ТОП просматриваемых книг сайта:
Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry
Читать онлайн.Название Dziedzictwo templariuszy
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-057-1
Автор произведения Steve Berry
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
Mężczyzna z nożem był zaś niski i krępy, o ostrych rysach i włosach ostrzyżonych na jeża. W jego wschodnioeuropejskiej twarzy było coś nawiedzonego – jakaś rozpacz, która bardziej zaniepokoiła Malone’a niż połyskujące w słońcu ostrze. Nosił strój w stylu sportowym: dżinsowe spodnie oraz karminową kurtkę.
Malone wstał z miejsca, nie spuszczając wzroku ze Stephanie. Przez chwilę chciał ostrzec ją krzykiem, ale była za daleko, poza tym wokół panował zbyt duży hałas. Stracił ją z oczu, gdy zniknęła za jedną z modernistycznych rzeźb zdobiących Højbro Plads. Ta akurat przedstawiała obscenicznie otyłą, nagą kobietę leżącą na brzuchu. Jej przelewające się pośladki przypominały kształtem łagodnie zaokrąglone, zwietrzałe wierzchołki gór. Kiedy Stephanie pojawiła się po drugiej stronie rzeźby, zbliżył się do niej mężczyzna z nożem. Malone zobaczył, jak tamten przecina pasek zwisającej z jej lewego ramienia skórzanej torebki i popycha Stephanie na chodnik.
Jakaś kobieta krzyknęła i na widok uzbrojonego w nóż złodzieja wybuchło zamieszanie.
Mężczyzna w czerwonej kurtce ruszył przed siebie z torebką Stephanie w ręku, rozpychając ludzi, którzy stanęli mu na drodze. Kilku z nich się cofnęło. Złodziej skręcił w lewo, za kolejną z brązowych rzeźb. W końcu zaczął biec. Wyglądało na to, że zmierza w kierunku Købmagergade, deptaka skręcającego ku północy z Højbro Plads w głąb handlowego centrum miasta.
Malone wyszedł zza stolika, zamierzając przeciąć drogę Czerwonej Kurtce, zanim ten zdąży skręcić za róg, ale pościg utrudniło mu kilka ustawionych przed kawiarnią rowerów. Ominął je i ruszył pędem przed siebie, niemal okrążył fontannę, po czym rzucił się na tamtego.
Przewrócili się na twarde kamienie. Czerwona Kurtka wziął na siebie prawie cały impet uderzenia, a Malone natychmiast się zorientował, że jego przeciwnik jest dobrze umięśniony. Niezrażony atakiem, złodziej przeturlał się, a potem kolanem rąbnął napastnika w brzuch.
Malone poczuł, jak zapiera mu dech w piersiach, a żołądek podchodzi do gardła.
Czerwona Kurtka zerwał się na równe nogi i pomknął w kierunku Købmagergade.
Malone wstał, ale natychmiast przysiadł i wziął kilka płytkich oddechów.
Niech to szlag. Wyszedł z wprawy.
Zebrał się w sobie i podjął pościg, gdy jego zwierzyna zyskała przewagę blisko piętnastu metrów. Malone nie dostrzegł noża w trakcie walki, teraz jednak, kiedy biegł ulicą między sklepami, zauważył, że złodziej wciąż ściska kurczowo skórzaną torebkę. Czuł palący ból w piersiach, ale mimo wszystko odstęp między nimi zmniejszał się.
Czerwona Kurtka wyrwał wózek z kwiatami z rąk starego, wymizerowanego mężczyzny. Wiele takich wózków stało przy Højbro Plads i Købmagergade. Malone nie cierpiał ulicznych sprzedawców, którzy z radością blokowali dostęp do jego księgarni, zwłaszcza w soboty. Złodziej pchnął wózek po bruku w stronę ścigającego go człowieka. Malone nie mógł pozwolić, by wózek toczył się bez kontroli: zbyt wielu ludzi było na ulicy, w tym także dzieci – skoczył zatem w prawo, chwycił wózek i zatrzymał go. Obejrzał się i na rogu Købmagergade zobaczył Stephanie z policjantem. Znajdowali się jakieś pięćdziesiąt metrów za nim, lecz nie miał czasu na nich czekać.
