Скачать книгу

jak zahipnotyzowana patrzyła na Josefę, która powoli rozbierała brudną, śmierdzącą córkę. Montserrat bezwolnie oddała się w jej ręce, bez słowa, nieobecna duchem. Dziewczyny wielokrotnie porównywały swoje ciała, pieściły się, ulegając zmysłowości, która emanowała z ich urody, młodości i apetytu na życie. Ile czasu minęło, odkąd zamknięto jej przyjaciółkę? Trzy miesiące? Więcej?

      Emma odwróciła się do niej plecami. Nie po to, by uniknąć widoku posiniaczonego kościstego ciała z obwisłymi piersiami, z którego wyssano życie, ale ze wstydu: nie chciała afiszować się ze swoją urodą. Tego dnia włożyła najładniejszą sukienkę, jakby wybierała się na zabawę. Uszyła ją Josefa, ze skrawków, które Montserrat przyniosła z fabryki. Idiotka! – wyrzucała sobie, próbując zapanować nad łzami.

      – Weź wodę – powiedziała Josefa, kiedy do drzwi zapukał Dalmau. – Daj mu to wiadro, niech przyniesie więcej – dodała, gdy Emma postawiła na podłodze przyniesioną przez chłopaka miednicę.

      Dalmau kilkakrotnie przynosił im wodę, to w miednicy, to znów w wiadrze. Emma podawała Josefie czyste szmatki – prawdopodobnie kawałki materiału, które dostała do zszycia. Kobieta delikatnie obmywała córkę, cicho nucąc. Emmie wydawało się, że rozpoznaje piosenkę z dzieciństwa, z czasów, kiedy żyli jeszcze ich ojcowie, przed procesem z Montjuïc, przed wyrokiem skazującym ich za przestępstwo, którego nie popełnili. Cicho zawtórowała Josefie. Montserrat patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Zanosiła się kaszlem, woda spływała na płytki po jej nagim, zmaltretowanym ciele. Emma wycierała podłogę brudnymi szmatkami. Umyła przyjaciółce stopy, klęcząc przed nią ze spuszczonym wzrokiem.

      – Idź z Dalmauem po coś na kaszel – wybawiła ją Josefa. – Przynieście też świeże pieczywo i wszystko, co potrzebne na escudella z mięsem… chudym mięsem. Ty będziesz wiedziała, co kupić. Nie patrz na ceny – dodała. – Montserrat musi się dobrze odżywiać.

      Dalmau wziął pieniądze i poszli po cielęcinę. Emma przebierała w kawałkach wyłożonych na straganie. „Ten jest częściowo zepsuty, tyle że maskują to różnymi środkami”, wytłumaczyła narzeczonemu. Kupili także poćwiartowaną kurę i trochę wieprzowiny – boczek, świńskie ucho i ryj – oraz comber króliczy, baranią nogę, ogon i szyję. Do tego kości wieprzową i cielęcą. Kaszankę i białą kiełbasę. Ziemniaki i fasolę. Smalec. Kapustę, selera, marchew, pory, karczochy i ryż. Jajka i natkę pietruszki. Czosnek, mąkę i chleb. Potem poszli do apteki, gdzie Dalmau poprosił o najlepszy środek na kaszel.

      Dostali syrop z bromoformem i heroiną.

      – Bromoform jest środkiem uspokajającym – wyjaśnił aptekarz. – W połączeniu z heroiną złagodzi kaszel. Bez dwóch zdań! – zapewnił na widok wyrazu twarzy Emmy, która z niedowierzaniem obracała w dłoniach buteleczkę.

      – Słyszałem o lekarstwach z morfiną – powiedział równie zaskoczony Dalmau.

      – Heroina to pochodna morfiny. Jest skuteczniejsza. Sami się przekonacie.

      Aptekarz się nie pomylił. Kiedy wrócili, Montserrat spała w czystej pościeli. Matka siedziała przy oknie i szyła niemal z zamkniętymi oczami. Ataki kaszlu, które burzyły sen dziewczyny, ustąpiły, gdy tylko podała jej syrop. Josefa minęła syna, unikając jego spojrzenia, i udała się do kuchni, by przygotować potrawkę.

      – Dlaczego matka tak się zachowuje, skoro…? – zaczął Dalmau.

      – Obwinia się… – odpowiedziała Emma, zanim skończył. – I czuje wstyd.

      – Wstyd? – przerwał jej zdziwiony.

      – Owszem – potwierdziła dziewczyna z przekonaniem. – Wstyd z powodu okrucieństwa, którego doświadczyła Montserrat. Wstyd z powodu ciała sprofanowanego przez bandę złodziei, łajdaków, skurwysynów, ciała, które wydała na świat i które kocha bardziej niż własne. Ciekawe, prawda? My, kobiety, jesteśmy takie głupie.

