Скачать книгу

się szybciej. Wiem, że tak było. Poza tym jest to…

      Podwinąłem rękaw na prawej ręce i pokazałem jej nadgarstek. Podobnie jak na lewym ramieniu – oraz na nogach, dla ścisłości – wszelkie ślady po pijawkach zniknęły. Skóra była czysta i gładka jak u niemowlęcia; wszędzie poza prawym nadgarstkiem.

      Matylda ujęła moją dłoń, u nasady której czerwieniły się dwa nakłucia ze świeżo zdrapanymi strupami; dwie dziurki w odległości jakichś czterech centymetrów od siebie na wysokości żyły – tu swędziało najmocniej.

      Żadne z nas nie usłyszało nadejścia mamy. Stanęła w drzwiach i zapytała:

      – Wiecie może, gdzie jest ciocia Ellen? Jej pokój jest pusty, wszystkie jej rzeczy zniknęły.

      Wyskoczyliśmy z Matyldą z łóżka i popędziliśmy na dół. Mamę aż zatchnęło na widok tego, jak szybko się poruszam. Dobiegłem do pokoju cioci Ellen przed Matyldą i zajrzałem.

      Podłoga była czyściuteńka; cały brud, który wczoraj widzieliśmy, wyparował – nie został po prostu zamieciony, bo byłoby widać smugi, lecz wyglądało to, jak gdyby nigdy go tam nie było. Okno, przedtem zakryte, teraz było odsłonięte, a wpadające przez nie światło zalewało pomieszczenie. Sypialnia wydawała się odmieniona, nie była już przestrzenią, na którą trafiliśmy dzień wcześniej, lecz zwyczajnym pustym pokojem. Z kołyski dobiegało ciche gaworzenie Richarda, który odkąd weszliśmy do środka, bacznie się nam przyglądał i wyciągał rączki w kierunku swojej uniesionej stopy.

      Biurko cioci Ellen zostało uprzątnięte z papierów. Szafa była otwarta na oścież i nie wisiały w niej żadne ubrania. Razem z Matyldą odwróciliśmy się do łóżka – było idealnie zasłane, na pościeli nie było ani jednej fałdki. Zbliżyłem się i uniosłem materac, spodziewając się, że znajdę pod nim skrzynię pełną ziemi, jak poprzednio, ale było tam tylko siano, jak należy.

      – Znikło.

      – Co znikło? – spytała od progu mama.

      Zerknąłem na Matyldę, która nieznacznie pokręciła głową.

      Opuściłem materac z powrotem na ramę łóżka.

      – Chciałem powiedzieć „znikła”. Przejęzyczyłem się.

      – Mówiła wam coś? Coś, co wyjaśniałoby, dokąd poszła? Albo dlaczego?

      – Nic – odparliśmy jednocześnie.

      Mama spojrzała na nas tak, jak każda matka doskonale potrafi, w sposób, który mówi: Wiem, że kłamiecie. I jeśli natychmiast nie powiecie mi całej prawdy, to ją z was wyduszę.

      – Zostawiła jakiś list? – spytała Matylda.

      – Nie zostawiła – odrzekła mama. – Choć, oczywiście, tak powinna była zrobić. A właściwie to powinna była osobiście powiedzieć mi, że chce się zwolnić. Wykradać się w ten sposób po nocy, nie zdobywszy się nawet na pożegnalną rozmowę, to niepodobne do Ellen. Przyjęliśmy ją pod swój dach. Przez siedem lat zapewnialiśmy jej wikt i opierunek oraz pracę. To oburzające, że po prostu spakowała manatki i sobie poszła. Co mam bez niej zrobić? Sama przecież nie dam rady prowadzić domu i opiekować się piątką dzieci. Gdzie ja znajdę zastępstwo? Co mogło ją do tego doprowadzić?

      – Może powinniśmy pójść na dworzec kolejowy? Może wciąż tam być – zauważyła Matylda. – Albo na nabrzeżu?

      – A może trzeba sprawdzić w szpitalu?

      Mama zignorowała moją sugestię.

      – A ty, Bramie, kiedy ostatnio widziałeś ciocię Ellen?

