Скачать книгу

ulega wątpliwości, że Naczelny Wódz i Naczelnik Państwa w jednej osobie musiał być zadowolony z rezultatów działalności Becka jako „swojego” oficera przy misji wysłanej do Bukaresztu. W przeciwnym razie nie powierzyłby mu kolejnych zadań. Pierwszy sprawdzian wypadł zatem dobrze, Beck zdał egzamin.

      Dysponujemy jeszcze jednym źródłem, które w pełni potwierdza taki stan rzeczy. 2 maja 1919 roku sekretarz delegacji Naczelnika Państwa na paryską konferencję pokojową ppor. Michał Mościcki w liście do rtm. Wieniawy-Długoszowskiego napisał z Paryża znamienne słowa: „Kochany Rotmistrzu, ponieważ obecnie toczą się rokowania w sprawie obsadzenia ambassad [sic], byłoby bardzo wskazane, aby ktoś się zajął sprawą a t t a c h é w o j s k o w y c h [wyróżnienie – M.K., M.W.] przy tych ambassad[ach], inaczej endecja obsadzi swoimi ludźmi, i kwatera attaché wojskowych sztabu jeneralnego, na czele której stoją tacy ludzie jak [Wiktor?] Czerniewicz i Bodeskuł [właśc. Karol Bołdeskuł – M.K., M.W.], naznaczy djabli wiedzą kogo. Uważam, iż trzeba by wykorzystać na pierwszym miejscu Was Panie Rotmistrzu, potem Michałowskiego, Zwisłockiego, Grzędzińskiego, Beck’a, no i może ja bym się gdzieś przydał i mógłbym być pożytecznym…”[15]. Cytowany dokument dowodzi nie tylko zapobiegliwości Mościckiego, któremu zależało na tym, żeby wyprzedzić przeciwników politycznych przy obsadzaniu stanowisk attaché wojskowych, ale świadczy też o tym, że już wtedy traktowano Becka jako jednego ze swoich, a on sam należał do grupy najbardziej zaufanych oficerów Piłsudskiego. Warto mieć to na względzie. Sugestie Mościckiego odnośnie do wysłania bohatera książki do attachatu zostały zrealizowane dopiero ponad dwa lata później.

      Po powrocie z Rumunii Beck na krótko ponownie trafił na pole walki. Konrad Wrzos napisał, że wziął udział w wyprawie wileńskiej wraz z I Brygadą Artylerii Legionów, kontynuującą tradycje regimentu, w którym służył podczas Wielkiej Wojny[16]. Wedle zachowanych dokumentów personalnych od 12 maja 1919 roku pełnił obowiązki „szefa Sztabu Grupy Artylerii”[17]. W tym okresie rzeczywiście figuruje jako oficer Sztabu I Brygady Artylerii Legionów dowodzonej przez dobrze mu znanego ze wspólnej służby na Ukrainie płk. Juliusza Rómmla[18]. W linii długo jednak nie pozostał.

      15 czerwca 1919 roku uznawany jest za początek istnienia Wojennej Szkoły Sztabu Generalnego, która później przekształci się w Wyższą Szkołę Wojenną w Warszawie. Już następnego dnia rozpoczął się pierwszy, i jak się miało okazać – zarazem ostatni, kurs wojenny oficerów Sztabu Generalnego. Przeprowadzenie takiego szkolenia było wręcz niezbędne ze względu na brak odpowiednich kadr w szeregach budowanego od kilku miesięcy Wojska Polskiego. Utworzenie Wojennej Szkoły Sztabu Generalnego stało się możliwe dzięki wsparciu Francuskiej Misji Wojskowej, której członkowie przybyli lub niebawem mieli przybyć nad Wisłę. Z Francuzami konsultowano zasady organizacji szkoły i program kursu. Do uczelni przydzielono zrazu trzynastu francuskich wykładowców i czternastu oficerów polskich, którzy odgrywali rolę asystentów i tłumaczy. Szkoła podlegała II wiceministrowi spraw wojskowych, gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu, jego atrybucje zaś na tym polu wykonywał gen. Claude Spire, z którym jako stałym inspektorem kursu uzgadniano sprawy programu, zakres prac i wykorzystanie fachowego personelu francuskiego. Pierwszym komendantem uczelni został wywodzący się z armii austro-węgierskiej gen. Stanisław Puchalski, były dowódca Legionów Polskich. Jego zastępcami mianowano ppłk. Eugène’a Jordana z ramienia Francuskiej Misji Wojskowej i ppłk. dr. Mariana Kukiela, legionistę i znakomitego historyka, któremu powierzono katedrę dziejów militarnych. Co ciekawe, organizację Wojska Polskiego wykładał ppłk Józef Rybak, były oficer wywiadu austriackiego. W ramach kursu prowadzono zajęcia z taktyki ogólnej, piechoty, artylerii, kawalerii i lotnictwa. Słuchacze uczęszczali ponadto na zajęcia z przedmiotów poszerzających wiedzę na temat służby, inżynierii, transportu, kolei, topografii, telegrafu i radiotelegrafu, kryptologii oraz użycia gazów bojowych. Całkiem sporo czasu poświęcono kwestiom związanym z pracą w wywiadzie wojskowym. Nie obyło się bez nauki języka francuskiego i jazdy konnej. Zasadniczym celem szkoły było przygotowanie oficerów do pracy w Sztabie Generalnym. Kurs trwał niemal pięć miesięcy – cztery miesiące przeznaczono na zajęcia teoretyczne i praktykę szkolną, a ostatnie dwadzieścia cztery dni na staż (zwany hospitanturą) w dwóch z trzech głównych rodzajów broni (piechota, artyleria i kawaleria). Opracowano bowiem przy tym zasadę kierowania słuchacza do tego rodzaju broni, z którego nie pochodził. Beck na przykład jako oficer artylerii był zobligowany spędzić dwanaście dni w piechocie i dwanaście dni w kawalerii. Oficerów służby inżynieryjnej kierowano obligatoryjnie do piechoty. Kursanci byli zajęci niemal przez cały dzień – od 8.00 do 19.00 z przerwą na posiłek. Program był nadmiernie przeładowany i mocno obciążający dla słuchaczy. Brakowało czasu na dogłębne poznanie poruszanych zagadnień, a także na choćby częściowe sprawdzenie nabytej wiedzy w formie kolokwiów. Czasami kursanci zobligowani byli przygotować prace pisemne. Kurs wieńczył egzamin – abiturienci składali go przed komisją, w której skład wchodzili komendant szkoły, II wiceminister spraw wojskowych, inspektor kursu, szef Sztabu Generalnego (gen. Stanisław Haller) i profesorowie. Uczelnię ulokowano w budynku przy alei Szucha 3, ale korzystano również z sal wykładowych Szkoły Podchorążych Piechoty znajdującej się przy Alejach Ujazdowskich[19].

