Скачать книгу

w Forcie Legionów przez grupę piłsudczyków. W związku z tymi sensacjami Beck przyjął członków rodziny gen. Zagórskiego, którym – nie bez racji – powiedział, że anonimy wyrzuca się po prostu do kosza. Cieślikowski wymienia szefa Gabinetu Ministra Spraw Wojskowych wśród zamieszanych w sprawę, którzy za „zasługi” związane między innymi ze zniknięciem gen. Zagórskiego uzyskali później znaczące awanse[108]. Przywołany wyżej Piotr Kowalski słusznie konkluduje, że rolę Becka w całej sprawie najlepiej oddadzą słowa: „Trudna do ustalenia”, choć podobnie jak Cieślikowski widzi w nim autora „koncepcji dezercji generała”[109]. Innymi słowy, cytowani autorzy, opierając się na jednym dokumencie napisanym przez Becka, nie wykraczają poza spekulacje oraz hipotezy.

      Nie należy zapominać, że sprawa zaginięcia gen. Zagórskiego była przez historiografię Polski Ludowej traktowana jako sztandarowy pretekst do formułowania oskarżeń o mord dyktowany zawiścią i niepozbawiony tła politycznego – oskarżenia te kierowano przeciwko Piłsudskiemu i jego zaufanym, którzy mieli się obawiać, że niechętny im generał ujawni informacje o współpracy Marszałka z wywiadem austriackim przed pierwszą wojną światową i w jej trakcie. Tymczasem w pełni przekonujących dowodów na dokonanie mordu i udział w nim Becka nikt nie przedstawił. Prasa opozycyjna wobec obozu pomajowego spekulowała później, że powiązanie nazwiska bohatera książki ze sprawą zaginięcia gen. Zagórskiego miało mu przeszkodzić w objęciu stanowiska radcy ambasady Rzeczypospolitej we Francji w 1928 roku, o czym pisaliśmy wyżej[110]. Przeczy to jednak informacjom zawartym w cytowanych już raportach ambasadora Laroche’a.

      Wedle ustaleń Mariusza Patelskiego Beck aktywnie uczestniczył w działaniach skierowanych przeciwko aresztowanym krótko po zamachu majowym i wywiezionym do Wojskowego Więzienia Śledczego nr III w Wilnie na Antokolu generałom Bolesławowi Jaźwińskiemu, Tadeuszowi Rozwadowskiemu, Włodzimierzowi Ostoi-Zagórskiemu i Michałowi Żymierskiemu, których oskarżono o nadużycia na szkodę armii. Nie tylko Gabinet Ministra wydał w tej sprawie odpowiedni komunikat wraz z wyliczeniem przyczyn zatrzymania generałów, ale też sam Beck w czerwcu 1926 roku miał sprawdzać wysokość pensji wypłacanych uwięzionym, o czym informował wileńskie więzienie[111]. Sprawa jego udziału w akcji wymierzonej w przeciwników Marszałka w czasie zamachu miała swój dalszy ciąg. Kilka miesięcy później gen. Daniec konsultował z nim zagadnienia związane z procesem przeciwko gen. Rozwadowskiemu[112]. Beck, zasłaniając się zaabsorbowaniem Piłsudskiego kwestiami państwowymi, odmówił przy tym zgody adwokatowi Rozwadowskiego dr. Tadeuszowi Dwernickiemu na audiencję u Marszałka, kierując go do I wiceministra spraw wojskowych i szefa Administracji Armii gen. Daniela Konarzewskiego jako osoby kompetentnej, której sprawa podlega[113]. Chronił tym samym swojego Komendanta przed niechcianą rozmową. Raczej nie ulega wątpliwości, choć brak na ten temat źródeł, że Beck z przekonaniem realizował wytyczne Piłsudskiego. W przeciwieństwie do sprawy gen. Zagórskiego Becka nie obciążano winą czy współwiną za przedwczesną śmierć gen. Rozwadowskiego.

      Już w pierwszych dniach po objęciu stanowiska szefa Gabinetu Ministra Spraw Wojskowych Beck stanowczo występował przeciwko gen. Juliuszowi Tarnawie-Malczewskiemu, ministrowi spraw wojskowych w obalonym rządzie Witosa, również uwięzionemu na Antokolu. W sygnowanym przez niego piśmie znalazły się następujące słowa: „Przeciwko generałowi Juljuszowi Malczewskiemu zostały wdrożone dochodzenia o to, że w czasie zajść majowych zrywał epolety i orzełki oficerom, którzy się wypowiedzieli przeciwko rządowi, deptał po zerwanych odznakach oficerskich, wymyślając najordynarniejszymi wyrazami, i obrażając czynnie bezbronnych żołnierzy, odsądzał oficerów od honoru, co stanowi występek z § 121/122 kodeksu wojskowego. Ze względów dyscypliny wojskowej oraz wzburzenia w znacznej części korpusu oficerskiego, zagrażającego karności i porządkowi, zarządzono równocześnie przeciw wymienionemu generałowi tymczasowe przytrzymanie”[114]. Dziwnie brzmiało powoływanie się na przepisy prawa przez człowieka, który ledwie kilkanaście dni wcześniej uczestniczył w żołnierskim buncie przeciwko prawowitej władzy, nawet jeśli w grę wchodziły tak cenne dla Becka wartości jak żołnierski honor czy wojskowa dyscyplina.

