Скачать книгу

zapobiec chaosowi na tym polu[213].

      Jako podsekretarz stanu w MSZ Beck czasami powracał do roli, jaką odgrywał kilka lat wcześniej u boku Piłsudskiego, będąc szefem jego Gabinetu i znajdując się niemal dosłownie w zasięgu ręki, gotów do udzielania Marszałkowi wszelkiego rodzaju wsparcia. Jesienią 1931 roku podczas odpoczynku w Rumunii Piłsudski zachorował na ropne zapalenie płuc, któremu towarzyszyła wysoka gorączka. Ulokowano go w mieszkaniu posła Jana Szembeka na terenie polskiej placówki dyplomatycznej w Bukareszcie. Chorobę utrzymywano w tajemnicy przed prasą. Z Warszawy sprowadzono lekarzy. Powrót do zdrowia trwał dość długo, a w trakcie „rekonwalescencji Marszałek był w silnej depresji. Złościł się na zakaz palenia”, jak to po latach odnotował Roman Michałowski[214]. Najpewniej ponaglony depeszą Szembeka Beck przyjechał specjalnie z Warszawy, ażeby zorganizować powrót swojego Komendanta do Polski. Tak też się stało.

      Gdy piastował stanowisko wiceministra, Beck wraz z żoną mieszkał przy ulicy Pięknej. Mieszkanie, z którego mieli widok na park Ujazdowski, nie było zbyt duże, aczkolwiek przy stole w jadalni zasiąść mogło dwanaście osób, co umożliwiało przyjmowanie gości, w tym przedstawicieli korpusu dyplomatycznego[215].

      Przyjrzyjmy się teraz aktywności dyplomacji polskiej i roli, jaką odegrał w jej działaniach bohater książki w latach 1930–1932. Pozwoli nam to zrozumieć wpływ Becka na kształtowanie polityki zagranicznej Warszawy, poznać jego zaangażowanie w konkretne kwestie oraz jego poglądy na temat newralgicznych problemów, a także ich ewolucję. Przegląd wypada zacząć od zagadnień o charakterze międzynarodowym, które nie mogły być obojętne polskim dyplomatom i w których Rzeczpospolita mniej lub bardziej aktywnie partycypowała. Później można będzie dokonać analizy relacji bilateralnych z innymi państwami, z akcentem położonym na rolę Becka jako wiceministra spraw zagranicznych.

      Wydarzenia 1931 roku zapowiadały przewartościowania na międzynarodowej scenie politycznej, tak w Europie, będącej wówczas ciągle jeszcze centrum świata, jak i poza Starym Kontynentem. W Warszawie zostało to dostrzeżone. Beck, inaugurując zwołaną przez siebie konferencję posłów Rzeczypospolitej akredytowanych w państwach Europy Środkowej, podjął nawet próbę zdefiniowania nowego zjawiska. Nazwał je „rewizjonizmem metod życia międzynarodowego”, godzącym w obowiązujący i przestrzegany dotychczas „konwenans polityczny”, który miał swoje źródło w porządku wersalsko-waszyngtońskim, a może lepiej: wersalsko-rysko-waszyngtońskim[216]. Podkreślał również, że rok 1931 przyniósł „bardzo wielkie wydarzenia”, choć ich konsekwencje z ledwie kilkumiesięcznej perspektywy wydawały się jeszcze niepomiernie małe. Beck nie miał jednak wątpliwości, że w przyszłości ich skutki będą widoczne. Na razie opóźniał je wielki kryzys gospodarczy, który rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych w 1929 roku, a potem rozlał niemal na cały świat. Determinował on wiele posunięć na arenie międzynarodowej, w tym także działania strony polskiej[217].

      Dnia 19 marca 1931 roku podpisano w Wiedniu protokół unii celnej, który zapowiadał podjęcie pertraktacji w sprawie zawarcia traktatu polityczno-gospodarczego między Austrią a Niemcami, w tym także uregulowanie taryf celnych. Faktycznie rozmyślano o włączeniu pierwszego z wymienionych państw do niemieckiego obszaru celnego, a z czasem i do organizmu gospodarczego. Wydarzenie okrzyknięto mianem anszlusu ekonomicznego. Obserwatorzy sceny politycznej całkiem słusznie dostrzegli w nim pierwszy krok ku połączeniu obu państw w wymiarze nie tylko gospodarczym, ale też politycznym oraz terytorialnym. Dążenia do połączenia Austrii z Niemcami nie były zjawiskiem nowym, pojawiły się bowiem już w 1918 roku i teraz powracały. W Paryżu czy Pradze odbierano je nade wszystko jako przejawy rewizjonizmu, groźnego dla terytorialnego status quo w Europie i godzącego w fundamenty bezpieczeństwa budowanego po Wielkiej Wojnie. Nic zatem dziwnego, że dyplomacje państw stojących na straży dotychczasowego porządku międzynarodowego szybko przystąpiły do kontrakcji. Najważniejszą rolę odgrywała w tym wypadku Francja, a jej minister spraw zagranicznych Aristide Briand, cieszący się powszechnym autorytetem na arenie międzynarodowej, przystąpił do opracowywania własnego planu ekonomicznej organizacji Europy. W zamyśle francuskiego polityka miał on być nie tyle konkurencją dla niemiecko-austriackiej propozycji unii celnej, ile skuteczną przeciw niej zaporą[218].

