Скачать книгу

Bishopa. W środku znajdował się kluczyk do szafki w szpitalu. Znaleźli w niej akta medyczne Paula Upchurcha oraz jabłko z wbitą strzykawką. Porter twierdził, że w strzykawce znajduje się tylko próbka patogenu. Bishop miał mu powiedzieć, że jeśli Upchurch umrze, on rozniesie wirusa na większą skalę gdzieś w mieście.

      „Śnieżka też dała się złapać”, powiedział Porter.

      Paul Upchurch leżał w tej chwili na sali operacyjnej – zasłabł po aresztowaniu przez policję. Cierpiał na raka mózgu, glejaka w czwartym stadium. Porter powiedział też Clair, że musi namierzyć niejakiego Ryana Beyera, neurochirurga ze szpitala Johnsa Hopkinsa. Zleciła to zadanie Klozowskiemu – informatykowi zajęło to niecałe dziesięć minut. Wówczas Clair zadzwoniła do Franka Poole’a, a on załatwił transport doktora Beyera z Baltimore do Chicago na pokładzie jednego z prywatnych odrzutowców FBI. Samolot wystartował tuż po północy z międzynarodowego lotniska imienia Thurgooda Marshalla i o drugiej dwadzieścia jeden wylądował na O’Hare. Stamtąd doktor Beyer pojechał pod eskortą policji do szpitala Strogera, gdzie drogą okrężną – żeby nie zaraził się od tych narażonych na kontakt z wirusem – zaprowadzono go na blok operacyjny na trzecim piętrze. Upchurch czekał tam już na zabieg, przygotowany przez tamtejszych lekarzy. Wraz z Bishopem zamordował wiele osób, ponieważ uznał, że nie zapewniono mu właściwej opieki medycznej do wyleczenia jego choroby. Nie dało się ukryć, że tymi czynami, jakkolwiek ponuro to zabrzmi, przeniósł się na pierwsze miejsce bardzo długiej listy oczekujących – właśnie w tej chwili w głowie grzebał mu najwybitniejszy specjalista w dziedzinie neurochirurgii.

      Ktoś zapukał do drzwi. Do środka zajrzała Sue Miflin, szpitalna salowa.

      – Przepraszam, ale doktor Beyer wyszedł z sali operacyjnej. Chciałby z wami porozmawiać.

      4

Dzień piąty, 5.38

      Kiedy Poole wszedł do sali przesłuchań, detektyw Sam Porter nie podniósł głowy. W ogóle nie zareagował na jego obecność. Siedział bez ruchu, nieświadomy, co się wokół niego dzieje, wargi poruszały mu się bezgłośnie, jakby prowadził jakąś prywatną rozmowę. Wzrok wbijał w dłonie. Palce drgały mu bezwiednie. Poole’owi przywodziło to na myśl chwilę tuż przed zaśnięciem, kiedy ciało rzuca się w nagłych wstrząsach, żeby pozbyć się resztek świadomości. Porter nie wyglądał jednak na zaspanego, wręcz przeciwnie. Oczy miał czujne jak ćpun, który właśnie wciągnął trzecią ścieżkę koki, mety czy amfy. Wyostrzone zmysły, rozedrganie, wściekłość, ale jednocześnie wyrachowanie. Gonitwa złożonych myśli, które nie miałyby żadnego sensu dla nikogo poza samym zainteresowanym.

      Poole nie znał Sama Portera szczególnie dobrze, nie lepiej niż pozostałych członków ekipy pierwotnie zajmującej się sprawą Zabójcy Czwartej Małpy (czy też 4MK, jak określano go skrótowo), ale znał się na ludziach. Poole szczycił się, że potrafi dokonać oceny na pierwszy rzut oka, zrozumieć czyjeś motywacje i lęki, ocenić poziom intelektualny i prawdziwe intencje. Kiedy poznał detektywa, instynkt podpowiedział mu, że ma do czynienia z dobrym gliniarzem. Wierzył, że Porter naprawdę chciał złapać Zabójcę Czwartej Małpy i wsadzić go za kratki. Dostrzegał w nim bystrego policjanta, starego wyjadacza, szanowanego i podziwianego przez współpracowników. Ideał, do którego Poole dążył każdego dnia, odkąd dostał odznakę. Chociaż Porter niewiele mówił przez ten krótki czas, który spędzili razem, Poole mógłby się założyć, że mężczyzna bardzo dużo rozumiał. Nie wyciągał pochopnych wniosków, podążał za dowodami. Przejmował się ofiarami, walczył o pamięć po nich. Dochodził sprawiedliwości dla tych, którzy zostali.

