Скачать книгу

sobie pytanie: Kiedy istoty ludzkie nie uczą się czegoś nowego? Każdego dnia, świadomie albo nieświadomie, ludzie zdobywają wiedzę. Odkrywają drogę z pralni chemicznej do parku rozrywki. Uczą się poruszać pieszo po Nowym Jorku. Opanowują aplikacje na nowym iPhonie. Siostra uczy się, jak dokuczać swojemu młodszemu bratu. Brat uczy się, jak wziąć na niej odwet. Wszędzie, na całym świecie, dorośli i dzieci wykorzystują wrodzoną umiejętność uczenia się we wszystkim, co robią w życiu.

      JAK MAM SPRAWIĆ, ŻEBY MOJE DZIECI POKOCHAŁY NAUKĘ?

      Szczytny cel!

      Nauka nie jest istotą tego pytania. Za czasownikiem „sprawić” kryje się przebiegła strategia. Dorosły pyta: Jak mam sprawić, żeby moje dzieci czerpały przyjemność z edukacji, którą im zapewniam?

      Życzliwi dorośli nurzają dzieci w edukacji każdego z trzystu sześćdziesięciu pięciu dni w roku, zarówno w salach lekcyjnych, jak i poza nimi. Dzieci czekają na instrukcje rodziców i nauczycieli, którzy mówią: „Będziemy się świetnie bawić!”. (Jeśli to zdanie cokolwiek implikuje, to na pewno przymus). Zabawa, miłość, radość. Żadnej z tych rzeczy nie da się narzucić ani wymagać. Nie możesz ich oczekiwać w podziękowaniu za twoją ciężką pracę. Miłość do czegokolwiek jest dobrowolna i bierze się z przyjemności, bez względu na to, co twierdzą męczennicy obecni w twoim życiu.

      Miłość to nie obowiązek, i nie ogranicza się do zwykłej czynności. Składają się na nią: urok, namiętność, sympatia, zainteresowanie i radość, które dają motywację. Kiedy dorośli proszą dzieci, aby pokochały naukę, w rzeczywistości oczekują, że młodzież uzna obowiązki szkolne za czystą przyjemność, a w konsekwencji oni sami nie będą musieli utyskiwać.

      Czy to takie dziwne, że tak wielu nauczycieli odczuwa zniechęcenie, kiedy ich najlepsze intencje i przygotowania nie są przyjemne w odbiorze dla dzieci? Ale właśnie tu zaczyna się nasz problem. Kiedy wierzymy, że nasze zadanie polega na opracowaniu procesu kształcenia dzieci – jako czegoś, co mają od nas przyjąć i posłusznie stosować – pozostaje niewiele cennej przestrzeni na przyjemność.

      Pójdę o krok dalej. Czasami im bardziej się napracujemy, aby przygotować „fajną” lekcję, tym szybciej nasze dzieci zaczynają stawiać opór, chichotać, szturchać jedno drugie i popadać w rozprzężenie. Nacisk położony na zabawę wysysa całą wesołość z atmosfery. Dzieciaki reagują intuicyjnie, bawiąc się po swojemu – inicjują niemile widziane psoty.

      Kiedy ustępujemy pola i pozwalamy dzieciom pokazać, co naprawdę uwielbiają, wpadamy w panikę. World of Warcraft? Filmy Disneya? Charakteryzacja? Szydełkowanie? Jazda na deskorolce? Instagram? A co z matematyką? Kiedy zapałają miłością do nauki przedmiotów, których będą potrzebować w liceum i na studiach?

      EDUKACJA NATURALNA

      Renate Nummela Caine i Geoffrey Caine, naukowcy badający ludzki mózg, prezentują nam prawdziwą naturę edukacji.

      „Proces uczenia się tworzy pomost między instynktem a rzeczywistością. Umożliwia zarówno świadome, jak i nieświadome adaptowanie się i dostosowywanie do zmieniającego się świata. Trochę to trwało, zanim wynaleziono szkoły i opracowano model nauczania bezpośredniego. Uczenie się jest tym, co każde dziecko w każdej klasie robi zupełnie naturalnie w każdej sekundzie dnia. Jest ciągłym, naturalnym procesem, który najpierw musimy zrozumieć, aby pojąć, jak może i powinna wyglądać edukacja”[2].

      W dwunastu zasadach przyswajania wiedzy opartych na funkcjonowaniu mózgu Caine’owie tłumaczą, że istoty ludzkie to żywe systemy, dlatego też nauka to proces fizjologiczny i psychologiczny (w którym uczestniczą części zarówno naszych ciał, jak i umysłów)[3]. Ponieważ ludzie są z natury towarzyscy i poszukują sensu życia, to nasze relacje i emocje, a nie zapamiętane informacje czy właściwe podręczniki, są kluczowe dla procesu uczenia się. Innymi słowy, kiedy twoje dziecko czuje więź i zadowolenie, uczy się najlepiej. Może właśnie dlatego rodzice nieufnie traktują gry wideo i komiksy. Widzą radość, wiedzą, że informacje się utrwalają, ale wątpią w ich wartość. Dopiero wtedy, gdy dzieci docenią wartość tradycyjnych przedmiotów szkolnych, zdołają je pokochać. Nasze zadanie polega na tym, aby stworzyć warunki, w których będzie to możliwe.

