Скачать книгу

który powierzył je Drymmerowi, o czym była już mowa. Zarzuty Zaleskiego pod adresem podsekretarza stanu i jego zaufanych ludzi (nazywanych przezeń po prostu „sitwą legionową”) pracujących w Ministerstwie Spraw Zagranicznych szły jednak znacznie dalej. W szkicu Ni w pięć ni w dziewięć pod datą 10 października 1959 roku napisał on wprost, że jego biurko w budynku ministerstwa zostało zrewidowane, przy czym ktoś pozostawił na nim kartkę z wymowną frazą: „Klucz od biurka leżał na biurku”. Nie było ono zresztą zamknięte, ponieważ Zaleski trzymał tam tylko swoje patenty orderowe. To samo stało się z biurkiem ambasadora Chłapowskiego w budynku paryskiej ambasady, dokąd pojechał jeden z zaufanych ludzi Becka (Zaleski wskazywał jako sprawcę raz Seweryna Sokołowskiego, innym razem Apoloniusza Zarychtę). Wszystko to dowodzić miało braku zaufania wobec osób nienależących w resorcie do grupy Becka. Zaleski skarżył się przy tym na samowolę swojego zastępcy podczas swoich długich pobytów w Genewie na obradach Ligi Narodów czy Międzynarodowej Konferencji Rozbrojeniowej. Nie omieszkał wspomnieć o wydarzeniach z ostatnich dwóch lat, w tym o rosnącej liczbie okólników podpisywanych przez podsekretarza stanu i wysyłanych następnie do placówek dyplomatycznych. We wrześniu 1931 roku Beck przesłał Zaleskiemu „instrukcję od premiera”, choć istniała w tym czasie niepisana umowa, że jedynie stojący na czele obozu władzy Piłsudski mógł ingerować w politykę zagraniczną w sposób wiążący dla szefa dyplomacji[373]. W 1941 roku wśród istotnych przyczyn złożenia dymisji podał również „pogarszające się zdrowie Piłsudskiego”, a co za tym idzie – brak „oparcia w jego osobie wewnątrz kraju” oraz „akcję wewnątrz obozu rządowego, skierowaną wyraźnie przeciwko mnie i podminowującą mi nawet grunt mego Ministerstwa”[374]. W tym ostatnim wypadku jako winnych wskazywał członków „sitwy legionowej”. Sprawa niedoinformowania Zaleskiego w kluczowej kwestii, jaką był zamiar wprowadzenia „Wichra” do portu gdańskiego, a nie tylko na redę, nie mówiąc już o wydaniu jego dowódcy rozkazu użycia broni w razie obrazy polskiej bandery, również nie pozostawała bez wpływu na decyzję o rezygnacji szefa dyplomacji z pełnionej funkcji. Jak można sądzić po lekturze tekstów Zaleskiego, nie była ona wszakże najważniejsza. Większym, ale i równie nieprzyjemnym zaskoczeniem było rozwiązanie pod koniec września 1932 roku Ukraińskiego Włościańsko-Robotniczego Zjednoczenia Socjalistycznego (w skrócie: Sel-Rob), któremu towarzyszyło aresztowanie czołowych działaczy, w tym posłów. Dokonało się to dosłownie w przededniu wyborów Polski do Rady Ligi Narodów i spowodowało antypolską kampanię działaczy ukraińskich w Genewie, która wizerunkowo bardzo szkodziła kierowanej przez Zaleskiego dyplomacji. Tymczasem po doświadczeniach z międzynarodowymi reperkusjami spowodowanymi tak zwaną pacyfikacją Małopolski Wschodniej można się było spodziewać, że rozwiązanie Sel-Robu nie przejdzie bez echa. Minister ten krok rządu polskiego potraktował jako celowy i wymierzony przeciwko niemu, a przeprowadzony przez ową „legionową sitwę”. Podsekretarz stanu odpowiedział wtedy, że rozwiązanie przez wojewodę lwowskiego Sel-Robu było fragmentem większej akcji związanej z rozprawą z opozycją, ponieważ w tym czasie to samo uczyniono z narodowcami z Obozu Wielkiej Polski w województwach pomorskim i poznańskim. Telegram w tej sprawie Beck wysłał do Zaleskiego 27 września 1932 roku, a zatem dzień po rozwiązaniu ukraińskiej partii[375]. Warto dodać, że lewe skrzydło Sel-Robu współpracowało z komunistami[376]. Nawet jeśli w kwestii rozwiązania ukraińskiej organizacji zarzuty Zaleskiego szły zbyt daleko, a on sam okazał się na tym punkcie przewrażliwiony, to niedoinformowanie go co do „Wichra” miał prawo odebrać jako brak zaufania ze strony Piłsudskiego, co dalszą współpracę stawiało pod znakiem zapytania. Minister zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jego pozycja w otoczeniu Marszałka jest znacznie słabsza niż Becka. Rozumiał również, że Piłsudski w coraz większym zakresie będzie promował twardszy i bardziej stanowczy kurs w dyplomacji, nie wykluczając metody stosowania faits accomplis, faktów dokonanych. Do tego zaś o wiele lepiej nadawał się i pasował dynamiczny, aktywniejszy i bardziej stanowczy w swoich działaniach Beck niż gustujący w kanonach tradycyjnej dyplomacji Zaleski.

