Скачать книгу

o ustalenie, czy pomiędzy rokiem 1967 a 1971 na ulicy Łąkowej w Gdańsku miało miejsce samobójstwo 16-letniej dziewczyny, która wyskoczyła z okna mieszkania. Dziewczyna ta miała na imię Ewa. Będziemy bardzo wdzięczni za pomoc w tej sprawie”.

      Oddzwania asp. Mariusz Chrzanowski, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. Mówi, że niestety nie da się tego ustalić, bo akta tak starych spraw zostały zniszczone. Nie poddajemy się. Może na komendzie pracuje jeszcze funkcjonariusz, który pamięta tamte czasy? – pytamy. Może jakiś milicjant, teraz na emeryturze, mieszkał w tamtej okolicy? A może da się ustalić, kto był wtedy dzielnicowym na Łąkowej?

      Rzecznik obiecuje, że jeszcze poszuka.

      Tymczasem idziemy do Szkoły Podstawowej nr 4, której budynek bezpośrednio sąsiaduje z kamienicą przy Łąkowej 62. To do niej chodziła Barbara Borowiecka, wówczas Boroch.

      Pytamy o nauczycieli na emeryturze, którzy mogą pamiętać lata sześćdziesiąte. Jeśli ksiądz Jankowski rzeczywiście grasował w dzielnicy, jeśli jedna z dziewczynek popełniła przez niego samobójstwo, ktoś w szkole musiał coś słyszeć.

      Okazuje się, że nikt nic nie słyszał. Żaden z obecnie zatrudnionych nauczycieli nie pracował w szkole w tamtym czasie. Mało tego, panie z sekretariatu szkoły nie czytały reportażu w „Gazecie Wyborczej”. Nie wiedzą, że jedna z ich byłych uczennic oskarża księdza Jankowskiego, że na podwórku obok szkoły gwałcił dzieci. Nic nie słyszały też, żeby inna była uczennica popełniła obok placówki samobójstwo.

      Wreszcie dzwonimy do obecnego proboszcza parafii św. Barbary, która obejmuje ulicę Łąkową. Jeśli dziecko popełniło samobójstwo, na pewno był pogrzeb. Proboszcz powinien mieć to odnotowane w dokumentach.

      Wydaje się, że ksiądz Rajmund Lamentowicz chce pomóc. Wyjmuje stare księgi parafialne. Przegląda zapisy z roku 1967.

      – Nie ma żadnej szesnastoletniej Ewy – mówi po chwili zmęczonym głosem.

      Potem sprawdza rok 1968 – nic, 1969 – też nie. 1970 – nie ma Ewy.

      – Może jednak nie miała na imię Ewa – próbujemy już trochę na siłę. – Czy jest jakakolwiek szesnastoletnia dziewczynka z ulicy Łąkowej, która została pochowana pod koniec lat sześćdziesiątych?

      – W księgach takiej nie widzę – stwierdza zasępiony proboszcz.

      Zastanawiamy się, czy to możliwe, żeby tragicznie zmarła nastolatka nie miała katolickiego pogrzebu? Może została pochowana na cmentarzu komunalnym? Może rodzice nie chcieli, aby przedstawiciele Kościoła uczestniczyli w jej ostatnim pożegnaniu?

      Postanawiamy sprawdzić największe cmentarze w Gdańsku. Jeśli Ewa rzeczywiście popełniła samobójstwo, gdzieś musi być jej grób.

      OPORTUNISTA

      Po strajku ksiądz Jankowski, a właściwie jego kierowca Marek Mężyk, odwozi Wałęsę do domu. Danuta, żona Lecha, tego dnia poznaje księdza. Wspomina to tak:

      „Pamiętam jedynie ten obraz: ksiądz Jankowski i mój mąż. Mąż był zmęczony… Nie pamiętam ani jego reakcji, ani swojej. Ksiądz Jankowski powiedział, że przywiózł bohatera, że wszystko się dobrze skończyło i zaczyna się coś nowego. Ale na mnie nie zrobiło to wrażenia, nie wywołało żadnej euforii. Tak jakbym już wyczuwała, że coś się skończyło w moim życiu i już nam, rodzinie, nie będzie lepiej”47.

      Bez względu na to, jak zostało odebrane kazanie, sama msza jest wielkim wydarzeniem.

      Krzysztof Wyszkowski, opozycjonista:

      – Ksiądz Jankowski został delegowany do tych wydarzeń. Musiał być nakłoniony do tej posługi i kapelanem „Solidarności” stał się trochę oportunistycznie. Ale po strajku, kiedy zobaczył, że to może być narzędzie kariery, bardzo mu się to spodobało.

      Od tej pory ksiądz Jankowski codziennie pojawia się w stoczni. Od biskupa i władz dostaje „wyłączną licencję” na następne nabożeństwa dla strajkujących. I już za tydzień odprawia kolejną mszę. Inni księża nie mogą tego robić.

