Скачать книгу

– darła się dziewczynka, wyciągając rączki do Romki. – Deej!

      Umundurowany towarzysz Izki skoczył ku młodej kobiecie. Ta była szybsza, stracił równowagę, próbując ją złapać. Wtedy między nią a Izką znalazł się Sławek. Romka wpadła na niego z impetem. Paznokcie dziewczyny rozcięły mu policzek. Okulary spadły w błoto.

      – Miro ciaworo! – krzyczała. – Odde mangie ciawores!

      Złapał ją za ramię, wykręcił jej rękę na plecy. Kobieta zgięła się wpół. Mundurowy szybkim chwytem założył blok. Trzymali ją z trudem.

      – Regina! – Zza pleców policjantów rozległ się kobiecy krzyk.

      Głód zobaczył, jak funkcjonariusze szarpią się z następną Romką. Za nią biegł dobrze zbudowany mężczyzna o długich włosach związanych w kucyk. Skoczył ku policjantom, wyrwał im dziewczynę i mocno pochylony do przodu, przebił się przez tyralierę. Biegł teraz prosto na nich.

      Głód sięgnął pod połę kurtki. Do kabury. Jeśli będzie strzelanie, przemknęło mu przez myśl, wszystko się totalnie popieprzy.

      Ale go dopadli. Barczysty funkcjonariusz prewencji rzutem przez plecy obalił mężczyznę na ziemię. Dwóch stanęło nad nim. Dwie pałki zakreśliły w powietrzu szerokie łuki i spadły na jego lędźwia. Długowłosy ukrył głowę w ramionach. Trzeci policjant wymierzył mu kopniaka pod żebra, potem złapał go za przedramię, wykręcił i skuł.

      – Zabieramy dziewczynkę – zakomenderował Głód. – Kobietę zatrzymujemy za napaść na policjanta. Będzie miała zarzuty o uprowadzenie dziecka. Ten... – skinął na podnoszonego z błota długowłosego, który posłał mu wściekłe spojrzenie – ...Winnetou też jedzie z nami.

      Teraz krzyczeli już wszyscy.

      – Tu kareja!

      – Te dol tut bule tro dad!

      – Buledimen hełade!

      Podkomisarz w najśmielszych snach nie spodziewał się takiego wyniku przeszukania w Kamieniu. Ruszył w stronę mostku na Dunajcu, prosto w oko kamery, do której wypowie się jako oficer kierujący dochodzeniem.

      Za sprawą której gmina Łącko, powiat Nowy Sącz i cała Polska zobaczą korowód policjantów z Romem o dzikim wzroku, szarpiącą się Romką oraz płaczącą dziewczynką o blond loczkach.

       *

      Bastian wpadł do redakcji kilka minut przed jedenastą, ale przy biurkach było pusto. Wszyscy stali przed ekranem, na którym TVN24 relacjonował na żywo wydarzenia w Kamieniu. Było już po akcji. Dziennikarz skończył rozmawiać z oficerem prowadzącym dochodzenie. Podchodził teraz do grupki mieszkańców Zabrzeży, by zapytać, co czują.

      – Niewyobrażalne! W demokratycznym kraju! – Bastian słyszał drżący głos Jadzi. – W Unii Europejskiej! Zniszczyli ludziom dobytek! Upokorzyli! Zastraszyli!

      – Ale to chyba chłopiec nie żyje, no nie? – zauważył.

      Koledzy popatrzyli na niego jak na nielubianego kuzyna, który komentuje film akcji. Jadzia otworzyła usta, po czym je zamknęła. Spiorunowała Bastiana wzrokiem i wróciła do komputera.

      – Jeszcze nie widziałam w tym kraju takiego spektaklu rasowej nienawiści. Kulturowy konflikt – parsknęła. – To przecież pacyfikacja! W imię najgorszych stereotypów, bez zrozumienia różnic...

      – Gadasz zupełnie jak Anka Serafin – przerwał jej Bastian.

      – O, słuchaj, a może ta twoja Anka by mi to skomentowała? – Jadzia nagle zmieniła ton na przymilny.

      – Mogę zadzwonić do niej wieczorem i zapytać – odpowiedział z wahaniem.