Malone popędził przed siebie, zastanawiając się, dokąd zmierza ścigany. Być może zostawił gdzieś tutaj auto albo czekał na niego kierowca w miejscu, gdzie Købmagergade uchodziło do innego z ruchliwych placów Kopenhagi, Hauser Plads. Miał nadzieję, że tak nie jest. Ten plac był zawsze zakorkowany: znajdował się za siecią deptaków, które tworzyły handlową mekkę znaną pod nazwą Strøget. Malone czuł w udach ból wywołany nieoczekiwanym wysiłkiem. Jego mięśnie dawno wyszły z wprawy, jaką miały w czasach, gdy służył w marynarce, a potem pracował dla Departamentu Sprawiedliwości. Po roku dobrowolnej emerytury poziom jego fizycznej sprawności raczej nie zachwyciłby byłych pracodawców.
Zobaczył przed sobą Rotundę, opartą mocno o kościół Świętej Trójcy, niczym termos przywiązany do koszyka z obiadem. Potężna okrągła budowla wspinała się w górę na wysokość dziewięciu kondygnacji. Ufundował ją w 1642 roku duński król Chrystian IV i wieża ta stała się symbolem jego panowania: pozłacana rzymska czwórka ujęta w literę „C” połyskiwała na ponurej konstrukcji z cegły. W tym miejscu przecinało się pięć ulic, a Czerwona Kurtka mógł każdą z nich obrać za drogę ucieczki.
Pojawiły się policyjne radiowozy.
Jeden z nich z piskiem zahamował od południowej strony Rotundy. Inny nadjechał z dalszego końca Købmagergade, blokując możliwość ucieczki ku północy. Czerwona Kurtka znajdował się teraz na placyku otaczającym budowlę. Zawahał się, najwyraźniej oceniając sytuację, potem skoczył w prawo i zniknął wewnątrz Rotundy.
Co ten dureń robi? Nie było stąd innego wyjścia poza bramą na parterze. Być może jednak złodziej o tym nie wiedział.
Malone podbiegł do wejścia. Znał mężczyznę w budce z biletami: ów Norweg spędzał wiele godzin w jego księgarni, a jego pasją była literatura anglojęzyczna.
– Arne, dokąd pobiegł ten mężczyzna? – zapytał po duńsku, łapiąc oddech.
– W prawo; nie zapłacił za bilet!
– Czy ktoś jest na górze?
– Przed chwilą weszła tam starsza para.
Na górę nie prowadziły żadne schody, nie było też windy. Zbudowano tu spiralną rampę biegnącą aż na sam wierzchołek Rotundy. W XVII wieku zakładano, że będzie można tędy wtaczać na górę ciężkie astronomiczne przyrządy. Miejscowi przewodnicy opowiadali jako ciekawostkę historię, jak to car Rosji Piotr Wielki wjechał pewnego razu na górę konno, caryca zaś dostała się tam powozem.
Malone usłyszał dobiegające z góry odgłosy kroków. Pokręcił głową na myśl o tym, co go czeka.
– Powiedz policji, że jesteśmy na górze.
Ruszył biegiem.
W połowie drogi na spiralnym podejściu minął drzwi prowadzące do Wielkiej Sali. Przeszklone wejście było zamknięte, a światła zgaszone. Piękne dwudzielne okna biegły dookoła zewnętrznych murów, lecz w każdym z nich znajdowały się kraty. Przez moment Malone znów nasłuchiwał i dosłyszał odgłos kroków dobiegających z góry.
Ruszył przed siebie, oddychając z coraz większym trudem. Zwolnił tempo, kiedy minął średniowieczny przyrząd do wytyczania biegu planet, zawieszony wysoko na ścianie. Wiedział, że wyjście na szczytową platformę widokową znajduje się zaledwie o kilka metrów od niego, za ostatnim zakrętem pochylni.
Nie słyszał już kroków.
Podkradł się do przodu i minął łukowate wejście. Na środku znajdowało się ośmioboczne obserwatorium, które powstało dużo później niż sama wieża. Dookoła niego biegł szeroki taras