Скачать книгу

włos nie rozkwasił Jolce nosa, kiedy wziął ją za upiorną kobietę z fotografii widzianej w domu Antoniego Jaszczuka. Tym razem jednak postanowił wybrać się na pływalnię. Chłopcy się ucieszyli, że tato wreszcie będzie mógł pochwalić ich postępy w pływaniu, a Danusia, że Hubert będzie mógł w końcu osobiście przeprosić za to nieprzyjemne wakacyjne zajście.

      Przeprosiny zostały przyjęte. Wuefistka Michała i Tomka nie miała ochoty wracać do tamtej sytuacji i starała się ją bagatelizować, ale było jej wyraźnie miło, że Kosmala zachował się w taki, a nie inny sposób.

      Dokładnie o dziesiątej chłopcy wskoczyli do wody. Patrząc na ich poczynania, Hubert nie mógł uwierzyć, że w tak krótkim czasie aż tyle się nauczyli.

      – Tomkowi idzie całkiem nieźle – powiedział do Danusi, biorąc ją za rękę. – A Michał to w ogóle przechodzi samego siebie. Jest już znacznie lepszy ode mnie.

      – Jolka mówi, że powinniśmy go zapisać do sekcji, żeby mógł zacząć regularne treningi. Twierdzi, że szkoda byłoby zmarnować taki talent.

      – Tylko co w takim razie z Tomkiem? Pewnie byłoby mu przykro.

      – To samo jej powiedziałam. Ale potem pomyślałam o szachach. Pamiętasz, jak grali z Markiem? Twierdził, że mają do tego smykałkę. Ty też grywałeś i zdaje się, że Tomek dwa razy cię ograł, pomimo że wcale nie dawałeś mu forów.

      – Bo byłem wtedy zamyślony – oświadczył Hubert z uśmiechem. – Ale chyba wiem, do czego zmierzasz. Będziemy mieli w domu pływaka i szachistę, prawda?

* * *

      Właśnie dlatego zdecydował się na wspólny wypad z rodziną. Chciał rozmawiać z Danusią, chociażby o tym, jak pływają chłopcy, czy na jakie dodatkowe zajęcia powinni zostać zapisani. Chciał być w gwarnym miejscu, w którym mógłby zapomnieć o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia.

      10

      Gdy wyjeżdżał z Kostrzewa, było już prawie ciemno.

      Hubert miał ochotę wsiąść za kółko zaraz po tym, jak dowiedział się od Durkacza, co zaszło, ale był zbyt roztrzęsiony i musiał trochę odczekać. Potem, w trakcie jazdy, musiał bardzo uważać, żeby nie stanowić zagrożenia, zarówno dla siebie, jak i dla innych użytkowników drogi. Nie było mu się łatwo skupić.

      Wspominał swoją rozmowę z księdzem Dobrowolskim i to, że obiecał egzorcyście, że niezależnie od wszystkiego przyjmie na jakiś czas punkt widzenia Marka i będzie postępować tak, jak najprawdopodobniej on by się zachował, będąc na miejscu Huberta.

      „Czy Marek miałby jakiekolwiek wątpliwości, że Haryniaka załatwiła Marta wraz ze swoim nowym, czworonożnym przyjacielem? – myślał Kosmala, skręcając na stację paliw w Łęcznej. – Oczywiście, że byłby o tym święcie przekonany. Co zatem powinienem zrobić? Co zrobiłby mój nieżyjący przyjaciel na moim miejscu? Może by się ponownie skonsultował z egzorcystą? Bzdura. Niby po co? Dla Marka wszystko byłoby oczywiste. Człowiek nie ma potrzeby, przez całe życie zastanawiać się, ile jest dwa dodać dwa. Kwestii niepodlegających dyskusji nie trzeba za każdym razem weryfikować”.

      Olśnienie spłynęło na Kosmalę dokładnie w chwili, gdy zdejmował z dystrybutora pistolet do tankowania. Stał nieruchomo kilkadziesiąt sekund, w pozie przypominającej zastygłego bez ruchu kowboja, wypatrującego w oddali swojego przeciwnika, aż do chwili, gdy stojący za fronterą kierowca krótko zatrąbił.

      Po raz drugi tego dnia Hubert został w podobny sposób przywołany do porządku. Ale wtedy, gdy stało się to rano przed przejściem w Kostrzewie, po jego plecach nie przebiegały lodowate dreszcze.

