Скачать книгу

wspierają prowadzony przez nie przytułek przy Travessera de Gràcia.

      Dalmau przystał na wszystkie warunki. A jego siostra? Oczywiście, że się zgodzi, będzie dozgonnie wdzięczna, zapewnił księdza i don Manuela, chociaż doskonale wiedział, jak zareaguje Montserrat.

      – Niby czemu ten świętoszek miałby dla mnie cokolwiek zrobić? – zapytała podczas kolejnego spotkania w cuchnącej norze, w której mieściły się tylko stół i krzesła. – Sama nie wiem, braciszku. Zawsze z nimi walczyliśmy. Co z naszymi zasadami?

      – Musisz stąd wyjść – nalegał. – Tutaj… Tutaj cię gwałcą. Po prostu będziemy chodzić na katechezy…

      – Katechezy! – ryknęła Montserrat. – Posłuchaj, Dalmau: zostałam zniewolona, kilka… wielokrotnie zbezczeszczona, zaatakowana przez stado wygłodniałych psów. – Głos uwiązł jej w gardle, nie mogła zapanować nad drżeniem podbródka. – Odarta z tych wszystkich burżujskich cnót jak przyzwoitość, honor, czystość. Powiedzieć ci, co da mi katecheza? Dobrze wiesz: poczuję się jeszcze bardziej winna, jako kobieta, jako grzesznica. Tak właśnie będą mnie nazywać: grzesznica! Żaden ksiądz nie zwróci tego, co mi zabrano, nie wynagrodzi mi bólu. Mimo tego, co przeżyłam, moje zasady pozostały nienaruszone. Trafiłam tu właśnie przez takich skurwieli jak twój mistrz: to oni nas wyzyskują, oni czynią z nas niewolników, oni umniejszają naszą wartość. Co się ze mną stanie? Sprzedałam już ciało iluś zwyrodnialcom, teraz mam jeszcze sprzedać duszę Kościołowi?

      Gniew rozbrzmiewający w słowach Montserrat odbijał się od ścian klitki. Przyznała, że za każdym razem gwałcili ją ci sami mężczyźni. Dalmaua ogarnęła słabość: przestał słuchać wywodu siostry i skupił się na jej wyglądzie. Była jeszcze brudniejsza niż ostatnio, wyglądała jeszcze mizerniej, jeszcze bardziej cuchnęła. Poszarpane ubranie zwisało z jej kościstych ramion, miała opuchnięte powieki, oczy, kiedyś duże i błyszczące, o bystrym, ciekawskim, wyzywającym spojrzeniu, teraz były małe i wąskie, przepełnione nienawiścią.

      – Nie mogę nic więcej zrobić – poddał się Dalmau. – To jedyny sposób.

      Przez chwilę oboje milczeli.

      – Dlaczego w ogóle ten… wstrętny, odrażający burżuj chce pomagać anarchistce? – zapytała Montserrat. – Pomijając moje nawrócenie, które jest niemożliwe, o czym zresztą pewnie dobrze wie.

      – Przez wzgląd na mnie – odparł. – Bo jesteś moją siostrą, a on mnie ceni. Albo potrzebuje. Nie wiem i mało mnie to obchodzi. Chcę tylko, żebyś stąd wyszła.

      Montserrat zacisnęła zaschnięte wargi i pokręciła głową.

      – Przykro mi, braciszku. Nie zrobię tego. Nie zapłacę takiej ceny. Wolę, żeby gwałciły mnie te obdartusy, wolę tu umrzeć, niż ulec szantażowi tego świętoszkowatego burżuja. Uszanuj moją decyzję.

      Jak mam uszanować decyzję, która wiąże się z jej śmiercią? – rozpaczał Dalmau, kiedy przypominał sobie słowa siostry. Jaką wygra walkę, umierając w plugawym więzieniu? Kto zyska na tym monstrualnym poświęceniu?

      Wypuścili ją, choć władze nie wyznaczyły jeszcze daty procesu. Wystarczyło poręczenie don Manuela Bella, by komendant uznał, że nie ma potrzeby dłużej trzymać jej w areszcie.

      Spotkali się w więziennym biurze, do którego przyszła po dokumenty. Montserrat złapała brata za ramię, odciągnęła na bok i szepnęła głośniej, niż powinna:

      – A co z katechezą? Mówiłam ci przecież, że nie zamierzam…

      Uciszył ją ruchem dłoni.

      – Nie będziesz musiała tego robić. Rozwiązałem już ten problem – zapewnił stanowczym tonem.

      – Jak? – dociekała.

      Dalmau zadał sobie pytanie, co to ją obchodzi. Najważniejsze, że jest wolna.

