Скачать книгу

Wprawdzie i jego ten szlachetny typ i tego wyrobionego człowieka te ostatnie czasy wewnętrznie rozburzyły, wprawdzie chwilami miałem uczucie, że gdzieś nasz wzajemny lojalny stosunek się zrywa, górowało jednak dawno nabrane uczucie sympatii i wzajemnego poważania. Kariera syna trochę go oślepiła, ale z gestów, półsłówek częstych i zamyśleń miałem już od dłuższego czasu uczucie, że odgrywa się w nim jakaś wewnętrzna tragedia. Odgłosy prasy zagranicznej i szeroko powtarzane pogłoski o udziale syna w zabójstwie [gen. Włodzimierza] Zagórskiego i o życiu jego nad stan i o ostrzeżeniach ze strony francuskiej, o podejrzeniach w stosunku do takiego kierownika spraw zagranicznych, musiały dojść i do niego. Na 3 dni przed śmiercią, gdyśmy rozmawiali o znajomym, który nagle umarł, wyrwał mu się okrzyk «Co za szczęśliwy człowiek!». Powiedział to z takim wyrazem twarzy, który mi utkwił w pamięci. Na 4 dni przed śmiercią miał referat w Biurze Pracy Społecznej o potrzebie obywatelskiego czynnika w samorządzie. Rozwijając temat, zaczerwienił się i przejął tak mocno, krytykując tendencje zdławienia przez obce rządy wszelkiej w społeczeństwie niezależnej myśli. Gdy 12 XII rano śmierć jego nastąpiła, tak jasną mi się stała cała skala uczuć, którą kochany przyjaciel przeszedł w ostatnich miesiącach”[86]. Do wątków poruszonych przez Zdanowskiego powrócimy na dalszych stronicach książki. Mieszkańcy Limanowej pamiętali i nadal pamiętają o Józefie Alojzym Becku. Dziesięć dni po jego śmierci odprawiono w limanowskim kościele parafialnym nabożeństwo żałobne za duszę zmarłego. Jego imię nosi rondo w centrum miasta. W maju 2002 roku na ścianie budynku Biblioteki Miejskiej staraniem Towarzystwa Miłośników Ziemi Limanowskiej odsłonięto poświęconą mu tablicę. Uroczystości tej towarzyszyła sesja popularnonaukowa, podczas której przypomniano postać Józefa Alojzego[87].

      Jeszcze garść informacji o rodzinie matki bohatera książki, Bronisławy Filipiny Beckowej de domo Łuczkowskiej, urodzonej w Chełmie w 1863 roku, która była o cztery lata starsza od swojego męża[88]. Przed tragicznym wrześniem 1939 roku została wywieziona do Lublina, a potem dalej na wschód jako osoba ciężko już chora. Zmarła w sędziwym wieku jesienią 1940 roku na terytorium Drugiej Rzeczypospolitej zajętym przez sowietów[89]. Związani od pokoleń z Chełmszczyzną reprezentanci polskiej rodziny Łuczkowskich trudnili się rolnictwem, rzemiosłem i handlem. Wedle rosyjskiej nomenklatury państwowej w drugiej połowie XIX wieku należeli do „obywateli miejskich”. Tymczasem na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej we wstępie do wydanych po raz wtóry przemówień, deklaracji i wywiadów ministra Józefa Becka napisano, że jego matka wywodziła się z polskiej szlachty osiadłej na ziemi chełmskiej[90]. Pradziad Becka po kądzieli, Kasper (w źródłach także Kacper) Łuczkowski mieszkał we wsi Rożdżałów położonej kilka kilometrów na południe od Chełma, gdzie był szynkarzem, a zatem zapewne nie tyle właścicielem lub dzierżawcą karczmy, ile po prostu sprzedawcą trunków[91]. Urodził się około 1825 roku[92]. Jego żoną była Anna z domu Eliaszczuk. Ich syn Jan urodził się 1 września 1846 roku w Rożdżałowie[93], ale z czasem przeniósł się do Chełma i mieszkał przy ul. Browarnej (obecnie Zakątek) 4, gdzie prowadził nieduże gospodarstwo rolne. Jan Łuczkowski, „młodzian w Chełmie przy rodzicach zamieszkały”, poślubił 28 września 1862 roku w miejscowej parafii rzymskokatolickiej Julię (w źródłach także Julianna) de domo Halicką, córkę Klemensa i Agnieszki z Nafalskich, także „obywateli miejskich”. Małżonkowie mieli zaledwie po 16 lat i musieli uzyskać od rodziców zezwolenie na ślub. Udzielający im sakramentu proboszcz ks. Aleksander Grudziński wpis zakończył następująco: „Akt ten stawającym, pisać nieumiejącym przeczytany, sami podpisaliśmy wraz z nowożeńcami”[94]. Rzeczywiście poniżej widniały podpisy Jana Łuczkowskiego, Julianny z Halickich Łuczkowskiej i ks. Grudzińskiego. Podpisów świadków brak. Małżeństwo doczekało się trójki dzieci: dobrze nam już znanej Bronisławy Filipiny, młodszego o dwa lata Edwarda i najmłodszego Władysława (ur. 1867). Wciąż chyba niedocenianą postacią pozostaje wuj przyszłego ministra spraw zagranicznych, a starszy syn Jana i Julii (Julianny), dr Edward Łuczkowski (12 marca 1865–20 lutego 1932). Podobnie jak Józef Alojzy Beck uczęszczał on do chełmskiego Rządowego Miejskiego Gimnazjum Klasycznego. W latach 1886–1891 studiował medycynę na rosyjskim wówczas Uniwersytecie Warszawskim. Zbiegło się to chronologicznie ze studiami w tej samej uczelni przyszłego szwagra. Po uzyskaniu dyplomu Edward powrócił do rodzinnego miasta i rozpoczął praktykę zawodową, którą udatnie łączył z działalnością społeczną, lecząc miejscową biedotę, a czasami i wspomagając ją finansowo z własnej kieszeni. W 1905 roku na fali rewolucyjnej, która osłabiła zapędy rusyfikacyjne, założył wraz z grupą miejscowych patriotów i społeczników Towarzystwo Dobroczynności oraz ochronkę dla sierot. Był prekursorem krajoznawstwa i aktywnym cyklistą. Lata 1915–1916 dr Łuczkowski wraz z rodziną spędził w Czernichowie na Ukrainie, dokąd został przymusowo wysiedlony przez władze carskie. W przeciwieństwie do obu Józefów Becków, czyli szwagra i siostrzeńca, jego sympatie polityczne bliskie były narodowej demokracji. W latach 1921–1927 był rajcą chełmskim. Patronował też miejscowemu oddziałowi Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Jego imię nosił przed drugą wojną światową i nosi dzisiaj plac stanowiący część chełmskiej starówki[95]. Jeszcze jedna istotna kwestia. W cytowanym wyżej wpisie do księgi chrztów parafii limanowskiej wspomniano o prababce Józefa Becka, która przynależała do Kościoła unickiego. Nie mamy pewności, czy uwaga ta dotyczyła Anny Eliaszczuk, czy też Agnieszki Nafalskiej. O daleko idących konsekwencjach tego stanu rzeczy pisaliśmy już wyżej, aczkolwiek nic nie wiadomo, ażeby Bronisława, Edward czy Władysław Łuczkowscy byli praktykującymi unitami.

