Скачать книгу

rozpadu, jedynie sosnowe belki w stropie poczerniały od upływu czasu. Jedyne okno, niczym ponure oko, tworzyło wyłom w ścianie zewnętrznej i jednocześnie stanowiło ramę pięknego widoku na wodospad usytuowany na tle wielkiej szarej góry. Zmierzch pogłębiał półmrok panujący w narożnikach pomieszczenia.

      Seneszal ujął dłoń starego człowieka. W dotyku była chłodna i lepka.

      – Słyszysz mnie, mistrzu? – zapytał po francusku.

      Zmęczone oczy otworzyły się.

      – Jeszcze nie odszedłem. Lecz już wkrótce to zrobię.

      Seneszal słyszał, jak inni w ostatniej godzinie życia wypowiadali podobne słowa, i zastanawiał się, czy ciało osiąga po prostu stan skrajnego wyczerpania, kiedy brakuje mu energii, by zmusić płuca do oddechu czy serce do bicia. A śmierć wkraczała w końcu tam, gdzie kiedyś kwitło życie. Ścisnął mocniej dłoń mistrza.

      – Będzie mi ciebie brakowało.

      Na wąskich ustach starca pojawił się słaby uśmiech.

      – Służyłeś mi dobrze; zresztą wiedziałem, że tak właśnie będzie. Dlatego właśnie mój wybór padł na ciebie.

      – W najbliższym czasie szykuje się poważny konflikt.

      – Jesteś na to gotowy. Dopilnowałem tego.

      Piastował godność seneszala, po wielkim mistrzu drugą w zakonnej hierarchii. Piął się w górę po drabinie zaszczytów, zdaniem niektórych zbyt szybko. Tylko stanowcze przywództwo wielkiego mistrza wyciszyło głosy niezadowolonych. Lecz wkrótce śmierć miała zabrać jego protektora, on zaś obawiał się otwartej rewolty, do której mogło dojść.

      – Nie ma gwarancji, że zostanę twoim następcą.

      – Nie doceniasz siebie.

      – Szanuję siłę swoich adwersarzy.

      Zapadła cisza, w której słowiki i kosy zdołały obwieścić swoją obecność za oknem. Seneszal patrzył na wielkiego mistrza. Stary człowiek miał na sobie błękitną koszulę ozdobioną złotymi gwiazdami. Chociaż rysy twarzy zdążyła już wyostrzyć nadchodząca śmierć, w szczupłym ciele starca wciąż tliło się życie. Siwa broda była wprawdzie długa i nieco zaniedbana, dłonie i stopy powykrzywiał artretyzm, lecz z oczu nadal promieniował blask. Seneszal wiedział, że dwadzieścia osiem lat przywództwa nauczyło wiele starego wojownika. Być może najważniejszą lekcją była umiejętność zachowania maski uprzejmości nawet w obliczu śmierci.

      Lekarz potwierdził diagnozę kilka miesięcy temu – nowotwór. Zgodnie z postanowieniami reguły, chorobie pozwolono dalej się rozwijać, co stanowiło oczywistą konsekwencję pogodzenia się z boskimi wyrokami. Przez stulecia tysiące braci musiało znosić ten sam los i było nie do pomyślenia, aby wielki mistrz złamał tę zasadę.

      – Żałuję, że nie mogę poczuć zapachu kropel wody – wyszeptał konający starzec.

      Seneszal spojrzał w kierunku okna. Pamiętające XVI wiek skrzydła były szeroko otwarte, wpuszczając do środka słodki zapach mokrych kamieni oraz soczystych zarośli. Wciągnął ich woń głęboko w nozdrza. Słychać też było pluskające odgłosy niezbyt odległego wodospadu.

      – Twoja cela wydaje się być idealnym miejscem na wydanie ostatniego tchu.

      – Z tego właśnie powodu tak bardzo chciałem zostać wielkim mistrzem.

      Seneszal uśmiechnął się, świadom tego, iż stary człowiek sili się na dowcip. Niejeden raz czytał kroniki i wiedział, że jego mentor dostąpił zaszczytu piastowania godności wielkiego mistrza dzięki genialnej zdolności kierowania obrotami koła fortuny. Lata jego rządów cechował ład i spokój, ale wszystko to miało ulec zmianie już niebawem.

