Скачать книгу

aby wola Marszałka była ignorowana przez jego zwolenników[278]. Analiza wspomnień Grzędzińskiego prowadzi raczej do oczywistego wniosku, że bywalcy Małej Ziemiańskiej, których może nieco ironicznie określano mianem Oddziału VI Sztabu Generalnego – w tym Beck – bynajmniej nie konspirowali, ale komentowali bieżące wydarzenia polityczne oraz snuli rozważania na temat ich dalszego biegu[279]. Nieźle się przy tym bawili. Jan Lechoń określił po latach Becka i Wieniawę mianem wojskowej „Ziemiańskiej”[280]. Biograf i zwolennik Marszałka Wacław Jędrzejewicz zgłosił w formie przypuszczenia, że jesienią 1925 roku Piłsudski zaczął snuć plany powrotu do czynnego życia politycznego, czego dowodem było zaproszenie do Sulejówka prof. Bartla, któremu Marszałek zaoferował premierostwo w swoim przyszłym rządzie. Słowem nie wspomina jednak o konspiracyjnych prozamachowych działaniach piłsudczyków[281]. Identyczne stanowisko zajął amerykański biograf Marszałka Joseph Rothschild[282]. Włodzimierz Suleja słusznie podważa tajne jakoby przygotowania do zamachu stanu takich czy innych nieformalnych związków, w tym „Koc-grupy”[283]. Piłsudski myślał o powrocie do aktywnego życia politycznego drogą legalną[284]. Nie wahał się jednak wykorzystać do tego wojska w celu zamanifestowania swojej siły. Miała to być forma nacisku na rządzących. Jeśli taki sposób działania uznać za rodzaj przewrotu politycznego wiodącego do władzy z obejściem parlamentu i rządu, bynajmniej jednak nie pod groźbą rozlewu krwi, to Marszałek był nań gotów. Rychło przeszedł też do czynów. Po raz pierwszy 15 listopada 1925 roku, nakazując swoim zwolennikom przybyć do Sulejówka w celu pokazania urbi et orbi poparcia, jakim cieszy się w szeregach armii. Po raz wtóry, w sposób już bardziej stanowczy, 12 maja 1926 roku, kiedy manifestacyjnie ruszył na czele wiernych mu oddziałów ku Warszawie. Nie wszystko wszakże przewidział i planowana manifestacja, na skutek stanowczego oporu prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego, zakończyła się walką zbrojną na ulicach stolicy. Z raz obranej drogi wycofać się już nie było można, bo groziło to Marszałkowi i jego zwolennikom daleko idącymi konsekwencjami, nie wyłączając plutonu egzekucyjnego lub co najmniej więzienia. Nawet ktoś tak uprzedzony do Piłsudskiego i mu niechętny jak sowiecki przedstawiciel dyplomatyczny w Polsce Piotr Wojkow 15 maja napisał w raporcie o „demonstracji przekształconej w przewrót”[285].

      Wróćmy jednak do Becka. Wedle przekazu cytowanego już wielokrotnie Wrzosa dowiedział się on o szykowanej demonstracji zbrojnej z pewnym wyprzedzeniem; towarzyszyła temu informacja, że od momentu jej rozpoczęcia pozostawać będzie do osobistej dyspozycji Piłsudskiego[286]. Jednym z pierwszych działań Becka było wywarcie skutecznej presji na ppłk. Mariana Ocetkiewicza w celu uwolnienia z więzienia wojskowego przy ulicy Dzikiej Wieniawy, którego oficerowie żandarmerii aresztowali na moście Poniatowskiego po zakończonej niepowodzeniem rozmowie Piłsudskiego z prezydentem Wojciechowskim[287]. W tym miejscu warto zacytować słowa Schaetzla: „W burzliwym okresie poprzedzającym wypadki majowe należał Beck do grupy szturmowej nadającej ton atmosferze narastającej wówczas w Warszawie. Z tego czasu datuje się zbliżenie i zżycie z Wieniawą, którego uważał za swego największego przyjaciela. Odpowiadali sobie nie tylko temperamentem, bystrością i finezją umysłu i humorem; i nie tylko tym, że uznawali radość życia. Wspólnym u obu było to, że ten stosunek do życia był tylko błyszczącą, czasem nawet rażącą niejedne oczy formą, poza którą istniała najcenniejsza żołnierska treść.

      Był nią między innymi stosunek do Wodza”[288].

      Beck został mianowany przez Marszałka szefem pospiesznie zaimprowizowanego sztabu grupy operacyjnej „Warszawa”, na której czele stanął gen. Dreszer jako faktyczny dowódca wojsk wiernych Piłsudskiemu. Niewiele mamy informacji na temat owego sztabu. Mieścił się on w budynku Komendy Miasta na placu Saskim. Już od 12 maja gen. Dreszer pełnił obowiązki komendanta miasta stołecznego Warszawy. Trzecim Oddziałem (Operacyjnym) sztabu dowodził mjr Tadeusz Pełczyński. Ustaleniem ordre de bataille zajmował się mjr Wojciech Fyda, w przyszłości attaché wojskowy w Paryżu[289]. Grzędziński w taki oto sposób wspominał swoją wizytę w sztabie grupy operacyjnej „Warszawa”: „Do Komendy Miasta przepychamy się przez entuzjastyczny tłum. Wielu ochotników aż nawet z Woli, zgłaszających się po broń. W Komendzie Miasta – obraz kwatery sztabu w polu na biwaku, gdy tłoczą się oficerowie, kanceliści, gońcy, interesanci miejscowi, w ogóle kto chce i nie chce i każdy na coś czeka lub komuś chce się meldować. Oświetlenie niedostateczne. Widzę Dreszera, Becka, Kniaziołuckiego, [Mieczysława] Rawicza[-Mysłowskiego], [Janusza] Gąsiorowskiego i innych”[290].

