Скачать книгу

większość Polaków. Nie uzyskano żadnych gwarancji politycznych. Łatwiej było znaleźć porozumienie w kwestiach wojskowych. W tym zakresie wysłannicy POW mieli też więcej do zaoferowania. Ponownie szermowali obietnicą wywołania na ziemiach polskich powstania przeciwko austriackim okupantom, deklarowali dostarczanie informacji wywiadowczych, zwłaszcza na temat armii Habsburgów, ale także podjęcie wymierzonej przeciwko Niemcom i Austriakom dywersji przez niszczenie linii kolejowych i wykolejanie transportów wojskowych na terenie Ukrainy oraz Rosji. „Śmigły” rozmawiał o tym z mjr. Huardem (mógł to być pseudonim, bo oficera o tym nazwisku próżno szukać w składzie armii francuskiej z tego czasu), który był pomocnikiem szefa Francuskiej Misji Wojskowej w Jassach gen. Pierre’a Henriego Lafonta. Francuz był wobec Rydza „brutalny i wybitnie nieprzyjazny”. Powątpiewał w możliwości przeprowadzenia przez POW proponowanej dywersji ze względów organizacyjnych. Co więcej, w raporcie do Paryża sugerował, by nie wspierać w tym zakresie Polaków. Jego niechętne stanowisko zostało na szczęście dla polskich emisariuszy co najmniej zrównoważone przez innych francuskich oficerów przebywających w Jassach, w tym kpt. Émile’a Hénota i utrzymującego już wcześniej kontakty z POW por. Henriego Villaime’a. W pisanym kilka tygodni później sprawozdaniu dla Piłsudskiego Sokolnicki odnotował triumfalnie słowa francuskiego posła: il faut soutenir cette organisation (należy wesprzeć tę organizację)[155]. Co ciekawe, stanowisko emisariuszy POW poparł poseł Rosji w Rumunii Stanisław Koziełł-Poklewski, skądinąd reprezentant znamienitej polskiej rodziny z Uralu[156]. W rezultacie Francuzi przekazali Rydzowi 150 tysięcy koron na akcję dywersyjną, przy czym dwie trzecie tej sumy zostało wręczone od razu. Wybiegając nieco w przyszłość, trzeba stwierdzić, że dywersja na kolei nie była udana. Peowiacy dokonali „nieudanego technicznie” wykolejenia jednego tylko pociągu, tracąc przy tym pięciu ludzi, którzy zostali aresztowani. Kilka tygodni później, podczas kolejnego pobytu w Jassach, Sokolnicki musiał się z tych źle zainwestowanych przez Francuzów pieniędzy tłumaczyć, biorąc zresztą na siebie całą odpowiedzialność. Nie wiemy, czy Beckowi udało się wykonać swoje (dużo skromniejsze) zadanie. Przy raczej niechętnym nastawieniu Francuzów do emisariuszy POW wydaje się to mało prawdopodobne[157]. Ale może jednak rację miał Zwisłocki, podkreślając ledwie kilka miesięcy później, że współpraca piłsudczyków z francuskimi misjami wojskowymi na Ukrainie i w Rosji przyniosła wymierne efekty później: „Koalicja pamięta, że w czasie największej potęgi Niemiec reprezentanci POW ofiarowali całą swą pomoc na wszystkich polach i że widziano ich wszędzie, pracujących z całym zapałem u boku koalicji”[158].

      Trudno dokładnie określić, kiedy Beck powrócił z Jass do Kijowa. Najpewniej było to na przełomie pierwszej i drugiej dekady października 1918 roku. I tym razem nie zagrzał długo miejsca w stolicy Ukrainy. Z rozkazu kpt. Kuli został wysłany do Odessy, aby – jak to napisał Wrzos – „«wziąć w ręce» wszystko, co się da z materiału ludzkiego zebrać, i odprowadzić ten oddział do Płoskirowa, a stamtąd już wracać do kraju”[159]. Rychło miało się okazać, że to nowe zadanie także nie było łatwe do wykonania. Dlaczego Odessa? Po pierwsze, miasto to stało się jesienią 1918 roku jednym z ważniejszych ośrodków aktywności POW, która miała tam na koncie niemałe sukcesy, a obszar jej działalności sięgał Kaukazu i południowej Rosji. Polakom udało się ulokować swoich wywiadowców w sztabie jednej z dywizji rosyjskich wchodzących w skład Armii Ochotniczej pod dowództwem gen. Antona Denikina. Założono w Odessie agencję prasową, a także agencję handlową pod nazwą „Pol.-Rus.”, która za oficjalny cel postawiła sobie nawiązanie stosunków gospodarczych pomiędzy Polską a Wschodem, faktycznie zaś pośredniczyła w kontaktach z Anglikami i Francuzami, jak również infiltrowała agenturę niemiecką w Rostowie nad Donem oraz wśród Tatarów krymskich[160]. Po wtóre, w październiku 1918 roku wyraźne były już oznaki rozkładu wojsk austriackich stacjonujących na Ukrainie i w południowej Rosji. Dotyczyło to także wchodzących w skład armii Habsburgów pułków polskich, które znajdowały się w czworokącie Bałta–Kamieniec Podolski–Płoskirów–Winnica. Pierwsza z wymienionych miejscowości znajdowała się niedaleko Odessy. Spodziewano się, że powtórzy się scenariusz z rozkładem armii rosyjskiej i powstaniem złożonych z Polaków korpusów na Wschodzie – tym razem miały to być oddziały polskie tworzone na gruzach armii austro-węgierskiej. W związku z tym jeszcze 11 października „Śmigły” podpisał w Kijowie umowę z ppłk. Leonem Bobickim o objęciu przez tego ostatniego, także z ramienia POW, komendy naczelnej nad wojskiem formującym się na Ukrainie[161].

