Скачать книгу

prowadzili ze strony polskiej Patek, ze strony sowieckiej zaś sam Litwinow oraz Borys Stomoniakow[300]. Z Warszawy sprawę dozorował Beck, który miał uprawnienia decyzyjne scedowane nań przez Piłsudskiego. We wrześniu 1931 roku Francuzi uzależnili podpisanie swojego paktu ze Związkiem Sowieckim od podpisania analogicznego paktu przez Polskę, a następnie także Rumunię. Z kolei dyplomacja polska warunkowała zawarcie paktu z Moskwą podpisaniem analogicznych paktów przez Estonię, Finlandię, Łotwę i Rumunię. Pakty negocjowane były przez każde państwo oddzielnie, ale wymienione wyżej warunki dawały pewien wspólny zakres działań i dowodziły koordynacji wysiłków. W ten sposób wytworzył się swego rodzaju łańcuch zależności, który dyplomaci sowieccy próbowali storpedować, starając się tym samym podważyć rolę Rzeczypospolitej jako lidera zachodnich sąsiadów ZSRR[301]. Budowa wspólnego frontu państw negocjujących, a także bliskie współdziałanie z Francją były niemałymi sukcesami Warszawy. Rokowania w sprawie paktu w drugiej połowie 1931 roku nie wpłynęły jednakże od razu na ocieplenie relacji polsko-sowieckich. Przekonał się o tym attaché wojskowy w Moskwie ppłk Jan Kowalewski, któremu odmawiano zaproszenia na manewry Armii Czerwonej[302]. W grudniu 1931 roku Beck udał się do Paryża, gdzie sprawy paktu z Sowietami omawiał z Briandem i Berthelotem, uzyskując akceptację strony francuskiej dla działań dyplomacji polskiej[303]. Z kolei ambasador Chłapowski już w pierwszej połowie stycznia 1932 roku konsultował zagadnienia paktu z gen. Weygandem. Jak widać, na tym etapie negocjacji współpraca sojusznicza była ścisła i efektywna. W lutym 1932 roku Beck zapewniał ambasadora Wielkiej Brytanii w Polsce Williama Erskine’a, że porozumienie z Sowietami jest zgodne z paktem Ligi Narodów[304]. Sprawą zawarcia układu polsko-sowieckiego bardzo interesowała się dyplomacja czechosłowacka, żywo i na bieżąco reagująca na wszelkie informacje dotyczące tego zagadnienia[305]. Poseł Girsa konsultował się w tej kwestii u Becka, który nie był zresztą nazbyt wylewny w swoich enuncjacjach, zapewniając dyplomatę czechosłowackiego o polsko-francuskiej solidarności, jeśli chodzi o układanie stosunków ze Związkiem Sowieckim[306].

      Wynegocjowany tekst polsko-sowieckiego paktu o nieagresji obie strony potwierdziły, parafując go 25 stycznia 1932 roku. Układ został podpisany dokładnie pół roku później. Obok traktatu ryskiego i paktu Brianda–Kellogga stał się on jednym z podstawowych dokumentów regulujących zasady stosunków między obu państwami. Układy o nieagresji wynegocjowały i podpisały ze Związkiem Sowieckim również Finlandia, Łotwa i Estonia. Nie udało się natomiast sfinalizować rokowań sowiecko-rumuńskich. Na przeszkodzie stała kwestia Besarabii, integralnej części Rumunii, do której Moskwa rościła sobie prawa. Już wiosną 1932 roku Piłsudski podczas wizyty w Bukareszcie zagroził, że Polska podpisze z sowietami pakt o nieagresji bez oglądania się na rumuńskiego sojusznika. Tak też się stało. Nie tylko w Bukareszcie, ale też w Paryżu zostało to odebrane jako złamanie przez Warszawę wspólnego frontu wobec Moskwy, o który sami Polacy wcześniej z determinacją zabiegali[307]. Faktycznie jednak, składając podpis pod dokumentem paktu o nieagresji, dyplomacja polska demonstrowała opinii międzynarodowej swoją niezależność w zakresie kreowania własnej polityki zagranicznej. W pierwszej kolejności chciano pokazać tę niezależność Francji, która swój pakt z Sowietami podpisała dopiero w listopadzie 1932 roku, próżno czekając na szczęśliwy finał negocjacji pomiędzy Rumunią a ZSRR. Uczyniono to nawet kosztem chwilowego pogorszenia relacji polsko-rumuńskich[308]. Stronie polskiej, a i osobiście Piłsudskiemu, bardzo zależało na zawarciu bilateralnego układu ze wschodnim sąsiadem. Dowodził on bowiem przynajmniej czasowej stabilizacji stosunków polsko-sowieckich i stał się jednym z filarów polityki równowagi lub jak kto woli – równej odległości pomiędzy Berlinem a Moskwą[309].

