Скачать книгу

do samodzielnego myślenia istotami, było konieczne do przeprowadzenia upragnionej rewolucji społecznej.

      W Barcelonie przy klubach robotniczych powstało wiele szkółek. Anarchista Francesc Ferrer i Guàrdia planował otwarcie Szkoły Nowoczesnej, która miała zrezygnować z nauczania opartego na dogmacie na rzecz nauk przyrodniczych. Republikanie pod wodzą Lerroux zaczęli zakładać szkoły na wsiach, w prywatnych domach i lokalach organizacji związkowych. Powstawały także nowe szkoły publiczne finansowane przez władze miast.

      Niemniej edukacja barcelońskich dzieci i młodzieży wciąż była przede wszystkim domeną dużych zgromadzeń zakonnych – monumentalne przyklasztorne budynki przyćmiewały szkółki działające w prywatnych mieszkaniach, pozbawione środków i infrastruktury, zatrudniające po jednym nauczycielu, który prowadził lekcje dla dwudziestu uczniów w różnym wieku i o różnym poziomie wiedzy.

      O ile Dalmau miał szczęście i dostał się do barcelońskiej Szkoły Malarstwa i Rysunku, o tyle Emma chodziła do szkółki robotniczej, gdzie nauczono ją zaledwie czytania, pisania, liczenia, gotowania, szycia i haftowania. Po skończeniu nauki od razu zaczęła pracować, najpierw w rzeźni ze stryjem, potem w jadłodajni Bertrana.

      Dzięki katechezie u pasterzanek doceniła oddanie i zaangażowanie, z jakim zakonnice – zwłaszcza siostra Inés – uczyły zawodu swoje podopieczne, i te jeszcze niewinne, i te wykolejone. Podobne wrażenia Dalmau wyniósł ze szkoły pijarów.

      – To prawda, że od niektórych pobierają opłaty – przyznał – ale tylko po to, żeby móc uczyć za darmo innych. Prawie sześćset osób korzysta z bezpłatnych lekcji, głównie dzieci robotników, najbiedniejszych mieszkańców dzielnic Sant Antoni i El Raval.

      – Ale uczą ich religii – zaprotestowała Emma.

      – Oczywiście. – Dalmau wzruszył ramionami. – Przecież nie będą ich uczyć anarchizmu. To duchowni. Uczą religii.

      Takiej odpowiedzi udzielił mu ksiądz Jacint, kiedy podzielił się z nim swoimi wątpliwościami.

      – No tak – zgodziła się Emma.

      – Sześćset dzieci z ubogich rodzin to bardzo dużo. Maryści i salezjanie kształcą drugie tyle – dodał Dalmau. – Za darmo.

      – No tak – powtórzyła Emma. Przez chwilę oboje milczeli. – Czyżbyśmy się nawracali? – zażartowała, robiąc zawadiacką minę. – Jestem chrześcijanką z łaski Bożej – wyrecytowała z udawaną powagą formułkę, której nauczyła jej już pierwszego dnia siostra Inés. – Co znaczy „chrześcijanin”? – ciągnęła, modulując głos. – Człowiek Chrystusa – odpowiedziała sama sobie. – Kim jest dla was „człowiek Chrystusa”? To człowiek, który żyje w wierze w Jezusa Chrystusa przyjętej poprzez chrzest i jest gotów służyć Bogu.

      Dalmau przerwał jej ruchem dłoni.

      – Nie. Nie o to chodzi. Wielu… Całe mnóstwo duchownych zajmuje się działalnością dobroczynną, nauczaniem i leczeniem chorych. Za darmo. Robią to dla biednych. Są oddani sprawie, jak wielebny Jacint. Trzeba im to przyznać.

      – I wyrzec się naszych proletariackich idei? – przerwała mu szorstko Emma. – Nasi ojcowie zginęli w ich obronie! Co z rewolucją robotniczą?

      Przez kolejne miesiące regularnie uczęszczała na katechezę do pasterzanek. Wstawała przed świtem, żeby być w przytułku punkt szósta. Furtianka wpuszczała ją na podwórze; już nie odprowadzała jej do drzwi. Parę razy Emma minęła którąś z podopiecznych albo widziała je przez okno. Zawsze punktualna siostra Inés prowadziła ją do sali w głębi budynku, z dala od hałasów i bieganiny, i uczyła o Jezusie. Nikt nie wątpił, że Emma jest siostrą Dalmaua. Nie było ku temu żadnych podstaw.

      – Czytaj – poleciła zakonnica, podając jej katechizm.

