ТОП просматриваемых книг сайта:
Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry
Читать онлайн.Название Dziedzictwo templariuszy
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-057-1
Автор произведения Steve Berry
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
– On jest pomysłowy. I odważny.
De Roquefort wiedział, że to prawda. Zebrał informacje na temat Cottona Malone, kiedy dowiedział się, że Stephanie Nelle planuje wyjazd do Danii i chce się z nim spotkać. Ponieważ Malone mógł stanowić część jej planów, de Roquefort postanowił dowiedzieć się o tym człowieku jak najwięcej.
Tak naprawdę nazywał się Harold Earl Malone. Miał czterdzieści sześć lat, urodził się w Georgii. Matka też urodziła się w tym stanie, natomiast ojciec, zawodowy wojskowy, skończył uczelnię w Annapolis, a potem doszedł do stopnia kapitana marynarki wojennej, jeszcze zanim jego okręt podwodny zatonął, kiedy Cotton miał zaledwie dziesięć lat. Syn poszedł w ślady ojca: studiował w Akademii Marynarki Wojennej i ukończył ją z trzecią lokatą na roku. Potem przyjęto go do szkoły lotniczej, gdzie ostatecznie zdobył na tyle wysokie noty, że zdecydował się szkolenie pilotów myśliwców. Wtedy, o dziwo, w połowie drogi, nagle poprosił o służbowe przeniesienie i dostał zgodę na podjęcie studiów na wydziale prawa Uniwersytetu w Georgetown, gdzie uzyskał dyplom prawnika, gdy pracował już w Pentagonie. Po studiach przeniesiono go do Biura Prokuratora Wojskowego, JAG, gdzie spędził dziewięć lat. Przed trzynastoma laty zrezygnował z tej pracy i przeniósł się do Departamentu Sprawiedliwości, do nowo sformowanej przez Stephanie Nelle agencji o nazwie Magellan Billet. Pozostał w tej strukturze aż do zeszłego roku, dosłużywszy się stopnia kapitana marynarki wojennej.
Jeśli chodzi o sprawy osobiste, Malone był rozwiedziony i miał czternastoletniego syna, który mieszkał z matką w Georgii. Tuż po odejściu z armii Cotton opuścił Amerykę i przeniósł się do Kopenhagi. Był zapalonym bibliofilem, pochodził z katolickiej rodziny, ale nie epatował religijnością. Mówił dość biegle w kilku językach, nie popadł też w żadne uzależnienia ani fobie – poza tym posiadł zdolność do ekstremalnej automotywacji i potrafił poświęcać się sprawie w sposób graniczący z obsesją. Dysponował również ejdetyczną pamięcią. Summa summarum, był typem człowieka, jakiego de Roquefort najchętniej miałby po swojej stronie, a nie po przeciwnej.
Ostatnich kilka minut tylko to potwierdziło.
Stosunek trzy do jednego zdawał się nie zrażać Malone’a, zwłaszcza gdy uznał, że Stephanie Nelle jest w niebezpieczeństwie.
Wcześniej jeden z młodych towarzyszy de Roqueforta zademonstrował niezwykłą lojalność i odwagę, chociaż zbyt pospiesznie próbował ukraść torebkę pani Nelle. Powinien poczekać do chwili, kiedy spotka się ona z Cottonem Malone, a potem będzie wracać do hotelu sama i w dużym stopniu bezbronna. Być może ten akolita usiłował zadowolić przełożonego, wiedząc o pilnym charakterze ich misji. Albo był po prostu niecierpliwy. Kiedy de Roquefort doszedł do Rotundy, zobaczył, że młody mężczyzna dokonał właściwego wyboru, przedkładając śmierć nad pojmanie. Duża strata, ale w taki sposób ich właśnie szkolono. Ci, którzy wykazywali bystrość i zdolności, pięli się w górę. Wszyscy pozostali byli eliminowani.
De Roquefort obrócił się do jednego z podwładnych, który był w domu aukcyjnym.
– Czy dowiedziałeś się, kim jest osoba, która wylicytowała książkę? – zapytał.
Młody mężczyzna przytaknął.
– Przekupienie pracownika domu aukcyjnego kosztowało tysiąc koron.
Nie był zainteresowany ceną ludzkiej słabości.
– Nazwisko?
– Henrik Thorvaldsen.
