Скачать книгу

przeciwko oddziałom chińskim w Mandżurii. Był to rejon stanowiący integralną część Chin, gdzie Japończycy posiadali prawnie uznane przez społeczność międzynarodową koncesje[240]. Konflikt mandżurski stał się ważnym sprawdzianem skuteczności Ligi Narodów jako organizacji, której podstawowym zadaniem była ochrona pokoju. Pikanterii sprawie dodawało to, że zarówno Japonia, uznana za agresora, jak i Chiny były w tym czasie członkami Rady Ligi Narodów, do której należała i Polska, zajmując od 1926 roku tak zwane miejsce półstałe[241]. Odległy w sensie geograficznym konflikt zmuszał polską dyplomację do zajęcia stanowiska. Trzeba było je określić w sposób bardzo wyważony, mając na uwadze, że w interesie Rzeczypospolitej było utrzymanie jak najlepszych stosunków z Japonią. Wynikało to z kilku czynników. W Warszawie Japonię postrzegano jako potencjalnego sojusznika na wypadek wojny ze Związkiem Sowieckim. Co więcej, konflikt mandżurski był o tyle na rękę stronie polskiej, że odwracał uwagę Moskwy od spraw europejskich, zwłaszcza Europy Środkowo-Wschodniej, i kierował ją ku Dalekiemu Wschodowi. Nad Wisłą liczono ponadto na uzyskanie poparcia dyplomacji japońskiej dla kandydatury Polski podczas wyborów do Rady Ligi Narodów w 1932 roku[242]. Niemniej jednak złamanie zasady integralności terytorialnej w Mandżurii i zgoda społeczności międzynarodowej na okupację japońską mogły stanowić nadzwyczaj niebezpieczny precedens. Dla coraz liczniejszych szeregów zwolenników rewizji granicy polsko-niemieckiej stałyby się dodatkowym orężem. W tych okolicznościach w Warszawie obawiano się nade wszystko o casus województwa pomorskiego, które już wówczas chętnie określano w prasie czy publicystyce międzynarodowej, nie tylko zresztą niemieckiej, propagandowym mianem korytarza gdańskiego[243].

      Ocenę wydarzeń w Mandżurii z punktu widzenia polskiego MSZ przedstawił na wspomnianej już konferencji posłów Rzeczypospolitej akredytowanych w państwach Europy Środkowej na początku marca 1932 roku, a zatem z niemal półrocznej perspektywy, naczelnik Wydziału Wschodniego Tadeusz Schaetzel. Konflikt mandżurski ocenił on jako długotrwały i powodujący dalekosiężne skutki, a jego przyczyny dostrzegał w zderzeniu się dwóch ekspansji: sowieckiej i japońskiej. Zwiększenie aktywności ZSRS na Dalekim Wschodzie, przejawiające się między innymi ofensywą gospodarczą (postępy eksploatacji złóż ropy naftowej na Sachalinie, faktyczne włączenie Mongolii do sowieckiego systemu gospodarczego), Schaetzel tłumaczył wykorzystaniem przez Moskwę okresu, kiedy to uwaga japońska skierowana była w stronę Pacyfiku. Agresja w Mandżurii była dlań najlepszym dowodem na to, że Tokio zaczęło znów wykazywać zainteresowanie kontynentem azjatyckim. Naczelnik Wydziału Wschodniego zakładał, że jest to tendencja trwała, a nie chwilowa tylko zmiana orientacji. Sam konflikt postrzegał jako „najbardziej zasadniczy”, bo będący zderzeniem „między prawnym stanem posiadania Japonii a narodowymi aspiracjami odradzających się Chin”[244]. Rolę tych ostatnich wyraźnie jednak pomniejszał, akcentując dążenia japońskie i sowieckie[245]. Powołując się na te przesłanki, Schaetzel wyjaśnił działania Polski na forum Ligi Narodów, a także wobec Tokio i Szanghaju. Kroki, jakie podjęły w Genewie państwa członkowskie Ligi Narodów, nazwał filochińską interwencją, wobec której dyplomacja polska zachowała daleko idącą rezerwę[246]. Znalazło to swój wyraz w powstrzymaniu się ministra Zaleskiego od wyjazdu do Genewy w październiku 1931 roku, gdzie sprawa konfliktu mandżurskiego była omawiana. Taki też sens miały instrukcje wysłane do delegata Rzeczypospolitej przy Lidze Narodów, Sokala[247]. W ostatnich tygodniach 1931 roku w Genewie pojawiła się koncepcja wysłania do Mandżurii tak zwanej Komisji Badań złożonej z reprezentantów trzech, a następnie pięciu państw, która na miejscu zapoznałaby się z sytuacją. Dyplomacja polska nie wyraziła chęci udziału w pracach tej komisji. Zgłosiła natomiast postulat, aby wśród jej członków znaleźli się przedstawiciele nie tylko wielkich mocarstw. W Warszawie przyjęto jednak zaproszenie rządu japońskiego dla attaché wojskowych, którzy udali się w rejon konfliktu. Znalazł się wśród nich akredytowany w Tokio mjr dypl. Henryk Floyar-Rajchman[248].