      Beck, wciąż posługujący się pseudonimem „Halicki”, ruszył z Kijowa do Odessy na przełomie października i listopada 1918 roku. Otrzymał dodatkowo zadanie porozumienia się z ppłk. Bobickim odnośnie do jego umowy ze „Śmigłym”, jako że nie bardzo się on palił do realizacji jej postanowień[162]. Beck nie był jedynym przedstawicielem POW obarczonym misją przekonywania rodaków z armii austro-węgierskiej do tworzenia oddziałów narodowych, a był to główny cel jego podróży na wybrzeże Morza Czarnego. Z ramienia KN 3 na tym samym kierunku działał ppor. Leon Jarząbkiewicz (ps. „Krystyn”)[163]. 2 listopada powstał w Odessie Sztab Polski, w którego skład weszli płk Czesław Rybiński (ps. „Grochowski”) jako komendant rejonu odeskiego, kpt. Józef Gigiel („Melechowicz”) w charakterze szefa sztabu, por. Beck jako kierownik oddziału operacyjnego, ppor. Jarząbkiewicz i ppor. Alfred Mielecki (ps. „Lebiocki”). Poza płk. Rybińskim wszyscy wymienieni byli żołnierzami Legionów o piłsudczykowskiej orientacji. W zachowanym raporcie opracowanym przez Miedzińskiego zadanie Sztabu Polskiego określono precyzyjnie: „skoncentrowanie i przeprowadzenie do kraju oddziałów polskich armji austr[iackiej] dyslokowanych w gub[erni] podolskiej”[164].

      Czwartego listopada podczas posiedzenia Sztabu Polskiego postanowiono rozesłać zaufanych oficerów łącznikowych i kurierów do pułków austriackich, w których służyli Polacy, a zatem do Bałty, Hajsyna, Humania, Jampola, Kamieńca Podolskiego, Mohylewa, Płoskirowa i Wapniarki. Sam sztab miał się przenieść do Płoskirowa, aby dozorować koncentrację formowanych oddziałów i ich marsz na Tarnopol oraz Husiatyn. Wydrukowano specjalną odezwę adresowaną do rodaków z armii austro-węgierskiej, rozdano orzełki i wysłano do Kijowa emisariusza z informacjami o powziętych decyzjach i dalszych planach. Członkowie sztabu w oczekiwaniu na przybycie ppłk. Bobickiego, formalnie stojącego na czele całego przedsięwzięcia, mieli 6 listopada wyjechać pociągiem pospiesznym z Odessy do Płoskirowa[165]. Tak się też stało, aczkolwiek w cytowanym wyżej raporcie Miedziński napisał o „nieudałej próbie” realizowania zadań wyznaczonych przez POW na terenie guberni podolskiej[166]. Wedle relacji Sokolnickiego wynikało to z braku funduszy nie tylko na akcję formowania oddziałów polskich, ale też na potrzeby samego sztabu. Po wydaniu kilkunastu tysięcy rubli na ekspedycję oficerów łącznikowych i kurierów oraz na druk odezwy nie pozostało nic innego, jak pożyczyć 5 tysięcy rubli, by pokryć koszty przetransportowania samego sztabu z Odessy do Płoskirowa. Uczynił to płk Rybiński na własną odpowiedzialność. Nie wiadomo, kto był wierzycielem. Być może sympatycy POW wśród odeskiej Polonii. Niemało problemów stwarzała także radykalizacja, a konkretnie bolszewizacja postaw wśród samych żołnierzy z armii austro-węgierskiej, idąca w parze z ogólnym rozprężeniem i niechęcią do wykonywania rozkazów. Sztab Polski również nie był sprawnym instrumentem. Ludziom takim jak płk Rybiński czy ppłk Bobicki nie można było co prawda odmówić patriotyzmu i dobrych chęci, ale nie mieli serca do pracy organizacyjnej i najchętniej stanęliby od razu na czele karnych, zdyscyplinowanych oddziałów. To między innymi Beck i Mielecki „wlewali życie, dawali ducha ciału sztabowemu”[167]. Jak widać, w nadzwyczaj trudnych warunkach na niewiele się to zdało. Sam Beck pozostawił pisane kilkanaście lat później wspomnienie z ostatniego etapu swojej misji na Wschód. Oddajmy mu głos: „Spędziłem w Odesie [tak w tekście] parę dni. Niewiele pamiętam z tego pięknego miasta. Mieszkałem gdzieś w fabrycznej dzielnicy, na poczciwej «otomanie», w stołowym pokoju jakiegoś nie mniej poczciwego «sympatyka». Łącznie z mjr. Giglem-Mellechowiczem [tak w tekście], gen. Rybińskim i por. Hildtem [właśc. Aleksander

Скачать книгу