Скачать книгу

Jordan Rozwadowski skierował do płk. Izydora Modelskiego, dowódcy 30. Pułku Piechoty stacjonującego wówczas w Cytadeli, oraz płk. Mieczysława Boruty-Spiechowicza, dowódcy 71. Pułku Piechoty, rozkaz, w którym pisał: „Wyzyskując wczesne ranne godziny natrzeć bezwzględnie na tyły buntowników, którzy obsadzili Plac Mostowskich i głównie K[o]m[en]dę Miasta i starać się dostać w swe ręce przywódców ruchu nie oszczędzając ich życia”[297]. Natarcie miało zostać wykonane siłami wspomnianych wyżej pułków przy wsparciu artylerii. Wydając rozkaz, gen. Rozwadowski liczył najpewniej na pojawienie się posiłków w postaci ściąganych naprędce do Warszawy oddziałów poznańskich i gotowość do bezzwłocznego działania jednostek, które miał już do swojej dyspozycji, w tym Oficerskiej Szkoły Piechoty. Był przy tym świadom rychłego przybycia do stolicy na pomoc Piłsudskiemu wiernych mu oddziałów z Wilna, z gen. Edwardem Śmigłym-Rydzem na czele. Stąd i pośpiech w planowanej akcji. W skądinąd krótkim dokumencie znaleźć można i inne bezwzględne sformułowania. Natarcie w kierunku centrum miasta, a ściślej: placu Saskiego i Komendy Miasta, miało zostać poprzedzone uprzednią „likwidacją 1-go pułku szwoleżerów w jego koszarach”[298]. Szwoleżerowie opowiedzieli się jednoznacznie po stronie Piłsudskiego. Wykonanie rozkazu okazało się niemożliwe, sam dokument dostał się zaś w ręce oficerów dowodzonego przez Becka sztabu. Słowa gen. Rozwadowskiego musiały przez nich zostać odczytane jako równoznaczne z zamiarem pozbawienia życia Piłsudskiego i stojących u jego boku „przywódców ruchu”, w tym zapewne gen. Dreszera i ppłk. Becka. W taki też sposób zinterpretował go w wydanej w 1966 roku książce o zamachu majowym amerykański badacz Joseph Rothschild, wywołując istną burzę i gorące dyskusje w środowiskach elity emigracyjnej[299]. Trudno sobie wyobrazić, aby stanowisko wyrażone w cytowanym rozkazie przez gen. Rozwadowskiego nie miało wpływu na stosunek Marszałka i jego otoczenia do tego bardzo zasłużonego dla Polski żołnierza, jednego z najbliższych współpracowników Piłsudskiego w przełomowym okresie wojny polsko-sowieckiej.

      W literaturze przedmiotu podnosi się słusznie, że ów mocno improwizowany charakter prac sztabu grupy operacyjnej „Warszawa”, w tym niedostatek planów oraz map, jest kolejnym dowodem na brak wcześniejszych przygotowań piłsudczyków do walki zbrojnej i zamiar ograniczenia się do demonstracji zmuszającej rząd Wincentego Witosa do dymisji[300]. Faktem jest natomiast, że pomimo owej improwizacji i nadzwyczaj trudnych warunków pracy sztabu gen. Dreszer i jego podkomendni okazali się sprawniejsi i skuteczniejsi w prowadzeniu trzydniowych walk na ulicach Warszawy – zakończyły się one zwycięstwem zwolenników Piłsudskiego[301]. Nie bez znaczenia była pomoc udzielona im przez kolejarzy, członków organizacji paramilitarnych oraz warszawskich robotników. Warto jeszcze zacytować wymowne, choć może nieco przesadne słowa Michała Brzęka-Osińskiego, który w dniach przewrotu był u boku Piłsudskiego: „Komendant robił w maju tylko Dreszerem i Beckiem”[302]. Dopiero po zakończeniu walk 15 maja obaj zostali odwołani z rozkazu Piłsudskiego z zajmowanych stanowisk. Gen. Dreszer dowództwo nad grupą operacyjną „Warszawa” przekazał gen. Burhardtowi-Bukackiemu, a Komendę Miasta gen. Tokarzewskiemu, Beck zaś oddał sztab w ręce ppłk. Rawicza-Mysłowskiego[303].

