo starszy. Był również większy, przerastał mnie co najmniej o piętnaście centymetrów. Ja byłem drobny i chudy, on natomiast masywnie zbudowany, głównie dzięki pracom, które wykonywał, pomagając rodzicom przy pracach domowych. Zajmował się zwierzętami i obejściem, taszczył drewno i tym podobne. Uczyniło go to silnym chłopakiem; nawet jako dziewięciolatek był większy niż inni w jego wieku i był tego świadom. Thornley zawsze był skory do utarczki, czy to słownej, czy fizycznej.

      Pojawiła się ciocia Ellen z dużym garnkiem, ustawiła go na środku stołu i zaczęła napełniać po kolei nasze miski, począwszy od Thomasa. Kiedy doszła do mojej, Matylda szturchnęła mnie pod stołem. Jeśli ciocia Ellen wiedziała, że kręciliśmy się po jej pokoju, to nie dała tego po sobie poznać. Po zdjęciu prania wróciła do domu i rozkładała ubrania, nie zdradzając żadnej wiedzy na temat naszego występku. Nawet kiedy umieszczała moje ubrania w poszczególnych szufladach komody, robiła to bez słowa. Głowę miała opuszczoną, a twarz nadal zasłaniała chusta.

      Ciocia Ellen podała mi miskę z zupą, a ja wziąłem ją od niej, nie patrząc jej w oczy, choć czułem na sobie jej wzrok. Dopiero kiedy doszła do taty, ośmieliłem się spojrzeć na jej twarz. Matylda miała rację. Ciocia Ellen wyglądała, jak gdyby postarzała się w ciągu ostatnich kilku dni; skórę miała bladą i poszarzałą, a policzki pozbawione blasku. Kosmyki jasnych włosów, które wystawały spod chusty, wydawały się suche i łamliwe. Próbowała wsunąć je z powrotem pod materiał, ale wciąż wypadały i zwisały luźno.

      – Nie wyglądasz za dobrze, Ellen. Potrzebujesz odpocząć? – zapytała mama z drugiego końca stołu, wycierając Richardowi policzki serwetką.

      Ciocia Ellen posłała jej słaby uśmiech.

      – Pewnie się przeziębiłam i tyle. Dam sobie radę. Po obiedzie położę się i zduszę to w zarodku. Nigdy nie byłam z tych, które pozwalają się rozłożyć chorobie.

      Myśl o jej łóżku znów pojawiła się w mojej głowie wraz z ruszającymi się w ziemi robakami i larwami. Wyobraziłem sobie, jak Ellen leży na tym wszystkim z szeroko otwartymi szarymi oczyma i pustym spojrzeniem, a ziemne stworzenia powoli karmią się jej ciałem. Ślady po pijawkach na moich ramionach zaczęły swędzieć i walczyłem z pokusą, by zacząć się drapać. Na przegubie widać było jeden z nich i nie mogłem przestać na niego patrzeć – teraz był zaledwie różową obwódką, tak zagojoną, że już prawie niewidoczną. Zauważyłem, że Matylda mi się przypatruje, zasłoniłem więc ślad rękawem koszuli i czekałem na kopnięcie pod stołem, ono jednak nie nadeszło.

      Odgryzłem kawałek chleba, a tata chrząknął.

      – Czy aby o czymś nie zapomniałeś?

      Spojrzałem na kromkę pieczywa w ręce, potem na zupę, niepewny, co miał na myśli.

      Thornley zachichotał.

      Tata spojrzał na niego, marszcząc brwi, po czym zwrócił się do mnie:

      – W cywilizowanych rodzinach odmawia się przed jedzeniem modlitwę.

      Od tak dawna spożywałem posiłki u siebie w pokoju, że podobne rzeczy wyleciały mi z pamięci. Odłożyłem chleb obok miski, splotłem dłonie i zamknąłem oczy.

      – Może spróbowałbyś na głos? – powiedział tata.

      Otworzyłem oczy. Po twarzy Thornleya przebiegł złośliwy uśmieszek, a ja poczułem, że się czerwienię.

      – Dobrze, tato.

      Usiłowałem

Скачать книгу