Скачать книгу

na Emilię. Ale z drugiej strony Podgórski czuł naprawdę dyskomfort, że syn będzie musiał mierzyć się z tyloma konsekwencjami pracy w tym zawodzie. Niektórymi znacznie gorszymi niż trupy.

      – Marna patrolówka kłania się wielkim mędrcom z kryminalnego – szydził Łukasz kąśliwie. Ukłonił się przy tym teatralnie. – Wiem, rzecz jasna, jak mało ważny jestem. Powinienem nagrywać tę naszą rozmowę, żeby potem nie było, że obraziłem pana aspiranta?

      Jad w głosie syna bolał.

      – Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło – mruknął Daniel. – Ale warto, żebyś swoje interwencje czasem nagrywał, bo…

      – Doprawdy? – przerwał mu Łukasz. – Dzięki za jakże cenną poradę, panie aspirancie.

      Podgórski westchnął z rezygnacją.

      – No to co my tu mamy?

      Daniel poczuł niesamowitą ulgę na dźwięk wesołego głosu doktora Koterskiego. Medyk sądowy w końcu wdrapał się po schodach na górę, żeby do nich dołączyć. Widocznie skończył z Izabelą Pietrzak w kuchni.

      – No proszę – dodał Koterski. – Drugi to też świeżynka?

      Ani Podgórski, ani Łukasz nie odpowiedzieli. Atmosfera była tak napięta, że Daniel miał wrażenie, że syn skoczy mu zaraz do gardła. Nie widywali się często. A tak praktycznie w ogóle. Czasem przelotnie na korytarzach komendy. W czasie wolnym Łukasz unikał Daniela. A jak się spotkali, okazywał mu wrogość. Jak dzisiejszego ranka.

      Daniel znów westchnął. Miał w zwyczaju codziennie rano odwiedzać grób Emilii. Od czasu pogrzebu nie było dnia, żeby tam nie zajrzał. Kiedy przyszedł dziś rano, Łukasz już tam był. Oczywiście doszło do kłótni. A syn kazał mu wypierdalać, bo przez niego matka nie żyła. Chyba tak to ujął. Te słowa trafiały w najczulszy punkt.

      – Jak bardzo niedawno zginęli? – zapytał policjant, żeby już o tym wszystkim nie myśleć.

      – Wiesz, że nie lubię wypowiadać się przed sekcją, bo w trakcie wszystko może się okazać inaczej, ale na oko wygląda mi na to, że zarówno Izabela Pietrzak, jak i on – Koterski kiwnął głową w stronę ciała właściciela zajazdu – nie żyją od wczorajszego wieczoru.

      – Tu możemy mieć przedawkowanie – powiedział Podgórski. – Jest strzykawka i…

      Do pomieszczenia wszedł Trawiński.

      – Daniel, ten Robert Janik mówi, że coś zginęło z recepcji. Chodź na moment.

      Podgórskiemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Miał olbrzymią ochotę wyjść stąd i nie czuć na sobie wrogiego spojrzenia syna.

      – Co zginęło? – zapytał, kiedy schodzili z Trawińskim po schodach.

      – Robert Janik mówi, że pieniądze.

      – Dużo?

      – Tu była taka kasetka na drobne – wyjaśnił chłopak z blizną. Recepcja była tuż obok schodów, więc najwyraźniej usłyszał pytanie Daniela. – Stała za kontuarem. To były pieniądze do wydawania reszty, jak ktoś wynajmował pokój tylko na kilka godzin.

      – Na kilka godzin? – zdziwił się Trawiński.

      Daniel westchnął po raz kolejny tego dnia. Sam był tu dwa lata temu z Emilią na niecałe dwie godziny. Tylko tyle albo aż tyle. Musiał przecież wrócić do Weroniki. To było tylko wykradanie wspólnych chwil.

      – Czyli to mógł być atak o podłożu rabunkowym? – zastanawiała się głośno Malwina Górska.

      Pisarka po raz kolejny zerkała dziwnie na Daniela. Tak się policjantowi zdawało.

      – Mówię, że tych pieniędzy nie było za dużo – przypomniał Robert Janik. – No ale kasetki nie ma.

      Nie miał już psa na rękach. Zwierzak siedział dumnie na popękanym fotelu w recepcji.

      – Ile mogło tam być? – zapytał Trawiński.

