Скачать книгу

postrzegania polskiego sojusznika przez pryzmat układania sobie przez Paryż – jako pierwszorzędnych – relacji z Niemcami i Związkiem Sowieckim, co musiało Rzeczpospolitą spychać do poziomu państwa drugorzędnego z punktu widzenia francuskich interesów. Przytoczony wywód jest retrospektywnym, ale też bardzo surowym i zarazem trafnym spojrzeniem na politykę Francji wobec Polski. Bez większego ryzyka można stwierdzić, że Beck widział ją identycznie jak Piłsudski, na którego zresztą wielokrotnie się powoływał podczas rozmowy z Bociańskim.

      Podpisanie paktu z Sowietami nie było równoznaczne z odwróceniem się Polski od rumuńskiego sojusznika. Późnym latem 1932 roku Beck udał się do Bukaresztu, gdzie odbył rozmowy z podsekretarzem stanu Grigorem Gafencu, posłem rumuńskim w Warszawie Victorem Căderem, posłem polskim w Rumunii Janem Szembekiem i radcą poselstwa Kobylańskim. Zaoferował sojusznikom przeprowadzenie sondaży w Moskwie na temat kontynuowania pertraktacji w sprawie zawarcia paktu o nieagresji pomiędzy Rumunią a Sowietami oraz wszelką techniczną pomoc w tej kwestii. Trudno nie zauważyć, że Beck prowadził rozmowy w Bukareszcie, ciesząc się daleko idącymi plenipotencjami. Obiecał nawet rumuńskim partnerom wydanie przez siebie odpowiednich instrukcji w sprawie dalszych negocjacji[317]. Tak też się stało. To właśnie Beck instruował Kobylańskiego w kwestii zachowania negatywnego stosunku do zgłoszonej przez Bukareszt propozycji zawarcia między Polską, Francją i Rumunią układu na temat wspólnych działań w zakresie przedłużania i odnawiania paktu z Sowietami. Zrobił to w sposób stanowczy, akcentując różnice w wypowiedziach rumuńskich polityków i traktując owe sprzeczności wręcz w kategoriach „dywersji”[318]. Świadczyło to dobitnie o rosnącej roli wiceministra w kształtowaniu polskiej polityki wschodniej, nie tylko zresztą na odcinku sowieckim i rumuńskim, ale też w odniesieniu do państw bałtyckich[319]. Gafencu był przy tym wdzięczny Beckowi za jego wysiłki zmierzające do uregulowania relacji na linii Bukareszt–Moskwa[320]. Rola mediatora w stosunkach rumuńsko-sowieckich stronie polskiej jednak się nie udała. Niemała w tym zasługa ministra spraw zagranicznych (od października 1932 roku) Nicolae Titulescu, który zamierzał uzyskać od Moskwy zapewnienie o przynależności Besarabii do Rumunii, co było nierealne, a nadto z nieufnością odnosił się do polskiego sojusznika. W instrukcji dla posła w Bukareszcie Beck napisał znamienne słowa: „Zechce Pan Poseł zachować się wobec Titulescu z chłodną rezerwą. Proszę nie omawiać z nim kwestii paktu; jeżeli Titulescu sprawę tę poruszy, stosownie do jego stanowiska szczegółowe instrukcje Pan Poseł otrzyma. […] O ile T[itulescu] wbrew oczekiwaniom, zwróci się do nas o pośrednictwo wobec Sowietów, nie uważam, byśmy się tem zająć mogli”[321]. W takich warunkach Warszawa zrezygnowała z roli mediatora, co raczej nieprzyjemnie zaskoczyło Paryż, gdzie krok ten interpretowano jako zachętę do „nieustępliwości sowieckiej” podczas dalszych rozmów[322].

      Nieco wcześniej Beck odwiedził Stambuł. I w tym wypadku chodziło o sprawy sowieckie, a dokładniej – o zapoznanie polityków tureckich ze stanem relacji na linii Warszawa–Moskwa po podpisaniu paktu o nieagresji i wymianę poglądów na ten temat[323]. Co ciekawe, dyplomaci polscy, świadomi pozycji Becka w strukturach władzy i jego bardzo bliskich związków z Piłsudskim, próbowali czasami wykorzystać te atuty do polepszenia relacji międzynarodowych łączących Polskę z krajami ich akredytacji. Przykładem takich działań może być poseł w Jugosławii Władysław Schwarzburg-Günther, który wiosną 1932 roku w liście do ministra Zaleskiego pisał, że wizyta Jadwigi i Józefa Becków w Belgradzie korzystnie wpłynęłaby na poprawę stosunków polsko-jugosłowiańskich, bo dałaby możliwość lansowania opinii, „że tak bliski człowiek Marszałka Piłsudskiego, jakim jest Wiceminister Beck, nie gościłby nigdy w kraju, do którego Marszałek żywi niechęć i odnosi się z brakiem sympatji. W ten sposób, dzięki pobytowi Ministerstwa Becków w Jugosławji, rozwiałaby się może plotka złośliwa o niechęci do niej Marszałka”[324]. Beck jako wiceminister spraw zagranicznych do Jugosławii nie dotarł. Udał się tam, dopiero gdy został szefem polskiej dyplomacji.

