ТОП просматриваемых книг сайта:
Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry
Читать онлайн.Название Dziedzictwo templariuszy
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-057-1
Автор произведения Steve Berry
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
Znowu miała rację.
– Posłuchaj, Cotton. Powody, dla których przenosisz się za ocean, to twoja sprawa. Ale jeśli ma ci to dać szczęście, zrób to. Tylko nie wykorzystuj Gary’ego jako wytłumaczenie. Najmniej mu teraz trzeba niezadowolonego rodzica, który próbuje zrekompensować sobie własne smutne dzieciństwo.
– Czy obrażanie mnie sprawia ci radość?
– Niekoniecznie. Ale wiesz doskonale, że ktoś musiał powiedzieć ci prawdę.
Rozejrzał się dokoła po ciemnej księgarni. Ilekroć myślał o Pam, nic dobrego z tego nie wynikało. Jej niechęć do niego tylko się pogłębiła, a zrodziła się piętnaście lat temu, kiedy był świeżo upieczonym podporucznikiem. Nie był wierny, a ona o tym wiedziała. Chodzili do poradni małżeńskiej i postanowili, że ich związek będzie trwał. Ale po dziesięciu latach pewnego dnia wrócił z misji i stwierdził, że odeszła. Wynajęła dom po drugiej stronie Atlanty, zabierając tylko to, co było niezbędne jej i Gary’emu. Zostawiła liścik z nowym adresem i informacją, że ich małżeństwo dobiegło końca. Pragmatyczna i zimna – taka była Pamela. Co ciekawe, nie żądała natychmiastowego rozwodu. Postanowiła, że po prostu będą mieszkali osobno, pozostaną wobec siebie uprzejmi i będą rozmawiali tylko wtedy, kiedy będzie tego wymagało dobro Gary’ego.
W końcu jednak nadszedł czas na decyzję.
Odszedł więc z pracy, złożył patent oficerski, zakończył małżeństwo, sprzedał dom i opuścił Amerykę. A wszystko to wydarzyło się w ciągu jednego długiego, okropnego, samotnego, wyczerpującego, lecz w końcu satysfakcjonującego tygodnia.
Spojrzał na zegarek. Powinien wysłać e-maila do Gary’ego. Komunikowali się ze sobą przynamniej raz dziennie, a w Atlancie wciąż było popołudnie. Jego syn miał za trzy tygodnie przyjechać do Kopenhagi i spędzić z nim cały miesiąc. Zrobili to samo poprzedniego lata i teraz Malone nie mógł już się doczekać przyjazdu chłopaka.
Spotkanie ze Stephanie wciąż go martwiło. Taką naiwność widział wcześniej u innych agentów, którzy, choć byli świadomi ryzyka, po prostu je ignorowali. Co to ona zawsze mu powtarzała? „Powiedz to, zrób to, módl się o to, wykrzycz to, ale nigdy, absolutnie nigdy nie dawaj wiary własnym bredniom”. Dobra rada, której sama powinna posłuchać. Nie miała pojęcia, w co się wplątuje, ale czy on miał? Kobiety nie były jego mocną stroną. Chociaż spędził połowę życia z Pamelą, na dobrą sprawę nie poświęcił czasu, by ją poznać. Jak więc mógł teraz zrozumieć Stephanie? Powinien trzymać się z dala od jej spraw. W końcu było to jej życie.
Coś jednak nie dawało mu spokoju.
Kiedy miał dwanaście lat, poinformowano go, iż urodził się z ejdetyczną pamięcią. Nie fotograficzną, często opisywaną w filmach i książkach, lecz z doskonałą pamięcią szczegółów, które większość ludzi zapomina. Pomogło mu to na studiach i w nauce języków, ale próby wychwycenia detali spośród wielu innych niekiedy stawały się irytujące.
Tak jak teraz.
DZIESIĘĆ
De Roquefort otworzył zamek przy frontowych drzwiach i wszedł do księgarni. Dwóch jego ludzi podążyło za nim. Pozostała dwójka miała obserwować ulicę.