      – Czy ja wiem? Myślę, że maksimum tysiąc złotych. O ile Izabela części nie wzięła. Lubiła podbierać z kasetki. Pan Franciszek jej za to nie gonił.

      Zabrzmiało to tak, jakby Robert Janik nie był tak wyrozumiały jak jego szef. Daniel pokiwał głową w zamyśleniu. Czy tysiąc złotych mogło być powodem brutalnego morderstwa? Albo nawet podwójnego morderstwa. Bo w kuchni leżało ciało Izabeli Pietrzak, a na górze Franciszka Sadowskiego. Czyżby Izabela przyłapała złodzieja, a ten ją zabił? Ludzie zabijali za mniejsze sumy, uznał policjant w duchu.

      – Zaczęliśmy oglądać pokój, który zajmowała ofiara z kuchni.

      Głos szefa techników wyrwał Podgórskiego z zamyślenia.

      – Tam jest niezły bałagan – mówił dalej Ziółkowski. – Rzeczy powyrzucane z szafy i nie tylko. Będzie sporo roboty. Sami zobaczcie.

      Wszyscy ruszyli za technikiem do pokoju w drugim końcu korytarza. Daniel nie miał siły protestować, że Robert Janik i Malwina Górska idą z nimi. Postanowił interweniować, jeżeli nie będą trzymali się z tyłu.

      W pokoju faktycznie panował bałagan. Ubrania Izabeli Pietrzak walały się po podłodze. Pościel była rozrzucona. Tylko dwa zdjęcia w ramkach na stoliku nocnym zdawały się stać na swoim miejscu. Jedno przedstawiało chudego starszego mężczyznę z mocno wyłupiastymi oczami. Drugie blondwłosą kobietę z urodą wyraźnie poprawianą skalpelem.

      Twarz mężczyzny ze zdjęcia wydawała się policjantowi znajoma. Podgórski nie mógł przez chwilę uzmysłowić sobie dlaczego. W końcu dotarło do niego, że to był niejaki Ryszard Pietrzak. Podejrzany z ostatniej sprawy, którą prowadziła Emilia. No tak. Przecież mąż Izabeli Pietrzak trafił do więzienia podejrzany o zabójstwo niejakiej Julii Szymańskiej. Strzałkowska zajmowała się tą sprawą na krótko przed swoim samobójstwem. Potem dokończyła ją za nią Fijałkowska.

      – Taki tu zawsze bałagan? – zapytał Daniel, odwracając się do Roberta Janika.

      Pomieszczenie wyglądało, jakby ktoś je przeczesał w poszukiwaniu czegoś. Może sprawca myślał, że znajdzie coś cennego? Skoro zabrał kasetkę z recepcji, być może faktycznie chodziło o rabunek.

      – Nie. Izabela nie była może szczytem pedantyzmu, ale szef wymagał od nas, żeby w pokojach panował jaki taki porządek. Bo każdy z nas ma pokój dla siebie – dodał tonem wyjaśnienia chłopak z blizną. – Mieszkamy tu na stałe. To znaczy kiedyś szef wymagał porządku, bo teraz to zupełnie inna historia…

      – Co ma pan na myśli? – wtrącił się Trawiński. On chyba też wyczuł dziwną nutę w tonie młodego mężczyzny.

      – No nic. Pan Franciszek po prostu ostatnio różnie sobie radził. Trochę ten zajazd podupadł.

      – Niech pan się rozejrzy, czy tu niczego nie brakuje – poprosił Trawiński.

      – A niby skąd ja mam, kurwa, wiedzieć, czy tu czegoś brakuje – mruknął Robert Janik, zapominając najwyraźniej o kulturze. – Nie mam pojęcia, co Izabela miała w swoich rzeczach. Pracowaliśmy razem, ale ja jej w majtkach nie grzebałem.

      – A ktoś inny to robił? – zapytał Podgórski, bo czuł, że w ostatnim stwierdzeniu czaiła się wyraźna sugestia.

      Robert Janik wzruszył ramionami.

      – A pani może coś zauważyła? Albo może coś zginęło? – spróbował policjant, odwracając się do pisarki. – Mieszkała tu pani.

      – Mieszkałam tu wprawdzie w zajeździe. Tak jak panu powiedziałam – odparła. – Ale nie zbliżyłyśmy się z Izabelą aż tak bardzo. Nie wiem, co mogła mieć w swoich rzeczach.

      – Kto mógłby wiedzieć, czy tu czegoś nie brakuje?

      – Pewnie

Скачать книгу