ТОП просматриваемых книг сайта:
Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry
Читать онлайн.Название Dziedzictwo templariuszy
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-057-1
Автор произведения Steve Berry
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
– Za odpowiednią opłatą.
– Którą zresztą pobrałby każdy prywatny detektyw, zajmujący się kradzieżami dzieł sztuki. My po prostu przekierowaliśmy fundusze na bardziej szczytne cele. Dostrzegam w tym jakąś sprawiedliwość. A sprawa niemieckich wyborów? Sfinansowałem kilku kandydatów, którzy stali się celem ataku radykalnej prawicy. Z moją pomocą wszyscy dostali się do Bundestagu. Nie widzę powodu, dla którego faszyści mieliby znowu zdobyć władzę. A pani?
– To, co pan uczynił, było sprzeczne z prawem i wywołało liczne komplikacje.
– To, co zrobiłem, stanowiło rozwiązanie problemu. Zresztą Amerykanie uczynili w tej mierze bez porównania więcej.
Słowa te nie wywarły na Stephanie żadnego wrażenia.
– Dlaczego wmieszał się pan w moje sprawy?
– Jakim sposobem są to pani sprawy?
– Ponieważ dotyczą pracy mojego męża.
Twarz Thorvaldsena stężała.
– Nie przypominam sobie, żeby interesowała się pani specjalnie jego pracą, kiedy jeszcze chodził po ziemskim padole.
Malone zwrócił uwagę na krytyczne słowa: „nie przypominam sobie”. To dowodziło sporej wiedzy Henrika na temat przeszłości państwa Nelle’ów. Stephanie zdawała się jednak nie słuchać, co w jej wypadku było zresztą czymś wyjątkowym.
– Nie zamierzam roztrząsać z panem prywatnych kwestii z mojego życia. Proszę mi jedynie wyjaśnić, dlaczego dzisiaj wieczorem wylicytował pan tę książkę.
– Peter Hansen poinformował mnie o pani zainteresowaniu tym woluminem. Wyjawił mi też, że ktoś inny zamierza również go posiąść. Człowiek ten chciał skopiować książkę, zanim zostanie przekazana w pani ręce. Zapłacił Hansenowi, dla pewności, że tak właśnie się stanie.
– Czy powiedział, kim jest ten człowiek? – zapytała.
Thorvaldsen zaprzeczył ruchem głowy.
– Hansen nie żyje – dodał Malone.
– Nic dziwnego – głos starszego pana zabrzmiał beznamiętnie.
Malone opowiedział mu o wszystkim, co się wydarzyło.
– Hansen był chciwy – skomentował Duńczyk. – Uważał, że książka ma wielką wartość, poprosił więc mnie, bym sekretnie ją wylicytował, tak żeby on mógł później zaoferować ją drugiemu zainteresowanemu za sowitą zapłatę.
– Na co pan się zgodził, będąc przecież człowiekiem wspaniałomyślnym – skomentowała Stephanie, najwyraźniej nie zamierzając odpuścić.
– Hansen i ja mieliśmy wiele wspólnych interesów. Powiedział mi, co się dzieje, a ja zaoferowałem mu pomoc. Obawiałem się, że w przeciwnym razie pójdzie do kogoś innego i poszuka jakiegoś anonimowego kupca. Ja również chciałem mieć tę książkę, więc zgodziłem się na jego warunki, ale nie zamierzałem jej zwrócić Hansenowi.
– Chyba naprawdę nie wierzy pan…
– Dobre ciasto? – przerwał jej pytaniem Thorvaldsen.
Malone zdał sobie sprawę, że jego przyjaciel usiłuje przejąć pałeczkę w tej rozmowie.
– Wyborne – odparł z pełnymi ustami.
– Niech pan przejdzie do rzeczy – zażądała Stephanie. – Do tej prawdy, którą powinnam poznać.
– Pani mąż i ja byliśmy bliskimi przyjaciółmi.
Na ponurej twarzy kobiety pojawił się wyraz odrazy.
– Lars nigdy nie wspomniał mi o tym nawet słowem.