      Przyswajanie wiedzy jest skomplikowane; to coś więcej niż zapamiętywanie dat wydarzeń historycznych albo poprawnej pisowni słów z kolejnych list. Caine’owie tłumaczą, że proces ten przebiega dwutorowo, na poziomie świadomym i nieświadomym jednocześnie. Na przykład można wykuć na pamięć tabliczkę mnożenia przy wykorzystaniu mnemotechniki, lecz bez zrozumienia działań matematycznych z udziałem liczb. Później jednak, kiedy dziecko zmierzy się z matematyką na wyższym poziomie, odczuje brak znajomości mechanizmu mnożenia. I cała lekcja będzie skazana na porażkę.

      Dzieci lepiej pojmują złożone zagadnienia, kiedy są odpowiednio motywowane i przykładają wagę do tego, czego się uczą. Natomiast w obliczu strachu bądź zagrożenia nie podejmują związanego z nauką ryzyka. Jeśli dorosły beszta ucznia albo stawia mu złą ocenę, ten może do końca życia unikać przedmiotu, który wywołuje w nim niepokój.

      Każdy z nas, już w dorosłym życiu, słyszał od wielu przyjaciół: „Jestem noga z matmy” albo „Ortografia mnie przerasta”, gdy szukali wymówek, aby uchronić się przed ryzykiem. Presja i szydzenie uniemożliwiają rozbudzenie miłości do nauki.

      Zróbmy sobie przerwę od tradycyjnych modeli edukacji. Uczenie się to proces ciągły. Pozostają tylko pytania: Czego się uczymy? Czy poza przyswajaniem faktów i informacji nasze dzieci mają stworzone warunki do nadawania im znaczenia? Jak ja, jako nauczyciel, mogę ułatwić czerpanie przyjemności z nauki?

      MAGICZNA ASYSTA

      Jeśli przyjrzymy się tym koncepcjom przez nasze zaczarowane okulary, otworzymy oczy na potrzebę zdobywania wiedzy. W bajkach uśpione księżniczki otwierają oczy w chwili, gdy zostają zbudzone pocałunkiem. Ten pocałunek wiedzie je do nowej tożsamości i całego wachlarza możliwych zachowań.

      Nikt w to nie wątpi, że dzieci muszą zdobyć umiejętności matematyczne i nauczyć się sprawnie pisać. Problem tradycyjnego szkolnictwa polega na tym, że brakuje w nim cierpliwości, aby zaczekać, aż z głębokiego snu wybudzi dziecko rodząca się w nim świadomość tych potrzeb. Z kolei kształcenie niekonwencjonalne w najlepszym wydaniu – ten jawnie magiczny transport do naturalnej edukacji bez użycia programu – można opisać jako cierpliwą ufność w to, że przebudzenie dla dziecka nadejdzie we właściwym momencie i na odpowiednich przedmiotach. „Pocałunek” ciekawości wyrwie ucznia z głębokiego snu.

      Zbyt często tradycyjne metody wtłaczają dzieci w programy, które tłumią, a nawet odrzucają ciekawość i naukę. Ach! Już słyszę niosące się echem protesty: Jeśli mój syn nigdy nie zainteresuje się historią? Jeśli moja córka nigdy nie zechce tego przeczytać? Wszystko rozumiem. Ja też przeżywałam takie chwile. Nikt z nas nie chce uchybić własnym dzieciom. Balansowanie jest możliwe. Ale czy na pewno? Czy określone przez państwo normy mogą trwać w wiecznej harmonii z edukacją naturalną? To małżeństwo może potrzebować intercyzy!

      Rozwiązanie nie tkwi w zakupie programu nauczania albo finansowaniu szkoły. Zamiast tego musimy zadać sobie pytanie: Co wywołuje łaknienie wiedzy? Zastanawiałam się, czy ciekawość zdoła zawieść moje dzieci prosto w ramiona ułamków albo interpunkcji. Czy da się im otworzyć oczy na przykład na gramatykę, żeby tak jak Belle dostrzegły w Bestii czarującego faceta?

      Odpowiedź jest twierdząca, ale podobnie jak w uwielbianych przez nas bajkach przebudzenie wymaga wsparcia magii. Poniesiemy fiasko, jeśli będziemy czekać na efekt „wow”, stosując normy edukacyjne zamiast narzędzi czarowania. Na szczęście znacznie przyjemniej wprowadzać do swojego środowiska naukowego czarodziejskie właściwości niż jakikolwiek system czy grafik. Nasi badacze tłumaczą, że mózg uwielbia nowości. Moce czarowania

Скачать книгу