* * *

      Pokonując ostatni odcinek drogi do Lublina, starał się usystematyzować wiedzę i chociaż spróbować zaplanować ewentualne dalsze kroki. Kiedy zatrzymał samochód przed kamienicą, miał już w głowie złożoną z kilku punktów listę, która wyglądała mniej więcej tak:

      Michał

      Ewa

      Benek

      Dobrowolski (?)

* * *

      W tej chwili najważniejsze wydawało się sprawdzenie, czy Michał nie ma zadrapania na piersi, ale gdy Hubert wysiadł z auta, pomyślał, że nic się nie stanie, jeśli odwróci kolejność dwóch punktów.

      Nie chciał przy Dance rozmawiać z Ewą, zwłaszcza że po tym, co widział we śnie, ta rozmowa mogła się potoczyć w trudnym do przewidzenia kierunku. Poszedł więc kilkadziesiąt metrów ulicą, do usytuowanego obok przystanku MPK aparatu telefonicznego, wyjął z portfela kilka żetonów i wykręcił numer lubelskiego mieszkania Ewy Firlej. Nikt nie podniósł słuchawki. Wobec tego spróbował nawiązać połączenie z rodzinnym domem swojej koleżanki z pracy. Odebrała kobieta, która oświadczyła, że jej córki nie ma w Firleju. Hubert podziękował i się rozłączył.

      W drodze powrotnej pożałował, że nie zadał pytania o to, w jaki sposób mógłby się skontaktować z Ewą. Nie zaszkodziłoby jakieś małe kłamstwo, że chodzi o sprawy zawodowe. Przy dłuższej rozmowie mógłby się dowiedzieć, czy jej mama kontaktowała się z nią tego dnia albo spróbować wywnioskować cokolwiek na podstawie intonacji głosu, dzięki której być może dałoby się usłyszeć coś pomiędzy wersami.

      – Teraz już przepadło – mruknął. – Jutro spróbujesz raz jeszcze…

      Wciąż odczuwał żal do Ewy, że nie podporządkowała się jego prośbie, ale to uczucie traciło na znaczeniu wobec sposobu, w jaki opuszczała ona nocą dom w Wyrębach. Bał się, że stało się tam coś bardzo złego.

      Wchodząc po schodach kamienicy, zapytał w myślach sam siebie: „Skoro dokładnie wiesz, co działo się z Ewą i nie masz co do tego żadnych wątpliwości, to dlaczego kwestionujesz sposób, w jaki Waldek Haryniak pożegnał się z tym światem?”.

      To pytanie pozostało bez odpowiedzi.

* * *

      Jeśli chodzi o realizację pierwszego punktu swojej listy, to Kosmala nie mógł wybrać lepszej pory na powrót. Kiedy wszedł do mieszkania, Danusia akurat układała chłopców do snu. Oczywiście Hubert w dowolnym momencie mógł sprawdzić, czy Michał nie ma jakiejś rany na piersi, ale wolał to zrobić jak najbardziej dyskretnie.

      Kiedy chłopcy byli już w łóżkach i czekali na cowieczorną porcję czytania, Kosmala powiedział do żony:

      – Odpocznij sobie, Danuś. Pewnie jesteś skonana po całym dniu. Mam trochę wyrzuty sumienia, że cię zostawiłem, ale musiałem dziś skoczyć do Kostrzewa. Weź sobie gorącą kąpiel albo coś w tym stylu…

      – Nie jestem aż taka zmęczona, bez przesady. Ty natomiast wyglądasz, jakbyś przerzucił tonę węgla. Wszystko tam w porządku?

      – Tak, wszystko okej. – Podświadomie uciekł wzrokiem i w tym samym momencie zrugał się za to w myślach. – Umawiałem się z tym gospodarzem, no, wiesz, Durkaczem, na to, że przygotuje drugą część drewna na opał, ale ponieważ sami jeszcze nie wiemy, jak to będzie z tym domem, to pomyślałem, że powiem mu, aby na razie się z tym wstrzymał.

      – Jeśli będzie nie okej, to mi powiesz? – Danka czujnie wpatrywała się w jego twarz.

      – Kurczę, zawsze wiesz, kiedy coś kręcę… Nie chciałem ci mówić, żeby nie martwić niepotrzebnie.

      – No, to teraz już powiedz.

      – Tylko poczytam chłopcom, bo czekają. Jak zasną, to pogadamy, dobrze?

      Zanim Hubert rozpoczął lekturę na głos, przyjrzał się uważnie górze od piżamy Michała.

      – Kolego,

Скачать книгу