      – Przekonałem don Manuela – skłamał.

      – I świętoszek ustąpił? – zdziwiła się dziewczyna.

      Skinął głową, przypominając sobie wszystkie rozwiązania, które rozważał w odpowiedzi na upór siostry. Mistrz z pewnością wpadłby w szał, gdyby Montserrat nie zjawiła się na katechezie. W jego mniemaniu nawrócenie ateisty było najwyższą zasługą w staraniach o miejsce w niebie. Gdyby poczuł się oszukany, Montserrat ponownie trafiłaby do więzienia; jedna rozmowa z komendantem i po sprawie. Dla Dalmaua najważniejsze były jednak zdrowie i życie siostry. Żadna ideologia świata nie usprawiedliwiała gwałtów i represji ze strony bandy przestępców, którym Montserrat była gotowa się podporządkować. „Wyciągnij ją stamtąd!”, poprosiła matka, kiedy przedstawił jej sytuację. Nie podsunęła mu jednak żadnego pomysłu na to, jak zamydlić oczy mistrzowi; wróciła do szycia, przekonana, że wkrótce zobaczy córkę. Dalmau bez problemu oszukał łatwowierną siostrę. Ale czy równie łatwo będzie oszukać don Manuela?

      – Świętoszek ustąpił – odpowiedział. – Moja praca w fabryce musi być dla niego ważniejsza niż twoje nawrócenie.

      Montserrat wyszła na wolność.

      Chociaż nie zadawała już więcej pytań, w głowie Dalmaua kłębiło się ich mnóstwo. Wszystkie pomysły prowadziły do kłótni z mistrzem i stracenia pracy w fabryce. Don Manuel dowie się, że Montserrat nie dotrzymała umowy, i każe ją na powrót zamknąć. On stanie w obronie siostry i zerwie z nim stosunki, bo nie mógłby pracować dla kogoś, kto skrzywdził bliską mu osobę. Istniało tylko jedno wyjście, okrutnie niesprawiedliwe wobec mistrza. Było to zadanie trudne, ale wykonalne.

      Mijały dni. Dalmau wypełniał swoją część umowy: uczył robotników rysunku i chodził do księdza Jacinta na rozmowy o Bogu i jego tajemnicach. Montserrat powstrzymywała się od komentarzy. Tymczasem jemu kończyły się pomysły na to, jak tłumaczyć, dlaczego dotąd nie pojawiła się w przytułku prowadzonym przez pasterzanki: „Źle się czuje”, „Nie jest jeszcze gotowa”, „Nawet nie wychodzi z domu”, „Nic, tylko płacze”, „Przestała mówić!”, usprawiedliwiał ją przed duchownym.

      Za którymś razem wielebny Jacint westchnął i przykazał mu, by jak najszybciej przyprowadził siostrę na katechezę, w przeciwnym razie don Manuel wycofa się z umowy i każe ją ponownie aresztować.

      3

      EMMA STAŁA Z OTWARTYMI ustami. Jej ręce nagle zastygły w bezruchu, jakby zapomniała, co miała zrobić. Rzadko odbierało jej mowę, rzadko cokolwiek zaskakiwało ją do tego stopnia, że milkła. Wreszcie zareagowała i zaczęła nerwowo wymachiwać dłońmi.

      – Oszalałeś? – Spostrzegła, że Dalmau wykrzywia usta i odwraca wzrok. – Ostrzegałam cię, że to się nie uda, że Montserrat nigdy się nie zgodzi, że będzie wolała wrócić do więzienia i dawać się gwałcić, niż chodzić do zakonnic na katechezę. Przecież sama ci to powiedziała! A ty jej obiecałeś, że nie będzie musiała, że wszystko załatwione. Wolałam nie dociekać, jak zamierzasz to rozwiązać, ale nigdy nie podejrzewałam, że wyskoczysz z… taką propozycją!

      – Przykro mi – przeprosił Dalmau. – Przykro mi, kochanie, ale czyżbyś już zapomniała, co jej tam robili? – Urwał, bo załzawione oczy Emmy wskazywały, że pamięta. – Nie płacz, proszę – powiedział ochrypłym głosem.

      – Nie płacz? – Dziewczyna zaniosła się szlochem. – Jak mam nie płakać?

      Odsunęła się, widząc, że Dalmau chce ją objąć. Odwróciła się do niego plecami. Przez chwilę stali bez ruchu na podwórzu na tyłach jadłodajni. Prawdopodobnie wspominali tę samą scenę: dzień, kiedy poszli po Montserrat do więzienia. Emma zaczekała na rodzeństwo przed wejściem.

      Zabrali

Скачать книгу