Скачать книгу

* *

      Nawet nie otworzyłam biurka, tylko wyciągnęłam z torby list.

      „Kochana Zosiu, miałaś rację, że wysyłałaś mnie do lekarza. Ociągałam się, bo nie wyobrażałam sobie zostawić Benka bez opieki. Teraz mam już wszystkie badania i wiem, że jest już za późno…”.

      Dalej ze szczegółami opisywała swoje kiepskie samopoczucie, diagnozę i nie kryła rozpaczy na temat osamotnionego męża.

      „Znałyśmy się tyle lat, nigdy nie zapomnę wielkiej życzliwości i dobroci Twojej mamy i babci. Nigdy nie zapomnę obiadów u Twojej babci Florentyny i naszych dziecięcych zabaw. Tak bardzo chcę Cię przeprosić za to, co zrobiłam i się przyznać, że to ja, za namową mojej macochy, wyjęłam z szuflady komody Twojej babci bransoletę. Moja macocha kiedyś podpatrzyła, jak babcia Florentyna ją owija i chowa, powiedziała mi dokładnie, w którym miejscu ją znajdę. Wyciągnęłam ją, a ciebie naraziłam na awantury i kary. Ojciec i ona dawno umarli, a ja żyję i dźwigam ciężar winy. W czasie wojny dwa razy była zakopywana w naszym ogrodzie, pod gruszą, później, żebyśmy mieli co jeść, była dwa razy zastawiana, ale zawsze wracała do mnie. Nie mogę pozbyć się tych okropnych wspomnień, które przez lata zaświadczały o mojej i ich nikczemności. Po wojnie szukałam Ciebie, ale jak Cię wreszcie odnalazłam, to zabrakło mi odwagi, żeby się przyznać i ją oddać. Nie mogłam pojąć, że Ty nigdy nie wróciłaś do tamtego wydarzenia.

      Zosiu, jest ze mną coraz gorzej, wiem, że nie wyjdę ze szpitala, a nie chcę umierać z takim ciężarem na sercu. Oddaję Ci ją, wybacz i pomódl się za mnie. Michalina.

      PS. Mój Benek nie zna tej historii i nigdy u mnie nie widział tej bransolety. Niech to będzie tylko nasza sprawa. Wybacz mi!”.

      Myśli kotłują się po mojej głowie i wiem, że po lekturze tego listu będzie mi trudno prowadzić zajęcia. „Hura! Jesteśmy bogaci!” – myślę. Ale jak na złość dzieciaki przychodzą bardzo punktualnie i natychmiast muszę włożyć fartuszek i przeobrazić się w specjalistkę od pysznych przystawek. Członkowie klubu zajmują miejsca przy pojedynczych stołach, wyciągają deseczki i według instrukcji ścinają z dużej bułki wierzch i spód. Podłączam trzy elektryczne kuchenki, stawiam patelnie i wrzucamy po łyżeczce masła. Kuchciki na środku bułki wycinają małe kółko i każde dziecko po obsmażeniu jej na masełku z jednej strony wbija żółtko, odkładając białko do przygotowanej miseczki. Instruuję, że kiedy żółtko się zetnie od gorąca, trzeba delikatnie przełożyć bułkę na drugą stronę. Bardzo zgrabnie wywiązują się z zadania. Po całej salce rozchodzi się zapach smażonego masła, wysnuwa się aż do holu, a nasze jaskółcze gniazda są gotowe. Jedni pałaszują z apetytem, inni dopiero stają przy stołach. Marcinkowi chlupnęła zawartość jajka na podłogę, wyjmuję więc z torby i daję mu moje wiktuały. Swojej bułki nawet nie wyciągnęłam, bo nie byłabym w stanie nic przełknąć. A zresztą jak tu jeść czerstwiejącą bułkę, mając w domu taki szmal w złocie i kamieniach! Chce mi się krzyczeć z radości, ale panuję nad sobą, bo tylko wystraszyłabym dzieci. Doszłam do Kamy, która do nas dołączyła i teraz pomagała małemu Mareczkowi w oddzieleniu żółtka od białka, i znienacka spytałam, o czym marzy. Oczywiście myślałam o naszych zakupach z przyszłego szmalu, a ona odpowiada przyziemnie: – Żeby nie przeszły mi włosy i ciuchy tym zapaszkiem.