      Detektyw Sam Porter, którego poznał Frank Poole, był człowiekiem prawym.

      Mężczyzna siedzący w sali przesłuchań nie był tamtym Samem Porterem. Ta osoba była pustą skorupą.

      Człowiekiem złamanym.

      Wygniecione ubrania cuchnęły brudem i potem. Od wielu dni się nie golił. Rozbiegane, przekrwione oczy wyzierały znad wielkich, ciemnych worów, ciężkich z niewyspania.

      Poole opadł na krzesło naprzeciwko Portera i splótł dłonie na stole.

      – Sam?

      Porter wciąż gapił się na swoje ręce, a jego usta nadal prowadziły rozmowę słyszalną tylko dla niego samego.

      Poole pstryknął palcami.

      Nic.

      – Słyszysz mnie, Sam?

      Nic.

      Poole uniósł prawą rękę i walnął otwartą dłonią w blat, najmocniej, jak potrafił.

      Cholernie zabolało.

      Porter podniósł głowę i zmrużył oczy.

      – Frank.

      Ton, jakim wymówił imię Poole’a, nie był pytający, nie świadczył też o tym, że go rozpoznał – po prostu beznamiętnie stwierdzał fakt. Pojedyncze słowo było niewiele głośniejsze od westchnięcia, przypominało raczej wydech niż wypowiedź.

      – Musimy porozmawiać, Sam.

      Porter oparł się na krześle i znów spuścił wzrok.

      – Chcę porozmawiać z Sarah Werner.

      – Nie żyje.

      Porter uniósł głowę.

      – Jak to?

      – Zamordowana strzałem z broni palnej w głowę, przynajmniej trzy tygodnie temu. Znalazłem ją na kanapie w jej mieszkaniu w Nowym Orleanie.

      Porter pokręcił głową.

      – Nie, nie z nią, z tą drugą. Z tą inną Sarah Werner.

      – Powiedz mi, gdzie jej szukać, to ją sprowadzę.

      Porter nie odpowiedział.

      – Zdawałeś sobie sprawę, że zabiła prawdziwą Sarah Werner?

      – Nie wiemy na pewno, czy to zrobiła.

      Na podstawie szacowanego czasu zgonu ustalili, że Porter był jeszcze w Chicago, kiedy zamordowano prawdziwą Sarah Werner. Porter miał zresztą rację – pomijając fakt, że tajemnicza kobieta przybrała jej tożsamość, nie mieli żadnego dowodu, że również ją zabiła.

      – Ta twoja Sarah Werner, oszustka… Wiesz, kim ona naprawdę jest? – spytał Poole.

      – A ty wiesz?

      – Wiem, że z twoją pomocą wyciągnęła z nowoorleańskiego więzienia jedną z osadzonych. Kobietę uważaną za matkę Ansona Bishopa, czyli 4MK. Wiem, że wspólnie przewieźliście uciekinierkę przez kilka stanów, aż do Chicago. Wiem też, że zeszłego wieczoru uciekinierka ta została zastrzelona w hotelu Guyon pistoletem, w którego posiadaniu byłeś wkrótce po zdarzeniu. Wiem, że tamta kobieta rozpłynęła się w powietrzu, a ty nie miałeś czasu albo chęci zmyć sobie z rąk resztek prochu przed wkroczeniem SWAT. – Poole westchnął. – Wiem wystarczająco dużo. Teraz może powiedz mi, co ty wiesz.

      – To matka Bishopa – odparł Porter cicho.

      – Ta zabita? Właśnie to powiedziałem.

      – Nie ta zabita, tylko ta, która była ze mną. Ta druga Sarah Werner. Oszustka. Tuż przed tym, jak odeszła z Bishopem, po tym jak to on, a nie ja, zastrzelił więźniarkę, powiedzieli mi, że ona jest tak naprawdę matką Bishopa.

      – Wierzysz im? Po tym wszystkim, co ci zgotował?

      Wzrok Portera znów powędrował do niespokojnych dłoni.

      – Muszę przeczytać pamiętniki, wszystkie pamiętniki, wszystko, co zostawił w tamtym pokoju.

Скачать книгу