Скачать книгу

Oficerów Rezerwy.

      Wśród wykładowców owej szkoły dominowali młodzi oficerowie, którzy nie mieli najczęściej za sobą doświadczenia frontowego. Kazimierz Schally niedwuznacznie sugerował w swoich pamiętnikach, że byli to głównie dekownicy, dzięki rozmaitym protekcjom unikający przydziału do jednostek bojowych – ich wiedza była, delikatnie rzecz ujmując, nie najwyższej próby, o czym Polacy rychło się przekonali, słuchając wykładu pewnego porucznika: „Jeden z naszych kolegów, inżynier, nie wytrzymał, wstał, zameldował posłusznie panu porucznikowi, że wywód jego jest błędny, podszedł sam do tablicy i zaczął udowadniać naukowo właściwą tu zasadę, zadawał tak mądre pytania porucznikowi, że ten zupełnie się speszył i wyszedł z sali zgnębiony całkowicie. Po przerwie wezwał nas legionistów komendant szkoły, zaczął tłumaczyć tego porucznika i prosił, by mu jego instruktorów nie kompromitować wobec młodych jednoroczniaków. «Panowie to wszystko znacie, więc słuchać wykładów nie musicie, czytajcie sobie książki, piszcie listy, ale nie ośmieszajcie mi wykładowców»”[77].

      W styczniu 1918 roku odbyły się egzaminy wieńczące kilkutygodniową naukę na kursie. W skład komisji egzaminacyjnej wchodzili: dowódca stacjonującej w Bratysławie brygady artylerii jako przewodniczący, delegat Ministerstwa Wojny i kpt. Scharabon. Polacy nie mieli problemu z uzyskaniem pozytywnych ocen. Co więcej, w rozkazie dowódcy brygady ogłoszonym po zakończeniu kursu zaznaczono, że „byli oficerowie Legionowi wyróżnili się wybitnymi wiadomościami oraz teoretyczną i praktyczną wiedzą artyleryjską”. W związku z tym życzono im powodzenia w dalszej służbie „dla dobra monarchii austro-węgierskiej”[78]. Prymusem kursu został kpt. Barthel de Weydenthal[79]. Beck również należał do grona absolwentów, a ukończenie kursu w Kaiserliche und königliche Vereinigte Reserve-Offiziers-Schule für Feld und Gebirgs-Artillerie in Pozsony wpisywał później do oficjalnych dokumentów wojskowych w rubryce „wykształcenie”[80]. Wątpliwe jednak, aby kurs prowadzony na tak niskim poziomie, przeznaczony dla osób dopiero zaczynających przygodę z artylerią, poszerzył dotychczasową wiedzę i był rzeczywiście przydatny dla Becka oraz jego legionowych kolegów.

      Po ukończeniu kursu jego absolwenci uzyskiwali stopień kadeta aspiranta (Kadett-Offiziersstellvertreter), który otwierał drogę do nominacji oficerskiej[81]. Rzecz jasna, Becka nie interesowała dalsza kariera w armii austro-węgierskiej. Inną korzyścią wynikającą z ukończenia kursu w Bratysławie był dwutygodniowy urlop. Po jego zakończeniu absolwenci mieli zostać skierowani do baterii zapasowych. Większość z nich trafiła na głębokie tyły, z dala od frontu. Wielu Polaków przeszkolonych w Bratysławie otrzymało przydział do kadr pułków artylerii znajdujących się w Ołomuńcu bądź też w jego najbliższych okolicach[82]. Becka odkomenderowano jednak zupełnie gdzie indziej – do regimentu artylerii stacjonującego w Sopron (niemiecka nazwa Ödenburg). Trafił tam i Schaetzel, aczkolwiek znalazł się w innej jednostce. Po latach pisał: „skierowano mnie samotnie do kadry w Sopron na Węgrzech. W drugim dniu błąkania się po koszarowym podwórku zobaczyłem na placu ćwiczeń sąsiedniego pułku – Becka”[83]. Ten ostatni zaś spędził w miejscu nowego przydziału tylko kilka tygodni, najpewniej cały luty 1918 roku. Sopron jest miastem położonym tuż przy granicy austriacko-węgierskiej, niedaleko Wiener Neustadt. Mniej więcej połowę jego mieszkańców podczas Wielkiej Wojny stanowili Niemcy, a drugą połowę Madziarzy. Cytowany już wielokrotnie Wrzos napisał: „Po przykrościach, jakie w austriackich oddziałach spotkały wszystkich legionistów, którzy odmówili przysięgi, nareszcie znajduje u Węgrów dobre stosunki koleżeńskie. Jest jedynym legionistą w pułku i nie ma żadnej łączności z legionowymi towarzyszami broni”[84].