      Biograf gen. Dreszera Przemysław Olstowski słusznie zwraca uwagę na niezwykle trudne zadania stojące przed grupą operacyjną „Warszawa” i jej sztabem. Należało bowiem doprowadzić do możliwie szybkiej kapitulacji wojsk rządowych, zanim otrzymają one pomoc w postaci oddziałów sprowadzonych spoza stolicy, ale w taki sposób, aby nie unicestwić przeciwnika, którego nie traktowano w kategoriach wroga. Trzeba było ponadto uwzględnić specyfikę walki w dużym mieście, pełnym mieszkańców, często występujących w roli gapiów oglądających zmagania militarne niczym przedstawienie teatralne. Klucz do sukcesu stanowiło rozpoznanie. Było ono lepiej i skuteczniej zorganizowane niż po stronie wojsk rządowych. Z zachowanych relacji wynika, że nici splatały się w rękach szefa sztabu wojsk gen. Dreszera[291]. W swojej relacji o przewrocie majowym Miedziński napisał nawet o „wywiadzie Becka”[292]. Wiadomości otrzymywano od przybywających z różnych dzielnic stolicy i spoza Warszawy oficerów, ale i od osób cywilnych przychylnie nastawionych do działań Piłsudskiego, w tym członków Związku Strzeleckiego, byłych peowiaków, kolejarzy itd. Oto jeszcze jedna relacja, tym razem płk. Władysława Bortnowskiego, dobrze oddająca atmosferę panującą w sztabie i rolę Becka: „Zastałem w pokoju komendanta gen. Gustawa Orlicz-Dreszera i podpułkownika Józefa Becka. Gen. Dreszer siedział na szerokiej ławie, a za nim z tyłu leżał ppłk Beck i spał.

      Zameldowałem generałowi moje przybycie z pułkiem do Warszawy i zdałem sprawozdanie z nalotu lotniczego – 14 bomb 10-kilowych – na mój transport. Na dźwięk mego głosu obudził się ppłk Beck i słuchał uważnie meldunku o nalocie lotniczym. Wtem zrobił się ruch na korytarzu, ppłk Beck wybiegł i za chwilę powrócił mówiąc: «Komendant już jest, idź zameldować się, tylko koniecznie powiedz o napadzie lotniczym na twój transport!» – i prawie siłą popchnął mnie za drzwi”[293].

      Wedle relacji mjr. Pełczyńskiego sztab z Beckiem na czele nie był do końca zorganizowany. Nie miał odpowiednika czy namiastki I Oddziału, co powodowało kłopoty w ustaleniu i kontrolowaniu stanów liczbowych wiernych Piłsudskiemu jednostek, w tym informacji o ponoszonych stratach. Kwestie te uporządkowano dopiero rankiem 14 maja. Co więcej, w sztabie brakowało planów i map niezbędnych do skutecznego prowadzenia walk. Te pierwsze dostarczono dopiero wieczorem 13 maja, drugie wieczorem następnego dnia[294]. 14 maja Beck wydał „rozkaz operacyjny Komendy miasta Warszawy”, w którym uregulowano szereg kluczowych spraw w zakresie intendentur, uzbrojenia, zdrowia, losów jeńców wojennych, a nawet rannych koni, przynależnych do kompetencji IV Oddziału improwizowanego sztabu. Dyspozycje wydane przez Becka odnosiły się zarówno do oddziałów regularnych Wojska Polskiego walczących po stronie Marszałka, jak i „formacji nie ewidencyjnych działających samodzielnie”. W tym drugim wypadku chodziło o oddziały złożone z członków Związku Strzeleckiego i innych organizacji paramilitarnych oraz uzbrojonych cywilów, głównie zwolenników PPS i Komunistycznej Partii Polski. Trzeba przyznać, że pomimo panującego chaosu najważniejsze kwestie po dwóch dniach walk udało się uporządkować. Beck wskazał konkretne miejsca (głównie na warszawskiej Pradze) z adresami i numerami telefonów, gdzie oddziały mogły zaopatrywać się w żywność, materiały pędne, smary, a nawet pobierać pieniądze. Jeńców nakazywał odesłać do punktu zbornego przy ulicy Bugaj[295]. Wedle niechętnego piłsudczykom posła Władysława Ostrowskiego Beck w pierwszym dniu walk na ulicach stolicy, gdy sytuacja rozwijała się niepomyślnie dla stronników Marszałka, miał zadbać o uzyskanie zagranicznego paszportu, aby uniknąć odpowiedzialności za udział

Скачать книгу