      Minister zgodził się na podanie takich przyczyn jego rezygnacji, jakich życzyć sobie będzie Piłsudski. Stanęło na przemęczeniu i konieczności odpoczynku. Znalazło to swoje odbicie w okólniku wysłanym do kierowników placówek dyplomatycznych: „Opuszczając stanowisko Ministra Spraw Zagranicznych, pragnę podziękować Panu oraz wszystkim podwładnym mu urzędnikom za współpracę. Proszę motywować moje ustąpienie wyłącznie przemęczeniem spowodowanym ciągłemi wyjazdami do Genewy”[377]. Prawdę trudno było jednak ukryć. Wśród dyplomatów akredytowanych w Warszawie dobrze wiedziano, że to nie sprawy zdrowotne były prawdziwą przyczyną odejścia z ministerstwa Zaleskiego, tylko rosnąca w resorcie pozycja Becka. Ambasador brytyjski William Erskine pisał do Londynu o trudnej do zaakceptowania dla dotychczasowego szefa polskiej dyplomacji roli podsekretarza stanu w ministerstwie, o podejmowaniu przez niego decyzji w sprawach awansowych, wreszcie posyłaniu ministrowi instrukcji niczym podwładnemu urzędnikowi[378].

      Zaleski po odejściu ze stanowiska ministra spraw zagranicznych nie odmawiał współpracy z Beckiem. Tak było na przykład w lutym 1933 roku, kiedy to udzielił nowemu szefowi dyplomacji informacji na temat rewizjonistycznych planów włączenia Wolnego Miasta Gdańska do Niemiec[379]. Zaleski zachował jednak głęboki uraz do Becka, którego nie były w stanie przykryć ani kurtuazja, ani konwenanse. Dawał temu później wielokrotnie wyraz[380]. Indagowany w styczniu 1943 roku odnośnie do sprawy brzeskiej, powiedział: „Od długiego czasu nie byłem zadowolony z polityki wewnętrznej Rządu. Tak też i mnie w Rządzie tolerowano tak długo, dopóki na moje stanowisko nie znaleziono «piłsudczyka» czystej krwi. Zastąpiono mnie ostatecznie Beckiem, którego w międzyczasie poduczono w sprawach polityki zagranicznej”[381].

      Zaleski, odchodząc z resortu spraw zagranicznych, zawarł z Piłsudskim coś w rodzaju gentlemen’s agreement w sprawie wysłania jego najbliższego i zaufanego współpracownika, czyli szefa Gabinetu Mariana Szumlakowskiego, na placówkę dyplomatyczną. Ten ostatni przekazał Sewerynowi Sokołowskiemu fundusz specjalny MSZ w wysokości prawie pół miliona złotych i zadbał o sprawne przejęcie resortu przez nową ekipę. Beck odbył z Szumlakowskim szczerą rozmowę, podczas której zapytał, czy jest gotów z nim współpracować, i zaoferował mu wyjazd na placówkę zagraniczną odpowiadającą jego „tytułowi i randze”[382]. Otrzymał pozytywną odpowiedź i słowa dotrzymał, aczkolwiek z pewnym opóźnieniem. Szumlakowski w czerwcu 1933 roku został posłem nadzwyczajnym i ministrem pełnomocnym w Portugalii, a w marcu 1935 roku objął identyczne stanowisko w Hiszpanii[383]. Warto o tym pamiętać, mając na uwadze losy najbliższych współpracowników Becka po wrześniu 1939 roku, kiedy to ster polskiej dyplomacji znów przejął Zaleski.

      Piłsudski był konsekwentny w torowaniu Beckowi drogi do stanowiska ministra spraw zagranicznych. Wiedział, że będzie on nie tylko najlepszym realizatorem jego myśli, ale i rzecznikiem bardziej zdecydowanych metod, które uznawał za optymalne w nowej rzeczywistości politycznej. O jej rychłym nadejściu był od dawna przekonany. Na nowe czasy trzeba było nowych ludzi. Marszałek nie zawiódł się na Becku. Nie zmienił też wysokiej o nim opinii. Wręcz przeciwnie. Jesienią 1932 roku Piłsudski uznał, że niemal dwuletni okres pracy Becka na stanowisku wiceministra jest wystarczający jako czas przygotowań do objęcia steru polskiej polityki zagranicznej. Był to zarazem ich ostatni etap. Beck miał wgląd w całokształt działań polskiej dyplomacji, ale i w całokształt wewnętrznej polityki obozu rządzącego. Od czasów służby na stanowisku szefa Gabinetu Ministra Spraw Wojskowych stawał się coraz ważniejszym wykonawcą polityki zagranicznej prowadzonej przez Piłsudskiego. Teraz został jej najważniejszym realizatorem[384]. Czy już wówczas Marszałek widział go jako najlepszego kontynuatora własnej linii także po swej śmierci? Na to pytanie odpowiedź przyniosły późniejsze wydarzenia.

      Pułkownik dyplomowany Józef Beck został mianowany ministrem spraw zagranicznych 2 listopada 1932 roku. Odpowiednie pisma prezydent Ignacy Mościcki podpisał tego dnia w Spale. Były one kontrasygnowane przez premiera Prystora i odznaczały się prostotą. W piśmie

Скачать книгу