      Od wernisażu nie miał od Anki znaku życia. Pewnie znowu się obraziła. Była przewrażliwiona na punkcie swojego związku i dlatego jej dokuczał. Wśród ludzi w towarzystwie swojego faceta była spięta, jakby czuła, że każdy, kto na nich patrzy, ich ocenia. Co taki przystojny, młody człowiek robi z jakąś starą nauczycielką? Co taka inteligentna, wykształcona kobieta robi z jakimś gówniarzem na motorze? Sam zastanawiał się czasem, co oni razem robią oprócz pieprzenia się jak króliki. Ciekawiło go, co młody człowiek potrafi takiego w tej sferze, że udało mu się wyswobodzić panią doktor z gorsetu. I co takiego umie uwolniona z gorsetu pani doktor, że temu amatorowi zabaw na łańcuchach jeszcze się nie znudziło.

      – Wieczorem? – Jadzia zrobiła niezadowoloną minę. – A nie możesz mi dać numeru do niej? Sama od razu zadzwonię.

      – Nie odbierze. Ma wykłady. – Bastian starał się wymyślić wymówkę.

      – Przeszkadza ci, że z nią porozmawiam?

      Ogarnęła go złość. Szukajcie sobie własnych ekspertów naukowych, skoro jesteście tacy oczytani, obyci i bywali. Obrzucił wzrokiem redakcję, w której jego koledzy wykuwali nową jakość dziennikarstwa. Tak wrażliwi na krzywdę, że pewnie w przejściach podziemnych karmią szczury, bo biegają głodne. Tak odważni, że jedzą gluten. Towarzyska śmietanka bez laktozy, bezkompromisowi, etyczni, fantastyczni. Wszystkich ludzi prezydenta można kręcić. I on, który każdego dnia stara się im udowodnić, że nie jest hochsztaplerem i że zasługuje na ich protekcjonalne uśmiechy. Niedoczekanie, pomyślał. Anka jest jego zasobem, nie pozwoli go sobie odebrać.

      – Ale z ciebie pies ogrodnika – mruknęła Jadzia, jakby czytając mu w myślach.

      – Załatw mi kogoś, kto mówi po arabsku, to pogadamy. – Uśmiechnął się krzywo.

      – A żebyś wiedział, że ci załatwię. – Jadzia zmrużyła oczy.

      – No to zobaczmy ten monitoring. – Aspirant w drucianych okularach, Sławek Gaca, wbił pendrive w komputer. Głód się wyprostował.

      – Co oni tam, na kasety VHS nagrywają, że tyle to trwało? – warknął.

      – E, nie. – Sławek kliknął plik i czekał, aż uruchomi się odtwarzacz multimediów. – Dzielnicowy mi się tłumaczył, że musiał załatwiać nagranie od wójta.

      – To nie są nasze kamery? – zdziwił się Głód.

      – Na to wychodzi – odparł Sławek. – To wójt kazał zainstalować, przez firmę ochroniarską. W razie incydentu ochroniarze zawiadamiają dzielnicowego.

      Plik wystartował, pokazując dwa bliźniacze, zsynchronizowane obrazy z datą i licznikiem czasu. Jakość była dobra. Nowoczesne kamery rejestrowały w wysokiej rozdzielczości i przyzwoitym kontraście.

      Gorzej było z ujęciami.

      Już we wsi Głód zauważył, że kamery są wycelowane w przeciwną stronę niż ta, gdzie znaleźli chłopca. Miał nadzieję, że może sprawca przechodził pod nimi. Ale kamery nie obejmowały drogi przez środek osady. Oba obrazy przedstawiały fasady domostw po przeciwnych stronach drogi i niebo ponad nimi. Widać było poruszające się w oknach postacie. Przed jedną z chat wyszedł chłopiec i wysikał się pod ścianą. W innym oknie dało się dojrzeć kobiecą sylwetkę o obfitych piersiach.

      Sławek wybrał numer do dzielnicowego, ale podkomisarz wyrwał mu telefon.

      – Synek! – huknął do słuchawki. – Coś ty nam dał? Wy tam sobie cygańskiego Big Brothera urządzacie?

      Słuchał, jak tamten się tłumaczy.

      – Uważajcie tam, bo z tego to mogę wójtowi zrobić paragraf za stalking – warknął.

      Rozłączył się bez słowa. Oddał Sławkowi telefon i oparł się o biurko.

      – Powiedział, że te kamery służą do obserwacji, czy Cygany nie palą kabli albo czy się nie tłuką

Скачать книгу