      – Co jest symbolem chrześcijanina? – przeczytała Emma. – Krzyż Święty. Ludy, królestwa i narody mają symbole, które wyróżniają je spośród innych. My, chrześcijanie, jesteśmy świętym ludem, królestwem Chrystusa, narodem wybranym, a naszym znakiem rozpoznawczym jest Krzyż Święty. Uczyniliśmy z niego nasz symbol od zarania chrześcijaństwa.

      – Rozumiesz to? – zapytała siostra Inés.

      Oczywiście, że rozumiem, pomyślała. Zamiast tego odpowiedziała pokornym „Tak”.

      – Powtórz.

      „Powtórz, powtórz, powtórz. Rozumiesz? Czytaj dalej”.

      – Dlaczego? Bo symbolizuje ukrzyżowanego Chrystusa, który oddał za nas swoje życie. Gdyby chrześcijanie kierowali się ludzką logiką, wybraliby na symbol nie Jezusa ukrzyżowanego na Golgocie, ale Jezusa przemienionego na górze Tabor. Ale jako lud, który narodził się u stóp krzyża i powinien karmić się jego owocami, postąpili zgodnie z logiką Bożą, i to właśnie on stał się ich znakiem: ukrzyżowany Jezus Chrystus przypomina o nieskończonej miłości Boga, który umiera, żeby nas zbawić.

      – Powtórz.

      – Powtórz, powtórz, powtórz! Nic, tylko powtarzam! – poskarżyła się Emma Dalmauowi, a ten zrobił współczującą minę. Zauważyła, że odkąd zaczęła narzekać na katechezę, przestał wspominać o pijarach. Już nie chwalił ich za zaangażowanie w edukację ubogich, ale też nie krytykował, jak ona krytykowała pasterzanki.

      Kolejny dzień, kolejna katecheza:

      – Czym jest znak krzyża? Wykonuje się go palcami wskazującym i środkowym prawej ręki, kreśląc linię od czoła do piersi, a następnie od lewego do prawego ramienia, wzywając Trójcę Świętą. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen. Po nakreśleniu trzech krzyżyków: na czole, ustach i piersiach, które mają bronić nas przed światem, diabłem i cielesnością, żegnamy się, wykonując duży znak krzyża – od czoła do piersi i od lewego do prawego ramienia. Te znaki to nasza broń w walce o zbawienie pod osłoną Trójcy Świętej, w której imieniu się żegnamy.

      – Powtórz.

      – I tak przez całą godzinę – opowiadała Emma matce Dalmaua. – Cała godzina powtarzania, kucia na pamięć katechizmu.

      Josefa przerwała szycie. Jak zwykle siedziała przy maszynie. Była wdzięczna narzeczonej syna za to, że tak poświęca się dla jej córki. Emma chciała zobaczyć się z Montserrat, porozmawiać z nią – choćby i o polityce – popatrzeć na nią, dotknąć jej, pośmiać się z nią. Odzyskać przyjaźń, która tak drogo ją kosztowała. Problem w tym, że nie sposób było się z nią spotkać. Ukrywała się z Tomasem u anarchistów, przygotowywali rewolucję. „Licho wie, z kim się zadaje! – utyskiwała Josefa. – Wiesz, jacy są anarchiści. Pamiętam, jak trudno mi było upilnować mojego Tomasa”. Emma wiedziała: byli dość rozwiąźli. Opowiadali się za wolną miłością, uważali popęd seksualny za wrodzony instynkt, podważali represyjną mieszczańską moralność i instytucję rodziny, w której kobieta zajmuje drugorzędne miejsce, podporządkowana mężczyźnie, zniewolona. Dla wielu rodzina była jedynie odzwierciedleniem autorytarnych rządów w sferze prywatnej – totalitarnym państewkiem o sztywnych zasadach i opartej na zahamowaniach moralności, jeśli chodzi o seks. Małżeństwo, monogamia, wierność, a nawet zazdrość były narzędziami represji w rękach Kościoła i władz. Ubiegłego lata grupka anarchistów zaprosiła Emmę i Montserrat na plażę w dzielnicy Barceloneta, gdzie po zmierzchu wszyscy mieli kąpać się nago w morzu. Dziewczyny zastanawiały się nad pójściem. „Ja mam narzeczonego”, wzbraniała się Emma. „O niczym mu nie mów”, poradziła jej przyjaciółka. Poszły, ale tylko po to, żeby popodglądać innych.

      – Powtarzaj za mną: szóste przykazanie. Nie cudzołóż. Co oznacza to przykazanie? Że mamy zachować

Скачать книгу