      Podsekretarz stanu zaznaczył swoją obecność również w stosunkach polsko-niemieckich. Lata 1931–1932 nie przyniosły spektakularnych wydarzeń w relacjach z zachodnim sąsiadem, które to relacje znamionowała wzajemna niechęć, a niekiedy po prostu wrogość. Poseł Wysocki nie krył wobec niemieckich interlokutorów, że jego zamiarem jest poprawa napiętych kontaktów na linii Warszawa–Berlin. Pierwsze rozmowy przeprowadzone przezeń nad Sprewą dawały nadzieję na polepszenie stosunków, tym bardziej że rząd kanclerza Heinricha Brüninga borykał się z bardzo poważnym kryzysem gospodarczym i monetarnym, mając przy tym niezwykle kruche zaplecze polityczne. Nadzieje owe szybko się jednak rozwiały. Akredytowani w Niemczech polscy dyplomaci z niepokojem spoglądali na coraz szerzej kolportowane hasła rewizjonistyczne, postępujące zbrojenia Republiki Weimarskiej, a także – a może przede wszystkim – rosnącą popularność narodowych socjalistów kierowanych przez Adolfa Hitlera[325]. W marcu 1932 roku naczelnik Wydziału Zachodniego Lipski mówił nawet o „przetwarzaniu się partii Hitlera z partii wyrosłej na ideologji południowych i zachodnich Niemiec w ugrupowanie o zabarwieniu pruskim. Wynika to z faktu, iż rozrost stronnictwa Hitlera przeniósł jego działalność na całe terytorium Rzeszy, nie wyłączając prowincji graniczących z Polską. Ruch ten znalazł tutaj aktywnych popleczników, którzy wchodząc w jego szeregi zaczęli, działając od dołu, wpływać na ideologię całego stronnictwa. Wyrazicielem tych tendencji w hitleryzmie jest [Joseph] Goebbels”[326].

      Na początku lat trzydziestych dyplomacja polska dążyła do unormowania stosunków gospodarczych z zachodnim sąsiadem, wierząc, że będzie temu towarzyszyło odprężenie polityczne. Kurs ten zapoczątkowany został jeszcze w 1929 roku podpisaniem tak zwanej umowy likwidacyjnej. W marcu 1930 roku Polska i Niemcy zawarły traktat handlowy. Rok później został on ratyfikowany przez parlament Rzeczypospolitej. Tymczasem strona niemiecka w rozmowach dyplomatycznych najpierw sondowała możliwość wprowadzenia w życie traktatu z ominięciem swojego parlamentu, gdzie ze względu na antypolskie nastroje nie było szans na przeprowadzenie ratyfikacji, po czym zaczęła się domagać od Polaków rewizji postanowień zawartych w tej umowie. Nie jest wykluczone, że za tymi działaniami od początku kryła się niechęć do ratyfikacji, a tym samym wprowadzenia traktatu w życie. Strona polska stanowczo odrzucała możliwość zmian w treści wynegocjowanego nie bez trudu porozumienia, które na arenie międzynarodowej przedstawiano jako wyraz dobrej woli Warszawy w ułożeniu sobie stosunków z Berlinem[327]. Starając się wykorzystać głęboki kryzys finansowy, w jakim znalazła się Republika Weimarska, namawiano Francuzów do zaangażowania większych kapitałów w polskiej części Górnego Śląska. W ten sposób chciano ograniczyć w województwie śląskim wpływy niemieckie, widoczne nie tylko na płaszczyźnie gospodarczej. Postulaty te, zgłaszane między innymi przez radcę ambasady w Paryżu Anatola Mühlsteina, pozostały jednak niezrealizowane[328]. Ani w wymiarze gospodarczym, ani tym bardziej w wymiarze politycznym nie uzyskano na linii Warszawa–Berlin odprężenia, a traktat handlowy nie został przez Niemcy ratyfikowany. W obu krajach dochodziło do wystąpień, ataków propagandowych i manifestacji, których ostrze wymierzone było w sąsiada[329].

      Warto zaznaczyć, że koniec 1931 i początek 1932 roku przyniosły próby szukania porozumienia z Niemcami także poza kanałami oficjalnymi i początkowo na neutralnym gruncie, w Perugii oraz Paryżu, następnie zaś w Berlinie. Rozmowy ze strony polskiej prowadzili parlamentarzyści: związany z ruchem narodowym poseł prof. Stanisław Stroński, skądinąd zadeklarowany przeciwnik Niemiec, i senator BBWR Henryk Löwenherz. Ich rozmówcami byli między innymi specjalista od spraw polskich prof. Otto Hoetzsch oraz blisko związany z kanclerzem Brüningiem prałat Georg Schreiber z katolickiej partii Zentrum. Na bieżąco informowano resort spraw zagranicznych o przebiegu rozmów, a ministerstwo nawet udzielało w tej kwestii szczegółowych instrukcji[330]. Niewykluczone, że to właśnie Beck od początku nadzorował przebieg rozmów – w styczniu 1932 roku wydał on w tej sprawie odpowiednią instrukcję dla posła Wysockiego, zaznaczając zresztą, że Stroński i Löwenherz „nie są mężami zaufania rządu” i blokując ewentualność udziału

Скачать книгу