      Do wyjaśnienia pozostaje jeszcze kwestia zapisu nazwiska antenatów bohatera książki. W źródłach i literaturze znaleźć można zarówno formę Beck, jak i Bek. Tę drugą należy traktować jako spolszczenie nazwiska cudzoziemskiego pochodzenia. Niewykluczone, że nastąpiło ono jeszcze w czasach przedrozbiorowych, na co mógłby wskazywać zapis nazwiska wspomnianej wyżej osoby nobilitowanej w 1775 roku. Jak pamiętamy, pierwszy ze znanych nam Józefów Becków, dziadek przyszłego ministra, oraz jego ojciec Ludwik pisali się z „c” przed wygłosowym „k”. Po przymusowym wprowadzeniu w Królestwie Polskim języka rosyjskiego do oficjalnych dokumentów, co nastąpiło po powstaniu styczniowym i było elementem represji wymierzonych przez władze carskie w Polaków, stosowano zapis fonetyczny w wersji Бек. W transliteracji na język polski widniała wówczas forma Bek. Wszystko to odcisnęło się na pisowni nazwiska w rodzinie przyszłego ministra spraw zagranicznych. Czasami dochodziło do paradoksów. Jego stryj Dionizy konsekwentnie podpisywał się jako Bek. Taką formą nazwiska sygnował dokumenty i taka widnieje na jego zakopiańskim nagrobku, o czym była już mowa. Tymczasem ojciec Józef Alojzy stosował obie wersje zapisu. Najlepiej widać to na przykładzie listów braci do Edwarda Abramowskiego pochodzących z tego samego 1906 roku. Jako ich nadawcy figurowali Dionizy Bek oraz Józef Beck[96]. Istnieje wszak wiele przykładów, że ojciec przyszłego ministra spraw zagranicznych podpisywał czy to listy, czy prace drukowane krótszą wersją nazwiska – Bek. Występuje ona również w dokumentach z czasów, kiedy zajmował wysokie stanowiska w Drugiej Rzeczypospolitej[97]. Tymczasem we wszystkich znanych nam źródłach oficjalnych (katalogi główne poszczególnych klas, protokół egzaminu dojrzałości) z lat pobytu przyszłego ministra w C.K. I Wyższej Szkole Realnej w Krakowie oraz dokumentach z okresu studiów, służby w Legionach czy armii austro-węgierskiej jego nazwisko pisane było zawsze i konsekwentnie w formie Beck, nigdy zaś Bek. Przywoływany już wcześniej Olgierd Terlecki, nie bez uszczypliwości pod adresem Józefa juniora, stwierdzał: „Zarówno dziadek, jak i ojciec, pisali się już bez litery «c» w nazwisku, używając spolszczonej formy «Bek». Wszelako Józef najmłodszy postanowił reaktywować rodzinną tradycję i literę «c» zaczął przywracać. Z tego nie nazbyt zresztą szkodliwego snobizmu swego syna bardzo sobie miał dworować Bek-ojciec”[98]. Z przytoczonych wyżej źródeł jasno wynika, że ów „niezbyt szkodliwy snobizm” nie był udziałem Becka-juniora, a informację podaną przez Terleckiego można włożyć między bajki. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby chłopiec

Скачать книгу