      Ona także często wstydziła się czegoś, za co nie ponosiła żadnej odpowiedzialności. Nie znaczyło to jednak, że Dalmau może wykorzystać jej poczucie winy i prosić, by uczęszczała zamiast Montserrat na katechezę do sióstr pasterzanek. Emma szlochała, odwrócona plecami do narzeczonego. Nad kim płakała? Nad Montserrat czy nad sobą samą? Przyjaciółka powoli dochodziła do siebie… Fizycznie, bo trauma, której doświadczyła w więzieniu, nadal ją nękała, choć starała się wymazać tamte przeżycia ze świadomości. Emma wyczuwała to, kiedy się spotykały – niemal codziennie. Zostawały w domu, szły na spacer, a jeżeli miały pieniądze, wstępowały na kawę albo napój orzeźwiający do jednej z kawiarni przy Paral·lel. Montserrat straciła pracę w fabryce – nawet nie wpuszczono jej do środka. Inne zakłady włókiennicze także nie chciały zatrudnić anarchistki, bo jej nazwisko trafiło na czarną listę. Popadła w prawdziwą obsesję na punkcie walki klas, przemysłowców, burżuazji, a zwłaszcza kleru i Kościoła, jakby w ten sposób mogła zapomnieć o nieodległej przeszłości i ponurej teraźniejszości.

      Mimo starań Emmy rozmowy z Montserrat zawsze zbaczały na temat wyzyskiwanych robotników albo księży, którzy głosili konieczność pogodzenia się z losem, by uśpić czujność ludu i odwrócić jego uwagę od prawdziwego winnego ich niedoli: kapitału. Emma podzielała poglądy przyjaciółki, uważała jednak, że życie to coś więcej niż manifestacje i strajki. Z powodu obsesji Montserrat zaczęła się od niej odsuwać i w końcu przestały się widywać. Josefa błagała Emmę, żeby nadal odwiedzała jej córkę, żeby przy niej była, ale Montserrat wolała teraz towarzystwo Tomasa i jego kolegów. Po zwycięstwie wyborczym republikanów anarchiści wreszcie cieszyli się w Barcelonie wolnością. Powracali niektórzy wygnańcy, ruch się przeorganizował i zaczął planować konkretne działania. Pojawiły się nowe lewicowe gazety, w tym „La Huelga General” finansowana przez Francesca Ferrera i Guàrdię, który otwarcie nawoływał do powszechnego strajku jako najskuteczniejszej broni w walce klas.

      Emma wydmuchała nos i pokręciła głową, zaciskając usta.

      – Przepraszam. Wybacz mi – szepnął Dalmau i położył dłonie na jej ramionach.

      – Mam ci wybaczyć? – poskarżyła się Emma, uwalniając się od jego rąk. – Wiesz, jak się teraz czuję? Właśnie mi oznajmiłeś, że jeśli nie pójdzie na katechezę, to znowu ją zamkną.

      Ksiądz Jacint przekazał Dalmauowi, że don Manuel ma już dosyć zwłoki i kolejnych wymówek.

      – A jeżeli się nie zgodzę? – spytała Emma. Dalmau wyszeptał coś, czego nie zrozumiała. Nie zareagował, kiedy ze złością go odepchnęła. – Co wtedy? To ja będę winna temu, że wróci do więzienia?

      – Nie… – Rozumiał ją, rozumiał, jak wielką odpowiedzialnością ją obarcza, ale nie przyszło mu do głowy żadne inne rozwiązanie.

      – A właśnie że będę! – zaprzeczyła Emma. – A właśnie że będę – powtórzyła, unosząc dłonie do twarzy, i ponownie wybuchnęła płaczem. – A właśnie że będę – mówiła dalej, szlochając.

      Dalmau próbował się bronić. On także był w trudnym położeniu, wcale mu się nie uśmiechało proszenie jej o taką przysługę.

      – Nie wyżywaj się na mnie, proszę. Już dość! Ja tylko wystarałem się o uwolnienie dziewczyny, która była gwałcona i zmuszana do prostytucji. Sama mnie o to błagała! Ty i matka też prosiłyście, żebym ją stamtąd wyciągnął. Uciekłem się do jedynego sposobu będącego w zasięgu takiego oberwańca jak ja. Wiedziałem, że Montserrat nie ustąpi, dlatego okłamałem ją, don Manuela i wielebnego Jacinta. I powtórnie bym to zrobił, rozumiesz? Postąpiłbym dokładnie tak samo – powiedział z naciskiem.

      – Z tym

Скачать книгу