      Wedle opublikowanych niedawno źródeł sowieckich Beck miał się o pakcie z Moskwą wyrażać bez entuzjazmu, kładąc nacisk na jego znaczenie dla wzmocnienia pokoju w Europie. W zredagowanej uprzednio przez siebie odpowiedzi udzielonej jednemu z zagranicznych korespondentów, który nie omieszkał jej dostarczyć do sowieckiej placówki dyplomatycznej w Warszawie, wiceszef polskiej dyplomacji powiedział: „W gruncie rzeczy pakt nie zawiera niczego nowego. Wcześniejsze relacje między obu krajami były dobre i pakt lokuje je na jeszcze trwalszym fundamencie. Układ nie tylko oczyszcza atmosferę w stosunkach między Polską a Rosją, ale także wzmacnia możliwość utrzymania pokoju i dobrosąsiedzkiego współżycia, co więcej, ma jeszcze głębsze znaczenie, bo tworzy obecnie w Europie szerokie terytorium pokoju. Pakt gwarantuje w okresie swojego istnienia pokój w Europie Wschodniej. Dzięki temu tworzy atmosferę zaufania, czyli niezbędnego czynnika współpracy i rekonstrukcji gospodarczej”[310]. W ocenie Becka pakt służyć miał przede wszystkim do przezwyciężenia kryzysu ekonomicznego i zintensyfikowaniu polsko-sowieckich kontaktów gospodarczych, a nawet otwierał drogę do podpisania układu handlowego ze Związkiem Sowieckim. Jak widać, w oficjalnych enuncjacjach wiceminister nie akcentował nadmiernie politycznych walorów nowego układu dla przyszłości stosunków polsko-sowieckich. Co ciekawe, w ocenach sowieckich dyplomatów Becka postrzegano jako człowieka, który z jednej strony był gwarantem zwiększenia niezależności polskiej polityki wobec Francji, z drugiej zaś – zbliżenia z Niemcami. W Moskwie wiązano z nim również nadzieje na podjęcie bardziej energicznych prób zmniejszenia naprężenia, jakie istniało między Polską i Sowietami, chociaż zarazem podkreślano, że jest to swoistego rodzaju paradoks przy antysowieckim nastawieniu Becka[311].

      Francuzi zapamiętali jednak dobrze złamanie przez dyplomację polską solidarności w sprawie paktów z Sowietami. W dokumencie datowanym na 1 sierpnia 1932 roku przeanalizowano przyczyny antyfrancuskiej – bo takiego użyto słowa – polityki Warszawy. Widziano je nie tylko w osobistych sentymentach Piłsudskiego i chęci uniezależnienia się od Paryża na arenie międzynarodowej, ale także w obawach przed zawarciem układu francusko-niemieckiego kosztem Polski oraz w odmowie udzielania kredytów na zbrojenia zmuszającej Rzeczpospolitą do nadmiernych wydatków budżetowych. Zaznaczono przy tym, że wzrost tendencji antyfrancuskich manifestowany jest w Warszawie szczególnie od dwóch lat, to jest „od dojścia do władzy grupy zwanej «pułkownikami», której rzecznikiem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych jest płk Beck, obecnie podsekretarz stanu”[312]. Jak widać, bohater książki wciąż nie miał dobrych notowań na Quai d’Orsay. Dokładnie tego samego dnia, 1 sierpnia 1932 roku, nastąpiła likwidacja mocno już wcześniej zredukowanej Francuskiej Misji Wojskowej w Polsce, w czym Beck miał swój udział[313]. Zapewne i ta sprawa nie pozostała bez wpływu na ocenę jego osoby jako wiceministra sformułowaną w Paryżu. Nie był to koniec afrontów czynionych w tym czasie Beckowi przez Francuzów. 21 września 1932 roku nad Sekwaną ukazał się artykuł, w którym wracano do spraw będących już przedmiotem naszych rozważań, czyli rzekomego udziału podsekretarza stanu w polskim MSZ w zabójstwie gen. Zagórskiego oraz podżegania przezeń do osadzenia przeciwników politycznych w Brześciu. Sugerowano przy tym, że Beck może powrócić do Paryża na stanowisko ambasadora Rzeczypospolitej. Ten atak personalny spowodował oficjalną interwencję radcy polskiej ambasady Feliksa Frankowskiego na Quai d’Orsay[314]. Niewykluczone, że reakcja strony polskiej w tym wypadku nie była rezultatem instrukcji z Warszawy, lecz inicjatywą własną ambasadora Chłapowskiego, który dobrze znał swoje obowiązki, a nadto manifestował postawę lojalną wobec Becka[315]. Mogłoby to tłumaczyć, dlaczego podjęto działania przeciwko oskarżeniom wymierzonym w wiceszefa polskiej dyplomacji nad Sekwaną, a zaniechano takowych w wypadku von Oertzena. To jednak tylko hipoteza.

      Wracając jeszcze do stosunku Becka do Francji, warto odwołać się do relacji z rozmowy, jaką przeprowadził z nim pod koniec 1935 roku młody wówczas dyplomata Jan Bociański, mający zresztą już wówczas za sobą pracę w ambasadzie w Paryżu. Szef polskiej dyplomacji powiedział: „Bazą polityki zagranicznej jest sojusz z Francją. Z winy Francji sojusz ten «nie ma zębów». Francja bowiem od początku, w szczególności [marszałek Ferdinand] Foch, opierała się uzupełnieniu tego sojuszu konkretnymi zobowiązaniami natury wojskowej. Kolejne rządy polskie natykały się zawsze na ten niezrozumiały opór Francji. Sporo winy przypisuje minister ówczesnej opozycji, która w zaciekłej

Скачать книгу