ТОП просматриваемых книг сайта:
Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry
Читать онлайн.Название Dziedzictwo templariuszy
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-057-1
Автор произведения Steve Berry
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
Przez głowę przebiegło mu kilka myśli; walczył też z narastającą pokusą. Reguła wpajała poczucie dyscypliny, nawet jeśli nie przynosiła innych pożytków, seneszal zaś odczuwał dumę z faktu, że nigdy świadomie nie dopuścił się złamania jej postanowień. Ale teraz czuł nieodpartą pokusę. Myślał o tym przez cały dzień, gdy patrzył, jak jego przyjaciel powoli odchodzi z tego świata. Gdyby śmierć zabrała mistrza w chwili, kiedy opactwo było zajęte normalnymi dziennymi obowiązkami, niemożliwe byłoby wykonanie tego, co seneszal zamierzał. O tej porze miał jednak trochę swobody i w zależności od tego, co się wydarzy następnego dnia, mogła to być jego jedyna szansa.
Wyciągnął rękę, odsunął koc i rozchylił błękitną szatę, odsłaniając tors zmarłego starca. Łańcuszek był na miejscu. Seneszal ściągnął go przez głowę swego mistrza.
Na końcu łańcuszka dyndał srebrny kluczyk.
– Wybacz mi – wyszeptał seneszal, gdy ponownie zakrywał kocem twarz zmarłego.
Przeszedł pośpiesznie przez pokój w kierunku renesansowej sekretery, pociemniałej od niezliczonych woskowań. W środku znalazł brązową szkatułę ozdobioną srebrnym krzyżem. Jedynie seneszal wiedział o jej istnieniu i widywał wielokrotnie, jak mistrz ją otwiera, chociaż nigdy nie mógł zajrzeć do środka. Teraz przeniósł szkatułę na biurko, włożył kluczyk i raz jeszcze poprosił przyjaciela o wybaczenie.
Szukał oprawionej w skórę księgi, która znajdowała się w posiadaniu mistrza od kilku lat. Wiedział, że jest przechowywana w tej szkatule. Mistrz wkładał ją tu w jego obecności. Kiedy jednak teraz seneszal uniósł wieko, w środku zobaczył jedynie różaniec, kilka dokumentów oraz mszał. Nie było tu żadnej księgi w skórzanej oprawie.
Strach seneszala stał się realny. Przedtem jedynie się spodziewał, teraz wiedział.
Odłożył szkatułę do sekretery i wyszedł z celi wielkiego mistrza.
Opactwo stanowiło labirynt wielopiętrowych skrzydeł, z których każde dobudowywano w innym stuleciu, tak jakby architektura sprzysięgła się, by stworzyć zagmatwany kompleks, dający obecnie schronienie blisko pięciuset braciom. Znajdowały się tu oczywiście cele, kaplica, okazały klasztorny dziedziniec, warsztaty, kancelarie, sala gimnastyczna, wspólne pomieszczenia sanitarne i łazienki, kapitularz, zakrystia, refektarz, parlatorium, infirmeria oraz bardzo zasobna biblioteka. Cela mistrza znajdowała się w zbudowanej w piętnastym stuleciu części opactwa, wychodzącej na skalne urwisko. Nieopodal rozlokowane były sypialnie zakonników i seneszal przeszedł przez zwieńczony łukiem portal, prowadzący do rozległego dormitorium, w którym zawsze paliły się światła, gdyż Reguła nie pozwalała, by nocą w pomieszczeniach panowała całkowita ciemność. Nie zauważył żadnego ruchu i nie słyszał nic poza sporadycznymi odgłosami chrapania. Przed wiekami zapewne przy drzwiach stałaby warta – zastanawiał się, czy przypadkiem zwyczaj ten nie zostanie przywrócony w najbliższych dniach.
Mijał szerokie korytarze, stąpając po szkarłatnym chodniku, którym przykryto z grubsza tylko obrobione kamienne płyty. Po obu stronach znajdowały się obrazy, posągi oraz gdzieniegdzie memoriały, przypominające o przeszłości opactwa. W odróżnieniu od innych klasztorów usytuowanych w Pirenejach, ten przybytek uniknął grabieży w czasie rewolucji francuskiej, przetrwały tu więc zarówno dzieła sztuki, jak i dokumenty.
Seneszal dotarł do głównej klatki schodowej i zszedł na parter. Mijając kolejne zwieńczone sklepieniem korytarze, przeszedł obok miejsc, gdzie zwiedzającym pokazywano, na czym polega życie w klasztorze. Turystów nie było zbyt wielu, kilka tysięcy osób w ciągu roku, uzyskiwany tą drogą dochód stanowił natomiast skromne uzupełnienie rocznego budżetu. Nawet jednak tak niepozorna liczba gości zmusiła zgromadzenie do zabezpieczenia prywatności braci.