      Już schodzę na ziemię i dostrzegam, jak bliźniaczki, krojąc swoje buły, okruszki zrzucają na podłogę. Innego dnia robiłabym wielki wykład pedagogiczny, ale dziś daję sobie spokój i ograniczam się do wyznaczenia dyżurnej sprzątającej. Dorotka zabiera swoją porcję, chce ją zanieść do domu dla braciszka. Białka lądują w lodówce, bo planujemy na przyszłych zajęciach upiec bezy czekoladowe. Lustruję pracownię – kuchenki wyłączone, pokój się wietrzy, akcesoria kuchenne wypożyczone przez mamy dzieciaków zostały dokładnie umyte i są teraz z powrotem wkładane do torebek. Dużo śmiechu, wymiana wrażeń na temat kulinarnych dzieł i zamykają się drzwi za ostatnim kuchcikiem. Skubiąc moją niezużytą bułkę, przenoszę się na parter, a tam w holu czuję się tak, jakbym była w zapachowej maślanej krainie – gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.

      – Znów mnie wrobiłaś w opiekunkę „kuchcików”! Oni są nieznośni, bo trzeba ich wyręczać nawet w rozbiciu jajka. Co ja jestem jakaś niańka? – mówi rozdrażniona Kama. Sama zapomniała, jak babcia ją uczyła tej cyrkowej operacji: „raz mocno stuk, odwróć jajko na dłoni, rozdziel skorupkę tak, żeby na jednej połówce skorupki było żółtko, zrzuć białko na talerzyk”. Niestety, rozstajemy się w kwasie. Muszę wypić coś gorącego, wchodzę do biura i jeszcze niedawny mój spokój burzy leżący na stoliku list. Staje mi przed oczami schowane w szufladzie nieznanej mi prababci Florentyny jubilerskie cudo, brawurowa kradzież nieletniego Arsene’a Lupina sprzed siedemdziesięciu laty. Ciężar jej nieczystego sumienia, wreszcie sama przesyłka od nadawcy – najpewniej z czyśćca. Jeszcze raz analizuję wszystkie okoliczności i chytrze myślę: czy to jest możliwe, że jestem – poprawiam się w myśli – jesteśmy bogaci? Ale kiedy przypominam sobie, co chciałam zrobić z tą paczką po drodze, czuję gwałtowne uderzenie w skroniach. Wiem, że gdybym miała ciśnieniomierz, pokazałby granicę krytyczną. Zastanawiam się jednak, dlaczego mama podchodzi do całej tej sprawy dziwnie bez entuzjazmu, z niedowierzaniem i zasłania się amnezją. Ciągle myśli, jakby w pamięci rozwiązywała zadanie z wieloma niewiadomymi. Nigdy nie była gadatliwa, ale teraz nie potrafię jej rozszyfrować. Żadnej w niej radości. Na bransoletę patrzy, jakby ją pierwszy raz widziała. Widać, że wykonuje jakieś operacje myślowe, ale chyba wciąż natrafia na jakiś supeł. Nie może liczyć na przeanalizowanie tej sprawy z bratem. Po pierwsze, między Józeczkiem a mamą jest sześć lat różnicy, a po drugie, on urodził się już po śmierci babci Florentyny, więc nie mógłby pomóc w rozszyfrowaniu tej zagadki.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      Stanisław Młodożeniec, „Śnieg”, [W:] Poezje wybrane (II), Wybór i przedmowa Tadeusz Burek, LSW, Warszawa, s. 31.

      2

      Tamże.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/4QAWRXhpZgAATU0AKgAAAAgAAAAAAAD/7AARRHVja3kAAQAEAAAANwAA/9sAQwAEAgMDAwIEAwMDBAQEBAUJBgUFBQULCAgGCQ0LDQ0NCwwMDhAUEQ4PEw8MDBIYEhMVFhcXFw4RGRsZFhoUFhcW/9sAQwEEBAQFBQUKBgYKFg8MDxYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYW/8AAEQgFAANLAwEiAAIRAQMRAf/EAB8AAAEFAQEBAQEBAAAAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALUQAAIBAwMCBAMFBQQEAAABfQECAwAEEQUSITFBBhNRYQcicRQygZGhCCNCscEVUtHwJDNicoIJChYXGBkaJSYnKCkqNDU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6g4SFhoeIiYqSk5SVlpeYmZqio6Slpqeoqaqys7S1tre4ubrCw8TFxsfIycrS09TV1tfY2drh4uPk5ebn6Onq8fLz9PX29/j5+v/EAB8BAAM

Скачать книгу