      Dyplomacja polska od początku z dużym zainteresowaniem obserwowała reakcję państw europejskich, zwłaszcza mocarstw oraz krajów powstałych na gruzach Austro-Węgier, na propozycje zgłaszane przez Niemców i Austriaków. Szczególnie negatywnie do projektu unii celnej odniosła się Czechosłowacja, widząc w nim zagrożenie dla swoich interesów politycznych i gospodarczych[219]. Strona polska na początku zajęła oficjalnie pozycję wyczekującą. Podczas spotkania Becka z posłem niemieckim Hansem Adolfem von Moltkem (24 marca 1931) ten ostatni próbował wciągnąć bohatera książki w dyskusję o projekcie unii celnej, tłumacząc jego sens wyłącznie względami gospodarczymi. Beck uchylił się od rozmowy na ten temat i zaznaczył, że Warszawa zachowuje rezerwę „do czasu posiadania dokładnych danych co do reperkusji całokształtu umowy na nasze stosunki z Austrią i Niemcami”. W rzeczywistości jednak polski MSZ inspirował prasę do rzeczowej krytyki projektu unii celnej, zwracając uwagę na jego kolizję „z akcją państw rolniczych, zmierzającą do rozwiązania trudności gospodarczych Europy przez szerokie porozumienie państw importujących i eksportujących produkty rolne”[220]. Promotorem owej akcji, rozpoczętej jeszcze w 1930 roku, była Polska. W sprawach unii Beck pozostawał także w kontakcie z posłem czechosłowackim w Warszawie Václavem Girsą, który z wyraźną nieufnością wyrażał się o działaniach strony polskiej w tym zakresie. Poseł czechosłowacki nie wierzył też w zapewnienie polskiego wiceministra, że podejmie on działania zmierzające do przeciwdziałania wymierzonej w jego kraj kampanii prasowej. Miał bowiem informacje, że niechętne Czechosłowacji publikacje inspirowane są nierzadko właśnie przez polski MSZ[221].

      O otwarcie negatywnym stosunku Polski do projektu austriacko-niemieckiej unii celnej zadecydowały ostatecznie wyniki konsultacji przeprowadzonych przez ministra Zaleskiego w Paryżu z politykami francuskimi i angielskimi. Szef polskiej dyplomacji zauważył bardzo stanowczą postawę Brianda. W instrukcji z 27 marca 1931 roku Zaleski nakazał odnieść się negatywnie do projektu unii zarówno z punktu widzenia gospodarczego, jak i politycznego. Na prośbę Paryża strona polska zamierzała przy tym zachować solidarne stanowisko z sojuszniczą Francją oraz państwami wyrażającymi niepokój projektem anszlusu ekonomicznego w przyszłej akcji zmierzającej do storpedowania tej idei[222]. Dzięki stanowczej postawie Francji wspieranej przez dyplomację państw Małej Ententy (Czechosłowacja, Jugosławia, Rumunia), ze szczególnym zaangażowaniem Pragi, koncepcja austriacko-niemieckiej unii celnej upadła. Dla polskich dyplomatów twarda postawa Brianda, znanego do tej pory z raczej ustępliwej polityki wobec Niemiec, była pozytywnym zaskoczeniem. Znalazło to swój wyraz w notatce polskiego MSZ, sugerującej prasie – na wypadek gdyby na prezydenta Republiki Francuskiej wybrano Brianda – „bardzo przychylny ton dla jego osoby”[223].

      Dnia 19 czerwca 1931 roku prezydent USA Herbert Clark Hoover zgłosił plan zawieszenia na rok, poczynając już od 1 lipca, spłat międzynarodowych zobowiązań finansowych, a zatem głównie długów wojennych i reparacji. Następnego dnia tekst owego moratorium został oficjalnie ogłoszony. Przyczyną wystąpienia z ową propozycją był pogłębiający się kryzys gospodarczy i zamiar skierowania strumienia pieniędzy na ratowanie finansów państw walczących z jego skutkami. Stany Zjednoczone jako największy wierzyciel ówczesnego świata spełniały zatem postulaty zgłaszane przez państwa zadłużone za oceanem[224].

      Rzeczpospolita przystąpiła do moratorium. Oceny sformułowane przez polskich dyplomatów na temat inicjatywy amerykańskiego prezydenta były jednak bardzo zróżnicowane. W sensie finansowym moratorium przynosiło Polsce korzyści. Według obliczeń przedstawionych przez naczelnika Wydziału Zachodniego Lipskiego dawało oszczędność budżetową w wysokości 110 milionów złotych[225]. W sensie politycznym zaś przeważały opinie negatywne. Ledwie kilka dni po ogłoszeniu memorandum poseł Wysocki interpretował

Скачать книгу