      Trzeba przyznać, że dyplomacja polska z wielką uwagą śledziła konflikt mandżurski i podjęte w jego sprawie działania na arenie międzynarodowej. Dla Becka był to ważny punkt odniesienia w ocenie instytucji genewskiej, a może nade wszystko przełożenia teorii na praktykę. Wnioski na przyszłość nasuwały się same. Liga była nieudolna i niewydolna wobec agresji dokonanej przez Armię Kwantuńską. A to musiało wpłynąć na stanowisko Warszawy wobec konfliktu mandżurskiego. Może najlepszym komentarzem w tej kwestii były uwagi sekretarza generalnego Quai d’Orsay Philippe’a Berthelota, który podczas spotkania z ministrem Zaleskim „wyrażał uznanie, że Polska od początku właściwie stanęła po stronie Japonii”, a zarazem narzekał na dr. Ludwika Rajchmana, dyrektora Sekcji Zdrowia w Sekretariacie Ligi Narodów, angażującego się zdaniem Francuza po stronie chińskiej[249].

      Rok 1931 był dla polskiej dyplomacji ostatnim etapem przygotowań do Międzynarodowej Konferencji Rozbrojeniowej w Genewie, której inauguracja nastąpiła 2 lutego 1932 roku. W Warszawie podjęto na dużą skalę akcję zmierzającą do możliwie szerokiego rozpropagowania polskich postulatów rozbrojeniowych, a także do uzgodnienia stanowiska w ich sprawie z państwami sojuszniczymi (Francja, Rumunia) oraz krajami o tożsamych czy co najmniej zbieżnych interesach w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego (Finlandia, Estonia, Łotwa). Myślano również o tym, aby do polskich propozycji przekonać, albo przynajmniej dokładnie o nich poinformować, niektóre mocarstwa, zwłaszcza USA, Wielką Brytanię i Włochy[250]. Zagadnieniami tymi zajmowało się znane nam już Biuro Rozbrojeniowe, z dr. Komarnickim na czele. Całość akcji nadzorował jednak Beck, któremu, jak wiemy, Biuro podlegało. Niemałą rolę w przygotowaniach polskiej dyplomacji do Konferencji Rozbrojeniowej, zwłaszcza w zakresie organizacyjnym, odegrał również delegat przy Lidze Narodów Franciszek Sokal, zmarły ledwie kilka tygodni po jej rozpoczęciu[251].

      Dnia 6 lipca 1931 roku Beck rozesłał do polskich placówek dyplomatycznych pismo wraz z załącznikami, które miało być podstawą do prezentowania stanowiska Polski w sprawach rozbrojenia. Zamierzano w ten sposób przekonać opinię międzynarodową, w tym kręgi polityczne innych państw, do polskich postulatów. Zwracano przede wszystkim uwagę na specyficzne geostrategiczne położenie Rzeczypospolitej, podkreślano kwestię „rozbrojenia moralnego” i wcześniej już podjęte działania dyplomacji polskiej na rzecz wzmocnienia pokoju (kontrola handlu bronią i amunicją, pozytywny stosunek do protokołu genewskiego z 1924 roku i konferencji lokarneńskiej, inicjatywa pokojowa z 1927 roku, która była punktem wyjścia traktatu ogólnego o wyrzeczeniu się wojny, czyli słynnego paktu Brianda–Kellogga, itp.)[252].

      Oprócz koncepcji „rozbrojenia moralnego” sztandarowym hasłem polskiej dyplomacji była klauzula rosyjska (zwana w źródłach również sowiecką). W centrali MSZ rozumiano ją dwojako: (1) w znaczeniu węższym, jako artykuł przyszłej Konwencji Rozbrojeniowej, wedle którego sąsiedzi ZSRR mieliby prawo uzależnić wykonanie tejże konwencji od tego, czy państwo sowieckie spełnia określone warunki w zakresie rozbrojenia, a zwłaszcza od usunięcia niebezpieczeństw wynikających z tego sąsiedztwa (mogliby nawet w ogóle odmówić jej wykonania); (2) w znaczeniu szerszym, jako zbiór argumentów przemawiających za tym, że Polska ma prawo do żądania od społeczności międzynarodowej odpowiednio wysokiego poziomu zbrojeń ze względu na sąsiadowanie z tak niebezpiecznym państwem jak Związek Sowiecki[253]. Inaczej mówiąc, Polacy domagali się najpierw określenia współczynnika bezpieczeństwa, a dopiero później dyskusji na temat wysokości zbrojeń poszczególnych państw. Nie trzeba dodawać, że niezależnie od tego, czy klauzulę rosyjską pojmowano w sensie węższym czy szerszym, wzbudzała ona negatywne reakcje w Moskwie i dawała impuls do przeciwdziałania dyplomacji sowieckiej[254]. Negatywny stosunek do proponowanej przez Warszawę klauzuli mieli nawet przedstawiciele poszczególnych państw, których interesy były zbieżne z polskimi. Na przykład szef Oddziału II japońskiego Sztabu Generalnego uważał, że stawianie takich warunków przez polską dyplomację może spowodować wycofanie się ZSRR z Konferencji Rozbrojeniowej, a uzyskanie zgody na wprowadzenie klauzuli nie daje żadnej gwarancji na jej wykonanie[255]. Obiekcje

Скачать книгу