W ciemności skradali się wzdłuż półek na tyły zagraconego parteru, potem wąskimi schodami ruszyli w górę. Żaden dźwięk nie zdradził ich obecności. Gdy dotarli na ostatnie piętro, de Roquefort wszedł przez otwarte drzwi do oświetlonego apartamentu. Peter Hansen siedział wygodnie na fotelu, pogrążony w lekturze. Obok niego na stoliku stało piwo, a w popielniczce palił się papieros.
Na twarzy handlarza książek pojawiło się zaskoczenie.
– Co pan tutaj robi? – zapytał po francusku z wyraźnym niezadowoleniem.
– Mieliśmy umowę.
Antykwariusz zerwał się na równe nogi.
– Zostaliśmy przelicytowani. Co miałem zrobić?
– Obiecał mi pan, że nie będzie problemu.
Pomocnicy de Roqueforta przeszli na drugą stronę pokoju w pobliże okien, on sam pozostał przy drzwiach.
– Książka została sprzedana za pięćdziesiąt tysięcy koron. To szokująca cena – tłumaczył Hansen.
– Kto pana przelicytował?
– Dom aukcyjny nie ujawnia takich informacji.
De Roquefort zastanawiał się, czy antykwariusz rzeczywiście ma go za głupca.
– Zapłaciłem panu za to, by dopilnował pan, że książka trafi do rąk Stephanie Nelle.
– Robiłem, co mogłem, ale nikt nie powiedział mi, że książka osiągnie tak niebotyczną cenę. Kontynuowałem licytację, lecz ona mnie powstrzymała. Czy był pan gotów zapłacić więcej niż pięćdziesiąt tysięcy koron?
– Zapłaciłbym każdą wylicytowaną cenę.
– Zabrakło tam pana, a ona nie była w równym stopniu zdeterminowana.
Hansen wydawał się odprężony; początkowe zaskoczenie ustąpiło miejsca samozadowoleniu, które jego rozmówca ignorował z wielkim z trudem.
– Poza tym, dlaczego ta książka jest taka cenna?
De Roquefort rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu, w którym czuć było zapach alkoholu i nikotyny. Setki książek leżało porozrzucanych pomiędzy stertami gazet i czasopism. Zastanawiał się, jak można żyć w takim bałaganie.
– Niech pan mi to powie.
Antykwariusz wzruszył ramionami.
– Nie mam zielonego pojęcia. Pani Nelle nie wyjawiła mi, dlaczego pragnie zdobyć tę książkę.
Cierpliwość de Roqueforta się kończyła.
– Wiem, kto pana przelicytował.
– Skąd?
– Jak pan dobrze wie, pracownicy domu aukcyjnego nie są nieprzekupni. Pani Nelle skontaktowała się z panem i zleciła panu rolę pośrednika. Z kolei ja nawiązałem z panem kontakt, chcąc dopilnować, by książka trafiła do niej, tak żebym mógł wcześniej zrobić kopię, zanim przekaże pan wolumin w jej ręce. A pan w końcu zaaranżował udział osoby licytującej przez telefon.
Hansen uśmiechnął się.
– Rozgryzienie tego zajęło panu sporo czasu.
– Na dobrą sprawę zajęło mi to tylko kilka chwil, kiedy otrzymałem stosowną informację.
– Ponieważ teraz książka jest pod moją kontrolą, a Stephenie Nelle wypadła z gry, ile jest pan gotów za nią zapłacić?
De Roquefort wiedział już, jakie działania podejmie.
– Tak naprawdę pytanie brzmi: ile ta książka jest warta dla pana?
– Dla mnie nie ma żadnej wartości.
Na jego znak dwóch ludzi chwyciło Hansena za ręce. De Roquefort uderzył księgarza pięścią w żołądek. Antykwariuszowi zaparło dech, potem padł do przodu, zwisając na rękach.
– Zależało mi na tym, żeby książka trafiła do rąk Stephenie Nelle po tym, jak zrobię kserokopię – oznajmił de Roquefort. – Za to właśnie panu zapłaciłem. I za nic