      – Będę się modlił za twoją duszę – zapewnił umierającego.

      – Przyjdzie na to czas później. Teraz musisz się przygotować.

      – Do czego?

      – Do konklawe. Zbierz swoje głosy. Przygotuj się. Nie pozwól przeciwnikom na zmobilizowanie sił. Przypomnij sobie wszystko, czego cię nauczyłem – chropawy głos załamywał się, zdjęty niemocą, lecz brzmiała w nim siła i stanowczość.

      – Nie jestem pewien, czy chcę zostać wielkim mistrzem.

      – Jesteś pewien.

      Stary przyjaciel znał go dobrze. Skromność nakazywała nie przyznawać się do tego, ale seneszal niczego bardziej nie pragnął, niż zostać kolejnym wielkim mistrzem.

      Poczuł, jak ręka, którą trzymał, zadrżała. Stary człowiek potrzebował kilku oddechów, by się uspokoić.

      – Sporządziłem ostatnią wolę. Leży tam, na biurku.

      Seneszal wiedział, że obowiązkiem następnego wielkiego mistrza jest zapoznanie się z testamentem poprzednika.

      – Tego obowiązku trzeba dopełnić – powiedział starzec. – Tak zresztą, jak działo się od Początków.

      Seneszal nie chciał rozmawiać o obowiązku. W tej chwili targały nim emocje. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym znajdowało się jedynie łóżko, klęcznik ustawiony przed drewnianym krucyfiksem, trzy krzesła z obiciem wykonanym ze starego gobelinu, biurko do pisania i dwie stare marmurowe figurki ustawione w niszach w ścianie. Kiedyś w tej kwaterze znajdowała się hiszpańska skóra, porcelana z Delft oraz angielskie meble. Ale pycha i buta już dawno przestały charakteryzować zakon.

      A także jego samego.

      Stary człowiek usiłował wciągnąć powietrze do płuc.

      Seneszal spoglądał na mężczyznę leżącego w bolesnych objęciach choroby. Wielki mistrz uspokoił oddech, po czym kilka razy zamrugał powiekami.

      – Jeszcze nie teraz, stary przyjacielu. Ale wkrótce.

      CZTERY

      ROSKILDE

      18.15

      Malone zaczekał, aż aukcja się rozpocznie, dopiero potem wsunął się do holu. Znał oficjalną procedurę i wiedział, że licytacja zostanie otwarta najwcześniej o osiemnastej dwadzieścia. Przedtem trzeba było załatwić sprawy związane z rejestracją kupców oraz deklaracjami zgody sprzedających, wymagające zweryfikowania, zanim pieniądze zaczną przechodzić z rąk do rąk.

      Roskilde było zabytkowym miastem usytuowanym nad wąskim fiordem. Założone przez wikingów, do XV wieku służyło za siedzibę duńskich monarchów. I wciąż jeszcze emanowało królewskim wdziękiem. Aukcja odbywała się w centrum, w pobliżu Domkirke, w budynku położonym przy Skomagergade, gdzie kiedyś mieściły się warsztaty szewskie. Handel książkami był w Danii swego rodzaju sztuką. W całym narodzie słowo pisane darzono szacunkiem – co Malone, jako bibliofil od młodości, wysoko cenił. Kiedyś książki były dla niego wyłącznie pasją, odwróceniem uwagi od stresów związanych z pełną ryzyka służbą, teraz zaś stały się jego życiem.

      Dostrzegł Petera Hansena i Stephanie z przodu sali, zatrzymał się zatem z tyłu, kryjąc się za jednym z kamiennych filarów wspierających sklepiony sufit. Nie miał zamiaru licytować, więc prowadzący aukcję nie musiał go widzieć. Książki pojawiły się na stole licytacyjnym i znikały z niego jedna po drugiej, niektóre za pokaźne sumy. Zauważył nagłe ożywienie Petera Hansena, gdy zaprezentowano kolejną książkę.

      – Pierres Gravées du Languedoc, autor Eugène Stüblein. Copyright 1887 – oznajmił prowadzący aukcję. – Historia tego regionu, dość powszechna jak na czasy, w których powstała, wydrukowana w zaledwie kilkuset egzemplarzach. Stanowi część ostatnio pozyskanego majątku.

Скачать книгу