      Sopron było miejscem stacjonowania 13. Pułku Artylerii Polowej (Feldkanonenregiment Nr. 13), w którym służyli głównie Węgrzy i Niemcy. Beck już w okresie służby w Legionach nabrał sympatii do Madziarów; niewykluczone, że krótki pobyt w Sopron jeszcze bardziej wzmocnił pozytywny stosunek do węgierskich „bratanków”, nieobcy mu przecież także w późniejszych latach[85]. Z pobytem Becka w armii austro-węgierskiej wiąże się jeszcze jedna kwestia czy może raczej zagadka. W polskich dokumentach wojskowych znaleźć można informację, że zakończył on służbę w cesarsko-królewskim wojsku w stopniu chorążego[86]. Byłoby to równoznaczne z uzyskaniem awansu oficerskiego dosłownie w przededniu zrzucenia austriackiego munduru. W zachowanych w Wiedniu wojskowych aktach personalnych, listach kwalifikacyjnych czy nominacjach próżno jednak szukać bohatera tej książki, chociaż znaleźć tam można kilku innych Josefów Becków[87]. Jaki z tego wniosek? Beck najprawdopodobniej nie dorobił się awansu oficerskiego w armii austro-węgierskiej. Jego koledzy z kursu w Bratysławie także długo czekali na tego rodzaju nominacje, co niekiedy wprawiało w zakłopotanie ich przełożonych, którzy nie bardzo wiedzieli, jaki przydział należy się żołnierzom wciąż będącym kadetami aspirantami, chociaż spełniającymi wszelkie formalne wymogi, aby otrzymać oficerskie szarże. Wyjściem z sytuacji było udzielanie im urlopów[88]. Z szansy tej skorzystał Beck.

      Gdy Józef przebywał w Sopron, doszło do ważnego wydarzenia, które wzburzyło polską opinię publiczną. 9 lutego 1918 roku podczas negocjacji w Brześciu nad Bugiem państwa centralne przekazały Ukraińskiej Republice Ludowej Chełmszczyznę i południowe Podlasie, kilka lat wcześniej oderwane decyzją władz carskich od Królestwa Polskiego. Polacy traktowali te ziemie jako nieodłączną część Kongresówki, a teraz zostały one przez Berlin i Wiedeń przefrymarczone za ukraińskie zboże. Jak pamiętamy, Beck dobrze znał Chełmszczyznę, z której pochodziła rodzina jego matki i którą odwiedzał podczas wakacji. W geście protestu z państwami centralnymi zrywali nawet ci, którzy jeszcze niedawno wierzyli w rozwiązanie austro-polskie i z nadzieją spoglądali na Habsburgów. Na rosyjską stronę frontu przebiła się pod Rarańczą część byłej II Brygady Legionów, z płk. Józefem Hallerem na czele. Zaktywizowała się konspiracyjna Polska Organizacja Wojskowa (POW), wzmagając antyniemieckie i antyaustriackie działania. Mimo że przebywał z dala od Galicji i w oderwaniu od kolegów z Legionów, Beck zdawał sobie doskonale sprawę, że nastąpiły wydarzenia, wobec których nie powinien pozostać obojętny. Zapewne przyspieszyły one jego decyzję o dezercji z armii Habsburgów. W sytuacji, w jakiej znalazł się w Sopron, uzyskanie przepustki do Lwowa nie było specjalnie trudne.

      Na przełomie lutego i marca 1918 roku Beck zameldował się w stolicy Galicji u Juliana Stachiewicza, w tym czasie kierującego strukturami POW we Lwowie i pozostającego w ścisłych kontaktach z Komendą Główną organizacji ulokowaną w Krakowie. Rozbudowa piłsudczykowskiej konspiracji szła w parze z wystąpieniami przeciwko Austriakom. Do Lwowa i Krakowa z szeregów armii austro-węgierskiej ściągano zaufanych oficerów legionowych, którzy mieli powrócić do aktywnej walki o niepodległość[89]. Stachiewicz nie bardzo jednak wiedział, co zrobić z Beckiem i gdzie go przydzielić. Nakazał mu pozostać na razie we Lwowie. Było to o tyle problematyczne, że wymagało przedłużenia kilkudniowej przepustki otrzymanej w Sopron. Beck znalazł wyjście z tej sytuacji. O pomoc zwrócił się do prof. Kazimierza Bartla, którego znał z czasów studiów w Szkole Politechnicznej, aczkolwiek trudno było uznać tę znajomość między wykładowcą a studentem za szczególnie bliską. Nie krył przed profesorem swoich konspiracyjnych i niepodległościowych planów. Bartel wystawił mu więc zaświadczenie, że musi pozostać we Lwowie przez dłuższy czas w celu zdania egzaminu jako student Szkoły Politechnicznej. Dokument ten wystarczył, aby w komendzie placu uzyskać przedłużenie przepustki. Tak samo zrobił Schaetzel[90]. Widać maszyna austriackiej biurokracji wojskowej nie działała dość sprawnie, bo przecież łatwo można było sprawdzić, że Beck nie jest studentem lwowskiej uczelni, a w Sopron oczekują jego powrotu. Może nikomu sprawdzać się po prostu nie chciało. W praktyce była to dezercja z cesarsko-królewskiego wojska, co w nieodległej przyszłości nie pozostanie bez wpływu na losy Becka. Faktem jest, że on sam po latach jeszcze wyrażał się o Bartlu z najwyższym uznaniem, bardzo wysoko ceniąc go jako człowieka[91]. Przedłużenie pobytu we Lwowie było, jako się rzekło, jednoznaczne z pożegnaniem się ze

Скачать книгу