Poczuł wibracje telefonu komórkowego wsuniętego do kieszeni. Jego bezpośredni zastępca wiedział, że szef jest bardzo zajęty, a zatem telefon musiał oznaczać ważną sprawę. Odebrał połączenie.
– Czas się zbliża – usłyszał.
– Ile zostało?
– Jeszcze tylko kilka godzin.
– Nieoczekiwany bonus.
– Mam dla ciebie zadanie – powiedział de Roquefort do swego rozmówcy. – Jest pewien człowiek. Henrik Thorvaldsen. Bogaty Duńczyk, mieszka na północy Kopenhagi. Wiem o nim co nieco, ale w ciągu godziny chcę pełne dossier na jego temat. Oddzwoń do mnie, kiedy zdobędziesz informacje.
Potem rozłączył się i zwrócił do swoich podwładnych:
– Musimy wracać do domu, ale mamy tu jeszcze dwie sprawy, które trzeba koniecznie zakończyć przed nadejściem świtu.
OSIEM
Malone’a i Stephanie przewieziono do budynku komendy policji na obrzeżach Roskilde. Żadne z nich nie rozmawiało podczas drogi, ponieważ oboje doskonale wiedzieli, że lepiej będzie, gdy nabiorą wody w usta. Malone w pełni zdawał sobie sprawę z faktu, iż obecność byłej szefowej w Danii nie ma nic wspólnego z działalnością Magellan Billet. Stephanie nigdy nie pracowała w terenie. Zawsze stanowiła wierzchołek trójkąta – każdy agent zdawał jej raport w Atlancie. Poza tym, kiedy zadzwoniła w zeszłym tygodniu i zapytała, czy mogliby się spotkać na chwilę, dała jasno do zrozumienia, że przyjeżdża do Europy na wakacje. Niezłe wakacje, pomyślał, kiedy znaleźli się sami w jasno oświetlonym pomieszczeniu pozbawionym okien.
– Ach, przy okazji: kawa w Café Nikolaj była doskonała – odezwał się pierwszy. – Poszedłem tam i dopiłem również twoją. Oczywiście działo się to już po tym, jak pobiegłem za mężczyzną w czerwonej kurtce na szczyt Rotundy i patrzyłem, jak zeskakuje na dół.
Odpowiedziała milczeniem.
– Widziałem też, jak zabrałaś swoją torebkę z ulicy. Nie wiem, czy zdążyłaś zauważyć leżącego obok niej trupa. Może nie. Wyglądało na to, że bardzo ci się spieszy.
– Wystarczy, Cotton – ucięła tonem, który dobrze znał.
– Już dla ciebie nie pracuję.
– Dlaczego więc tutaj jesteś?
– Sam zadawałem sobie to pytanie w katedrze, ale śmigające wokół kule nie pozwoliły mi zebrać myśli.
Zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, drzwi otworzyły się i zjawił się w nich mężczyzna o ryżych włosach i jasnobrązowych oczach. Był to inspektor policji z Roskilde, który przywiózł ich tutaj spod katedry. Trzymał w dłoniach berettę Malone’a .
– Wykonałem telefon, o który pani prosiła – te słowa skierował do Stephanie. – Ambasada USA potwierdza pani tożsamość oraz pani stanowisko w Departamencie Sprawiedliwości. Czekam teraz na instrukcje z naszego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Obrócił się.
– Pan natomiast, panie Malone, to zupełnie inna sprawa. Posiada pan duńską wizę na pobyt czasowy i prowadzi pan księgarnię – powiedział i pokazał pistolet. – Nasze prawo nie zezwala na noszenie broni, nie wspominając już o strzelaniu w narodowej katedrze, na dodatek wpisanej na listę dziedzictwa światowego UNESCO.
– Jeśli już łamię prawo, to tylko najważniejsze przepisy – odparł Malone, nie chcąc, by policjant sądził, że zapędził go w kozi róg.
– Doceniam pańskie poczucie humoru. Ale sprawa jest poważna. Nie dla mnie, lecz dla pana.
– Czy świadkowie zdążyli już zeznać, że była tam jeszcze trójka innych mężczyzn, i że to oni rozpoczęli strzelaninę?
– Mamy ich rysopisy. Lecz jest mało prawdopodobne, by kręcili się jeszcze gdzieś tu w pobliżu. Pan natomiast jest pod ręką.
– Inspektorze – wtrąciła się Stephanie. – To, co się wydarzyło, wiąże się ze mną, nie z panem Malone.