      Przyjrzyjmy się bliżej kursowi wojennemu oficerów Sztabu Generalnego, na który trafił także por. Beck. Odkomenderowano nań sześćdziesięciu dziewięciu oficerów w stopniach od podporucznika do kapitana/rotmistrza[20]. Słowo „odkomenderowano” nie jest tu przypadkowe, ponieważ dobór dokonał się nie na podstawie egzaminów wstępnych czy też innych form kwalifikacji, ale z rozkazu przełożonych. Skutkowało to bardzo nierównym poziomem przygotowania fachowego i zdolności słuchaczy kursu, którzy byli absolwentami szkół cywilnych o przeróżnym profilu. Mieli także rozmaite doświadczenia z armii zaborczych, Legionów czy innych polskich formacji wojskowych. Między innymi dlatego absolwentów kursu podzielono na trzy kategorie: (1) „bardzo uzdolnieni” do służby w Sztabie Generalnym (osiemnastu oficerów), (2) „uzdolnieni” (dwudziestu dziewięciu oficerów), (3) „nieuzdolnieni” (dwudziestu dwóch oficerów). Józef Beck zakwalifikowany został do grupy pierwszej, do czego jeszcze wrócimy. Zajęcia odbywały się przeważnie po francusku z tłumaczeniem, co niestety nie sprzyjało nauce. Lepiej mieli ci, którzy biegle władali językiem Woltera. Wraz z Beckiem na kurs trafiło kilku jego dobrych znajomych jeszcze z Legionów, by wymienić choćby por. Schaetzla czy kpt. Zwisłockiego. Nie brakowało całego grona piłsudczyków, którzy z czasem zajmą wysokie stanowiska państwowe – wśród słuchaczy znaleźli się: późniejszy generał Wojska Polskiego kpt. Władysław Bortnowski, w przyszłości adiutant Piłsudskiego por. Remigiusz Grocholski, dyplomata por. Stanisław Kara, polityk piłsudczykowski i szef Obozu Zjednoczenia Narodowego por. Adam Koc, bliski współpracownik Becka jako ministra spraw zagranicznych por. Aleksander Łubieński, dyplomata por. Roman Michałowski, późniejszy minister i wojewoda kpt. Kazimierz Młodzianowski, ceniony dowódca i teoretyk wojskowości por. Stefan Rowecki, adiutant Marszałka i podsekretarz stanu w Prezydium Rady Ministrów por. Kazimierz Stamirowski. Wielu z nich Beck spotka i potem, także w służbie dyplomatycznej. Listę słuchaczy zatwierdził II wiceminister spraw wojskowych gen. Sosnkowski. Wedle dużo późniejszych wspomnień jednego z absolwentów kursu, por. Eugeniusza Hinterhoffa, wśród słuchaczy panowała doskonała koleżeńska atmosfera, ale i niemała konkurencja. Narzekano jednak na francuską doktrynę wojenną, która dominowała podczas wykładów i mało pasowała, w ocenie przynajmniej części kursantów, do warunków polskich znanych już z kilkumiesięcznych doświadczeń frontowych. Beck ukończył kurs na bardzo wysokiej trzeciej pozycji[21]. Wyprzedzili go tylko dwaj późniejsi generałowie – por. Jan Sadowski, odkomenderowany zaraz potem do paryskiej École Supérieure de Guerre, i por. Stefan Rowecki, w przyszłości komendant główny Armii Krajowej. Zaliczeni do grupy pierwszej prymusi otrzymali tytuł „oficerów przydzielonych do Sztabu Generalnego”. W praktyce stosowano krótszy zapis „porucznik/kapitan Sztabu Generalnego”. Większość absolwentów kursu trafiła w okresie walk o granice Rzeczypospolitej do służby liniowej na odpowiedzialne stanowiska w dowództwach frontów czy sztabach dywizji[22].

      Rozkazem

Скачать книгу