      Po zamachu majowym Beck odegrał niechlubną rolę w surowej rozprawie z poprzednią ekipą rządzącą i gnębieniu pokonanych przeciwników swojego Komendanta. Trudno dziś orzec, ile było w tym jego własnej inicjatywy, ile zaś sugestii czy może nawet dyrektyw Piłsudskiego.

      Inną sprawą niepozbawioną posmaku sensacji, również chętnie podnoszoną przez historiografię czasów Polski Ludowej, było przybycie do gmachu Sejmu 31 października 1929 roku grupy umundurowanych oficerów, którzy chcieli oddać hołd Piłsudskiemu. Beck wraz z gen. Sławojem Felicjanem Składkowskim towarzyszył wówczas Marszałkowi, a zaraz po przybyciu do Sejmu został wysłany do marszałka Ignacego Daszyńskiego w celu powiadomienia go o pojawieniu się w budynku Piłsudskiego w zastępstwie chorego premiera Świtalskiego. Był również świadkiem twardej rozmowy pomiędzy Piłsudskim a Daszyńskim, który odmówił otwarcia posiedzenia niższej izby parlamentu w związku z obecnością w przedsionku gmachu grupy kilkudziesięciu oficerów, uznając, że jest to niebezpieczne najście. Sytuacja ta była kolejną odsłoną konfliktu pomiędzy obozem władzy a opozycją skupioną w Sejmie. Odnalezione w Moskwie i opublikowane niedawno dokumenty całą sprawę przedstawiają w nieco innym świetle. Wynika z nich, że Piłsudski nie był inspiratorem przybycia oficerów do gmachu parlamentu, jak głosiła opinia do tej pory przeważająca w literaturze naukowej. W związku z zaostrzającą się walką polityczną ich obecność była mu jednak na rękę, a upór Daszyńskiego posłużył do brutalnego ataku Marszałka na jego osobę, co jeszcze bardziej pogłębiało kryzys polityczny dojrzewający w państwie. Piłsudski w niewysłanym najpewniej liście do prezydenta Mościckiego pisał o marszałku Sejmu: „Wreszcie na zakończenie muszę zaznaczyć, iż, gdy ten operetkowy pan wciągnął Pana Prezydenta do sprawy, ja osobiście czuję się tak mocno skrępowany w swojej możliwości nie obrony siebie, gdyż nie potrzebuję tego, lecz w zwyczajnym daniu wyjaśnień równie publicznie na łgarstwa i krętactwa tego osła i dlatego zatrzymuję się jeszcze z publicznym ogłoszeniem, że mamy do czynienia z wariatem, którego trzeba oddać pod obserwację lekarską”[115]. Jak widać, polityczna szkoła Marszałka niekiedy daleka była od ogłady i kultury.

      Trafną ocenę Becka z okresu pełnienia przezeń funkcji szefa Gabinetu Marszałka zawiera notatka przygotowana w Berlinie w lutym 1931 roku. Został w niej określony jako jeden z „najważniejszych oficjalnych doradców” Piłsudskiego, a „właściwie jedna z czołowych postaci w Polsce” (einer der eigentlich führenden Leute in Polen). Pozycję tę w opinii Auswärtiges Amt (MSZ) zawdzięczał bliskim relacjom z Marszałkiem i niewątpliwym zdolnościom. Co ciekawe, Niemcy podkreślili jego „bardziej polityczne i dyplomatyczne niż wojskowe usposobienie”[116]. Również Francuzi w obszernej notatce na temat Becka przygotowanej już po objęciu przez niego steru polskiej dyplomacji podkreślali, że zamach majowy i dojście do władzy Piłsudskiego przesądziły definitywnie o powodzeniu dalszej kariery (la fortune) bohatera książki. Dokument ten zaczyna się od słów, które warto przytoczyć: „Kariera i osobowość pana J. Becka są zdominowane przez kontakty, jakie łączą go z Marszałkiem Piłsudskim, i przez zaufanie, jakim nie przestaje się on u niego cieszyć”[117].

      Trudno natomiast zgodzić się z informacją zawartą w notatce przygotowanej w marcu 1931 roku przez dyplomatów amerykańskich (niewykluczone, że jej autorem był radca Ambasady USA w Warszawie John Cooper Wiley), jakoby Beck był „uważany za dyktatora polskiej polityki zagranicznej od 1926 roku, jako szef gabinetu Marszałka Piłsudskiego”. W tym wypadku była to gruba przesada, umniejszająca pozycję Piłsudskiego. W innym miejscu tego dokumentu podano charakterystykę, która jest może bardziej trafna, choć dyskusyjna, ale na pewno interesująca: „niezwykle zdolny i gotów iść do ostatecznych granic, aby przeprowadzić swój punkt widzenia”[118]. Ambasador brytyjski w Polsce William Erskine pod koniec 1930 roku nie szczędził szefowi Gabinetu Marszałka gorzkich słów: „Beck nie posiada żadnego doświadczenia urzędowego i zażywa niezbyt pochlebnej

Скачать книгу