      Osiemnastego sierpnia biskup Kaczmarek wzywa do siebie jezuitę, księdza Tadeusza Pawlickiego. SB odnotowuje, że „zrobił mu awanturę w związku z samowolnym odprawieniem dn. 17.08.80 r. nabożeństwa dla strajkujących w Stoczni Północnej”.

      Następnie 20 sierpnia SB melduje, że biskup Kaczmarek „jest zrażony” do strajkujących. Wyraził się, że „strajkowicze nie chodzą w ciągu roku do kościoła, a teraz nagle stali się bardzo religijni i potrzebne są im msze”. Dodaje też, że „komitety strajkowe i stojące za nimi grupy nie były i nie są dla Kościoła partnerami i należy się od nich izolować”.

      Natomiast „ks. Henryk Jankowski (…) otrzymał akceptację ordynariusza na obsługę duszpasterską strajkujących stoczniowców na terenie swojej parafii i wykonał to zgodnie z dyrektywami”48.

      Najwyraźniej jednak dyrektywa nie obejmowała wszystkich zakładów pracy:

      – Ja się potem zwróciłem do Jankowskiego, żeby odprawił mszę w Elmorze, moim zakładzie pracy, w którym też Andrzej Gwiazda pracował – opowiada opozycjonista Bogdan Lis. – Odmówił. Nie odprawił tej mszy.

      Krzysztof Wyszkowski dodaje:

      – Kiedy się pierwszy raz pojawił, to stał tylko przy bramie. W miarę polepszania się nastrojów politycznych, w miarę zwiększania się szansy politycznego rozstrzygnięcia, ksiądz Jankowski przesuwał się w kierunku sali BHP. I w końcu do niej wszedł, już jako współtriumfator. To był charakterystyczny dla niego koniunkturalizm.

      TRZYMANIE SIĘ LECHA

      – Mam wspomnienie człowieka energicznego, próżnego, politycznie niemądrego, ale bardzo identyfikującego się z Wałęsą – dodaje Aleksander Hall. – Uważał, że to jest charyzmatyczny lider.

      Już wtedy, podczas sierpniowego strajku, zaczęło się to kurczowe „trzymanie się Lecha”.

      Ksiądz Jankowski coraz częściej zachodzi do sali BHP i pokoi, gdzie siedzą delegaci i gdzie spotyka się prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Zenon Kwoka, asystent Lecha Wałęsy jako przewodniczącego Komitetu Strajkowego, jest przy wszystkich jego rozmowach – czy to z delegatami innych zakładów pracy, czy z dziennikarzami, ekspertami, gośćmi. Tylko w jednym przypadku Wałęsa konsekwentnie unika jego towarzystwa – zawsze wtedy, kiedy ma porozmawiać z niedawno poznanym księdzem Jankowskim. Tylko te rozmowy zawsze odbywają się w cztery oczy.

      Wraz z podpisaniem Porozumień Sierpniowych Wałęsa staje się automatycznie przywódcą pierwszego w PRL legalnego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Już na początku września 1980 roku, w nagrodę za zasługi, dostaje nowe mieszanie na nowoczesnym osiedlu Zaspa, do którego Wałęsowie przeprowadzają się z norowatych bloków na peryferyjnych Stogach.

      „Gotuję zupę i nagle mąż przyjeżdża samochodem ze stoczni wraz z kilkoma stoczniowcami. Wszystko, co było w mieszkaniu, zapakowali w kartony, jakieś koce, i pojechaliśmy na Zaspę” – wspomina Danuta Wałęsa49.

      Zajmują trzy pomieszczenia biurowe połączone w jeden lokal, opróżnione w pośpiechu przez spółdzielnię mieszkaniową. Ale – nie ma lekko – trzeba wpłacić wkład do spółdzielni. Pieniądze, podobno jest to ówczesne sto tysięcy złotych, pożycza Wałęsom właśnie Jankowski. Potem ksiądz sprezentuje też przywódcy strajku dziesięć garniturów50.

      – Jeszcze podczas

Скачать книгу


<p>47</p>

D. Wałęsa, Danuta Wałęsa. Marzenia i tajemnice, oprac. P. Adamowicz, Kraków 2011, s. 120.

<p>48</p>

Meldunki operacyjne w bazie ESEZO za okres 1.07.1980–31.12.1980, meldunek z 18.08.1980, akta IPN GD 468/3, karta 75.

<p>49</p>

D. Wałęsa, Danuta Wałęsa. Marzenia i tajemnice, dz. cyt., s. 137.

<p>50</p>

Nagranie rozmowy z A. Walentynowicz z sierpnia 1981, Instytut Pamięci Narodowej, sygn. akt Gd 75/106, czas: 28 min 40 sek.