– Uwzględniając wasze raczej napięte stosunki, jest to całkiem zrozumiałe. Ale w tym wypadku, podobnie jak i pani w swoim zawodzie, on miał również swoje sekrety.
Malone skończył swój kawałek ciasta i patrzył, jak Stephanie reaguje na słowa, którym najwyraźniej nie dawała wiary.
– Jest pan kłamcą – oświadczyła w końcu.
– Mogę pokazać pani korespondencję, która potwierdzi prawdziwość moich słów. Lars i ja często do siebie pisywaliśmy. Współpracowaliśmy. Finansowałem jego początkowe badania i dopomagałem w chwilach, kiedy trudno mu było związać koniec z końcem. Zapłaciłem też za dom w Rennes-le-Château. Dzieliłem jego pasję, a wspieranie jego starań sprawiało mi nieskrywaną radość.
– Jaką pasję? – chciała wiedzieć.
Thorvaldsen spojrzał na nią gniewnie.
– Tak mało pani o nim wie. Wyrzuty sumienia muszą teraz panią zadręczać.
– Nie potrzebuję psychoanalizy.
– Doprawdy? Przyjeżdża pani do Danii, by kupić książkę, o której nie wie pani nic, a która wiąże się z pracą pani męża, zmarłego ponad dziesięć lat temu, i nie czuje pani wyrzutów sumienia?
– Ty świętoszkowaty dupku, oddaj mi tę książkę!
– Najpierw musi pani wysłuchać do końca tego, co mam do powiedzenia. Pierwsza książka Larsa okazała się ogromnym sukcesem wydawniczym. Na świecie sprzedało się kilka milionów egzemplarzy, chociaż w Ameryce cieszyła się umiarkowanym powodzeniem. Jego następna książka nie została już tak entuzjastycznie przyjęta, ale również się sprzedawała na tyle dobrze, by sfinansować jego przedsięwzięcie. Lars sądził, że rozpowszechnienie przeciwnego punktu widzenia mogłoby spopularyzować legendę Rennes. Sfinansowałem zatem kilku autorów, którzy podjęli z nim polemikę. Dokonali w swoich pracach krytycznej analizy jego wniosków na temat Rennes i wskazywali błędy w rozumowaniu. Jedna książka prowadziła do następnej, a ta do jeszcze następnej. Niektóre z nich były dobre, inne kiepskie. Sam nawet wyraziłem publicznie kilka niezbyt pochlebnych opinii na temat Larsa i wkrótce, tak jak chciał, narodziła się jego legenda.
Oczy Stephanie płonęły teraz żywym ogniem.
– Pan chyba zbzikował?
– Kontrowersje przyczyniają się do rozgłosu. A że Lars nie pisał dla masowego odbiorcy, musiał stworzyć własną publiczność. Jego teorie zaczęły żyć własnym życiem. Rennes-le-Château jest całkiem popularne. Powstały o nim programy telewizyjne, publikowane są wydawnictwa na jego temat, a w internecie roi się od stron poświęconych wyłącznie jego tajemnicom. Turystyka jest teraz główną gałęzią gospodarki regionu. Dzięki Larsowi to miasteczko stało się turystyczną atrakcją.
Malone wiedział, że o Rennes wydano setki książek. W jego księgarni kilka półek wypełnionych było pozycjami, które zdobył na ten temat. Chciał jednak wiedzieć więcej.
– Henrik, dziś zginęło dwóch ludzi. Jeden wyskoczył z Rotundy i spadając, podciął sobie gardło. Drugiego wyrzucono przez okno z wysokiego piętra. Nie jest to zatem drobiazg, który wiąże się z popularną legendą.
– Ośmielę się stwierdzić, że w Rotundzie stanąłeś twarzą w twarz z bratem z zakonu templariuszy.
– W normalnej sytuacji powiedziałbym, że zbzikowałeś, ale ten człowiek krzyknął coś, zanim wyskoczył. Beauseant.
Thorvaldsen przytaknął.
– Bojowe zawołanie