Wejście, którego szukał seneszal, znajdowało się na końcu jednego z korytarzy na parterze. Drzwi ozdobione średniowiecznymi ozdobami z kutego żelaza były otwarte, jak zawsze.
Wszedł do biblioteki.
Niewiele księgozbiorów mogło się pochwalić stanem nienaruszonym, ale niezliczone woluminy, które teraz znajdowały się wokół seneszala, pozostały nietknięte ręką grabieżcy od siedmiu stuleci. Na początku zbiory składały się z nielicznych egzemplarzy, lecz kolekcja nieustannie rosła dzięki darowiznom, zapisom, zakupom, a w początkach istnienia zakonu również dzięki skrybom, którzy dniem i nocą kopiowali księgi. Tematyka dzieł wtedy i teraz była rozmaita, przy czym główny nacisk kładziono na teologię, filozofię, logikę, historię, prawo, nauki oraz muzykę. Nad głównym wejściem widniała stosowna łacińska maksyma wyryta w tynku: CLAUSTRUM SINE ARMARIO EST QUASI CASTRUM SINE ARMAMENTARIO. „Klasztor bez biblioteki jest jak zamek bez zbrojowni”.
Seneszal zatrzymał się i nasłuchiwał.
W pobliżu nie było nikogo.
Bezpieczeństwo zbiorów nie stanowiło rzeczywistego problemu, gdyż przez osiemset lat Reguła okazało się zdecydowanie skutecznym zabezpieczeniem. Żaden z braci nie odważył się wejść do biblioteki bez zezwolenia. On jednak nie był zwykłym bratem. Był seneszalem. Przynajmniej przez jeszcze jeden dzień.
Przeszedł między regałami w głąb przepastnego pomieszczenia i zatrzymał się przy czarnych metalowych drzwiach. Przesunął plastikową kartę przed skanerem przymocowanym do ściany. Jedynie wielki mistrz, marszałek, archiwista i on sam posiadali magnetyczne karty. Dostęp do pomieszczenia znajdującego się za drzwiami możliwy był wyłącznie za zgodą wielkiego mistrza. Nawet archiwista musiał ją mieć, żeby tu wejść. W środku znajdował się zbiór cennych ksiąg, starych edyktów, tytułów własności, rejestrów rycerzy oraz najważniejsze: kroniki, w których przedstawiono historię zakonu od początku jego istnienia. Podobnie jak protokoły uwieczniały dokonania brytyjskiego parlamentu czy kongresu Stanów Zjednoczonych, te roczniki przedstawiały ze szczegółami skucesy i porażki zakonu. Źródła pisane przetrwały, wiele w kruchych już obwolutach i mosiężnych klamrach, a każdy z tomów wyglądał jak niewielki kuferek, ale znaczną część ich zawartości zeskanowano już i przeniesiono na twarde dyski, co znacznie ułatwiało przeszukiwanie blisko dziewięciusetletniej historii bractwa.
Seneszal wkroczył do środka, przeszedł między słabo oświetlonymi półkami i znalazł kodeks w jego zwykłym miejscu. Malutki wolumin miał zaledwie dwa i pół centymetra grubości oraz kwadratową okładkę o boku długości dwudziestu centymentrów. Seneszal natrafił na niego przed dwoma laty. Karty tego tomiku wykonano z cielęcej skóry naciągniętej na drewniane listewki i wytłaczanej. Nie była to jeszcze książka, lecz jej przodek – wczesne próby zastąpienia pergaminowych zwojów, pozwalające na umieszczenie tekstu po obu stronach kartki.
Seneszal ostrożnie otworzył okładkę.
Nie było tu strony tytułowej, a pochyłe łacińskie pismo otaczały marginesy iluminowane misternymi malowidłami w barwach czerwieni, zieleni i złota. Wiedział, że dzieło to skopiował jeden ze skrybów opactwa w piętnastym stuleciu. Większość dawnych kodeksów nie przetrwała jednak zagrożeń – uzyskany z nich pergamin stosowano do oprawy innych książek, zakrywania słojów z przetworami oraz po prostu na podpałkę. Dzięki Bogu, ten wolumin się zachował. Zawarte w nim informacje były bezcenne. Seneszal nigdy nie pochwalił się nikomu, że znalazł ów kodeks; nie wyjawił tego nawet wielkiemu mistrzowi. A ponieważ mógł potrzebować zawartych w tym dziele informacji i teraz miał najlepszą sposobność z nich skorzystać, wsunął książkę pod fałdę habitu.
Przeszedł do następnego korytarza i znalazł drugi cienki wolumin, również zapisany ręcznie, lecz dopiero pod koniec dziewiętnastego stulecia. Nie była to książka przeznaczona dla szerokiej publiczności, lecz osobiste pamiętniki. Tej księgi również mógł potrzebować, a zatem wsunął