      – Przy obiedzie – odparłem z nadzieją, że wzrok mnie nie zdradzi.

      Mama wpatrywała się we mnie przez chwilę i już myślałem, że przejrzała moje kłamstwo. Westchnęła ciężko.

      – Matyldo, zaopiekuj się, proszę, małym Richardem. Poproszę Thornleya, żeby poszedł ze mną jej poszukać. Może nie odeszła zbyt daleko, zwłaszcza ze wszystkimi manatkami.

      – A co ja mam zrobić, mamo? – spytałem. Ramię znowu mnie zaswędziało i walczyłem z pragnieniem, żeby się podrapać.

      – Co ja powiem waszemu ojcu? – zastanawiała się mama na głos, zlekceważywszy moje pytanie. – Po siedmiu latach tak po prostu sobie poszła…

      Mama odwróciła się i skierowała na dół, a ja podszedłem do biurka i zacząłem przetrząsać szuflady.

      – Czego szukasz? – zapytała Matylda.

      – Nie wiem, czegokolwiek. Jak udało jej się sprzątnąć wszystkie dobra doczesne bez zwracania niczyjej uwagi? – Nie znalazłem w biurku niczego i podszedłem do szafy. Zajrzałem tam i zacząłem badać palcami od wewnątrz. – Coś musiała po sobie zostawić.

      – Odeszła przez nas, prawda? – zapytała Matylda.

      Zatrzymałem się.

      – Nie powinniśmy byli jej podglądać – powiedziałem.

      – Będzie mi jej brakowało. – Matyldzie zaczęła drżeć dolna warga.

      – Matyldo, przecież ona jest jakimś potworem!

      – Nigdy nas nie skrzywdziła.

      – Sama widziałaś, jak wchodzi do bagna i z niego nie wychodzi – odparłem.

      – Tak mi się wydawało, co wcale nie znaczy, że tak było naprawdę. Ani że ona jest niebezpieczna. Mgła była taka gęsta, a my zziębnięci i zmęczeni… Może po prostu wydało się nam, że wchodzi do bagna. Nie mamy zresztą pewności, czy to była ona.

      – Miała na sobie płaszcz mamy.

      – Ty tak twierdzisz.

      Stanęła mi przed oczami scena, w której Ellen spada z sufitu, a oczy płoną jej czerwonym blaskiem. Podciągnąłem rękaw koszuli nocnej i pokazałem dwa czerwone punkty.

      – A to niby co?

      Matylda stężała na twarzy.

      – A skąd wiesz, że na pewno ona ci to zrobiła?

      – Bo wiem. Widziałem to. Ona…

      – Widziałeś, jak zlatuje z sufitu i rzuca się na ciebie jak dzikie zwierzę. Wiem. Tak mówiłeś, prawda? Przyjmijmy na chwilę, że coś takiego rzeczywiście zaszło. Przefrunęła przez pokój i wylądowała na tobie. A czy widziałeś, jak dobiera się do twojego nadgarstka?

      – Ja… – Nie widziałem tego, ale powstrzymałem się przed powiedzeniem o tym Matyldzie. – Jeśli to nie ona, to kto?

      – A jeśli ona, to jak to zrobiła? Mam uwierzyć, że cię ugryzła? Obnażyła kły i wpiła się w twoje ciało jak wściekły pies?

      – Tak – powiedziałem tonem, który nawet mnie nie wydał się przekonujący. Nie znalazłszy niczego w szafie, przysiadłem na łóżku obok siostry.

      – Sprowadź ją z powrotem, Bram. Chcę, żeby wróciła. Nie chcę, żeby nas opuszczała. Kocham ją.

      – Musimy dostać się do zamku Artane, na wieżę.

* * *

      Mama i Thornley wrócili dopiero tuż przed kolacją. W mieście nie było śladu po cioci Ellen, nie widział jej też żaden z naszych sąsiadów. Po prostu zniknęła.

      Poczekaliśmy, aż zapadnie zmrok, a wszyscy domownicy pogrążą się we śnie. Wtedy podobnie jak poprzedniej nocy Matylda i ja wymknęliśmy się z mojego pokoiku na poddaszu, zeszliśmy po schodach i wyszliśmy z domu

Скачать книгу