      Rola bohatera monografii w dniach przewrotu nie ograniczała się wyłącznie do spraw wojskowych i kierowania sztabem. Po południu 14 maja wojska wierne Piłsudskiemu zdobyły gmach Ministerstwa Spraw Wojskowych i zaczęły zbliżać się do Belwederu, gdzie przebywali prezydent Wojciechowski, członkowie rządu i dowódcy wojskowi stojący po stronie dotychczasowych władz. W związku z tym przenieśli się oni do Wilanowa i tam jeszcze tego samego dnia o godzinie 17.30 odbyło się posiedzenie Rady Gabinetowej. Podjęto w jego trakcie kluczowe decyzje o zaprzestaniu dalszych walk i złożeniu dymisji rządu na ręce prezydenta Rzeczypospolitej. Wojciechowski wystosował pismo do marszałka Sejmu Macieja Rataja, prosząc go o przybycie do Wilanowa w celu przyjęcia oświadczenia o zaprzestaniu rozlewu krwi. Rataj pojechał najpierw do Piłsudskiego, który urzędował wówczas w Komendzie Miasta, uzyskując od niego zapewnienie wstrzymania dalszych walk. Jako swojego parlamentariusza do rokowań z dotychczasowymi przeciwnikami Marszałek wyznaczył właśnie Becka. Był to dowód wielkiego zaufania i zarazem wysokiej oceny zdolności dyplomatycznych młodego oficera. Beck, pomimo zmęczenia i problemów z chodzeniem spowodowanych zbyt ciasnymi cholewami, których nie zdejmował przez trzy dni pracy w sztabie gen. Dreszera, podparty dwoma laskami, zameldował się u Piłsudskiego[304]. Do Wilanowa udał się wraz z Ratajem późną nocą z 14 na 15 maja. Piłsudski chciał mieć zapewne zaufanego człowieka w charakterze świadka kluczowych dla państwa oraz dla niego samego wydarzeń. A od Becka spodziewał się rzeczowej relacji z podróży do Wilanowa. Po przybyciu na miejsce marszałek Sejmu otrzymał zawczasu przygotowane dwa pisma: pierwsze o zrzeczeniu się przez prezydenta Wojciechowskiego urzędu i przekazaniu Ratajowi zgodnie z konstytucją uprawnień głowy państwa oraz drugie o dymisji rządu Witosa. Wręczono mu je już po północy, a zatem 15 maja. Tym samym cele, jakie postawił sobie Piłsudski, zostały osiągnięte. Prowadzenie dalszych walk nie miało sensu. Groziło eskalacją konfliktu, dalszym rozlewem krwi i osłabieniem państwa. Dobrze rozumiały to obie strony. Rataj, już w roli głowy państwa, nakazał zawieszenie broni[305].

      Bez wątpienia Beck należał do grona tych osób, które walnie przyczyniły się do zwycięstwa Piłsudskiego w walkach majowych na ulicach Warszawy. Marszałek o tym nie zapomniał.

      Szef gabinetu Marszałka

      Kilka dni po zakończeniu walk na ulicach Warszawy Piłsudski wezwał do siebie ppłk. Becka, który usłyszał następujące słowa: „Bardzo by mi było przyjemnie, żebyście byli moim szefem gabinetu, ale wiem, że zabiję w was zdolnego oficera operacyjnego. Ostatni raz daję wam prawo wyboru. Odpowiedzcie mi jutro, bo nie lubię patrzeć na ludzi, którzy się namyślają”[1]. A mowa była o stanowisku szefa Gabinetu Ministra Spraw Wojskowych, bo taką tekę ministerialną Piłsudski zdecydował się objąć w rządzie Kazimierza Bartla. Beck, podobnie jak wszyscy obserwatorzy sceny politycznej, dobrze wiedział, że będzie to jedno z najważniejszych stanowisk nie tyle w oficjalnej, ile w nieoficjalnej strukturze władz obozu pomajowego. Osoba sprawująca obowiązki szefa Gabinetu miała bowiem dysponować niemal nieograniczonym dostępem do Piłsudskiego i wglądem w sprawy rozpatrywane przez Marszałka. A nie mogły to być sprawy błahe, bo po zamachu majowym stał się on najważniejszą osobą w państwie. Sam fakt złożenia Beckowi takiej propozycji był dowodem ogromnego zaufania, jakim Piłsudski obdarzał bohatera książki. W nieformalnej, ale przecież przejrzystej hierarchii piłsudczyków akcje Becka poszybowały wysoko w górę. Zarządzanie Gabinetem Marszałka było doskonałą pozycją wyjściową do objęcia jeszcze wyższych stanowisk, aczkolwiek wiodła do nich niełatwa droga. Było to także chyba najlepsze miejsce, aby poznać bieżącą politykę i funkcjonowanie państwa w możliwie szerokim zakresie właściwie od kuchni. Oddajmy jeszcze głos Schaetzlowi, który w przywoływanym już niejednokrotnie szkicu nie bez racji napisał: „Beck był prawdopodobnie jednym z bardzo niewielu takich, jakich Józef Piłsudski właśnie szukał z pośród [sic] bliskich sobie ludzi jako kandydatów na odpowiedzialne stanowiska. Beck posiadał wszystkie kwalifikacje, które go do tego predestynowały. Przy znakomitych wartościach umysłu, miał mocny charakter; potrafił łamać przeszkody i być odpornym na naciski. Miał wewnętrzną niezależność i wysokie poczucie godności tak jakby nigdy żaden jad niewoli nie zakradł się do jego duszy. Od zarania młodości wyobrażał typ obywatela niepodległego państwa. Taką drogę życiową jak on mógł mieć każdy wybitny Anglik, który doszedł do czołowych stanowisk.

      To, że nie był uprzednio związany z żadną grupą ideową, że nie wyszedł z żadnej szkoły partyjnej uwalniało go od balastu obciążającego wielu szczerych piłsudczyków. Pierwsze w życiu ideowe powiązania żłobią w duszy niezatarte ślady. Żłobią głębokie koleiny politycznego myślenia. Nierzadkim zjawiskiem jeszcze za życia Marszałka było to, że ludzie z Nim związani, nie

Скачать книгу