Скачать книгу

nas wyjątkowo ważne. Zwrot Hitlera w relacjach z Polską o sto osiemdziesiąt stopni nie dokonał się wcześniej jak pod koniec kwietnia 1933 roku.

      Oczywiście, że jak każdy polityk takiego formatu, przystępując do ważkiej rozgrywki, miał Piłsudski przygotowane przynajmniej dwa warianty działania. Brał w rachubę – powiedzmy – opcję A i B. Pierwszą byłoby na przykład ultimatum pod adresem Niemiec, a drugą ugoda z nimi, gdyby takie rozwiązanie dało się przeprowadzić. Racjonalne jest przypuszczenie Michała Zachariasa, że „można wątpić, czy Piłsudski, znając dotychczasową politykę Francji, mógł liczyć na ofensywną postawę tego państwa”[78]. Nie oznacza to jednak, by Marszałek miał a priori rezygnować z tych posunięć badawczych. Ale wydaje się, że nawet sama demonstracja siły ze strony Polski połączona z zarządzeniami mobilizacyjnymi Francji mogła zagrozić Hitlerowi, a może i spowodować upadek jego rządu. Niekoniecznie tylko użycie siły mogło coś zmienić w biegu wypadków.

      Atmosfera ewentualnej wojny prewencyjnej bez wątpienia sprzyjała Polsce. Minister spraw zagranicznych Rzeszy Konstantin von Neurath oświadczył włoskiemu ambasadorowi w Berlinie Cerrutiemu, że Niemcy są zagrożone wojną prewencyjną ze strony Polski i Francji[79]. Poseł Rzeszy w Warszawie von Moltke mówił o możliwości wybuchu konfliktu zbrojnego między Niemcami a Polską. Takie opinie kierował do Urzędu Spraw Zagranicznych (Auswärtiges Amt) w Berlinie, wskazując na ruchy wojsk polskich[80]. W jego ocenie stosunki między obydwu państwami były tak napięte, że każdy incydent graniczny – niekoniecznie inspirowany przez stronę polską – mógł spowodować wybuch regularnej wojny[81]. Pogląd taki znajdował swoje odbicie także w korespondencji służb zagranicznych państw trzecich. Znamienny pod tym względem pozostaje raport z 14 stycznia 1933 roku posła austriackiego w Warszawie Aloisa Jänigera zatytułowany „Psychoza rewizjonistyczna w Polsce”. Z kolei 29 kwietnia 1933 ten sam dyplomata pisał do kanclerza Austrii Dollfussa w Wiedniu o narastającej w Polsce atmosferze zagrożenia i „wojny prewencyjnej”, co nie było tajemnicą dla opinii publicznej i korpusu dyplomatycznego. Nie tylko w aktach austriackich, ale też na przykład belgijskich spotkamy podobne oceny pochodzące z tamtego czasu[82].

      Sprawa wojny prewencyjnej nie jest zagadnieniem dającym się ograniczyć tylko do wiosny 1933 roku, bowiem w niektórych relacjach mowa jest o jesieni owego roku. Niechętny Polsce i bardzo krytyczny wobec Becka historyk brytyjski Lewis Namier uważał, że wojenna oferta polska wobec Francuzów wysunięta została dwukrotnie – w marcu i listopadzie 1933 roku[83].

      Według pochodzącej z 1937 lub 1938 roku relacji Józefa Zaufalla jesienią 1933 roku (we wrześniu lub październiku) mjr Ludwik Hieronim Morstin miał zostać wezwany do Piłsudskiego wraz z Beckiem i skierowany do Paryża, aby poprzez gen. Weyganda zadać rządowi francuskiemu pytanie, czy w razie agresji Niemiec na Polskę nastąpi ogólna mobilizacja armii francuskiej oraz czy Francja „wystawi wszystkie rozporządzalne siły zbrojne na granicy Niemiec”. Odpowiedź, jakiej oczekiwał Piłsudski, miała brzmieć „tak” lub „nie”. Wysłannik Piłsudskiego otrzymał polecenie, aby nie przyjmować żadnej oferty pomocy sztabowej ani wsparcia w uzbrojeniu czy „organizowaniu opinii świata”[84]. Wynik tej misji nie był pozytywny.

      Oczywiście na wkroczenie Francji (czy też obydwu mocarstw Zachodu) na drogę wojny uprzedzającej szans nie było – i wiemy o tym już od dawna. Wymowne pozostają słowa brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Johna Simona z marca 1934 roku: „Jedyną alternatywą, jaką widzę, jest wojna prewencyjna albo nieograniczone i niekontrolowane dozbrajanie Niemców. Pierwszej możliwości zapewne rozważać nie możemy, drugiej nie chcemy”[85]. Powojenna historiografia także usprawiedliwia niechęć mocarstw zachodnich do wojny prewencyjnej. Jasno wyraził to Jean-Baptiste Duroselle, pisząc, że na krok taki bardzo trudno zdobyć się krajowi demokratycznemu, nawet gdyby to miała być akcja w słusznej sprawie[86].

      Trafna wydaje się opinia Henryka Bułhaka uznającego za możliwe, że Piłsudski w swych kalkulacjach niekoniecznie musiał zakładać wojnę jako jedyny sposób powstrzymania Hitlera. Miał prawo brać pod uwagę również takie środki jak presja dyplomatyczna albo demonstracja zbrojna[87]. Należy wątpić, czy cokolwiek innego niż realna siła mogło zmusić wodza III Rzeszy do kapitulacji lub chociażby zaniechania wielkich zbrojeń, na które stawiał on z wielką determinacją od pierwszej chwili swych rządów. Najważniejsze wszakże pozostaje to, że Niemcy byli wyraźnie przeświadczeni, iż Piłsudski rzeczywiście przygotowuje się na scenariusz wojenny. Warto odnotować, że – jak zauważył Marian Zgórniak – przeceniali oni naonczas polskie możliwości militarne[88]. Hitler poważnie liczył się z zagrożeniem ze wschodu, a do wojny jego kraj nie był przygotowany.

      W sprawie domniemanych planów wojny prewencyjnej Józef Beck nie odegrał większej roli, gdyż była to, jako się rzekło, akcja sondażowa prowadzona poza normalnym aparatem dyplomatycznym, na którego czele stał od paru miesięcy – o czym świadczy choćby jego list do ambasadora Chłapowskiego[89]. Ale zarówno pogłoski o akcji zbrojnej przeciw Rzeszy, jak i wypadki na Westerplatte znamionowały nowy kurs dyplomacji polskiej. Jego najważniejszym przejawem było niecofanie się przed użyciem siły, aby wymusić pomyślne rozwiązanie danego problemu, jeśli inne środki zawiodą.

      Trzeba odnotować, że w maju – tuż po audiencji Wysockiego u Hitlera – skierował Beck do polskich placówek dyplomatycznych instrukcję zawierającą stwierdzenie: „wytworzona przez nasz krok w Berlinie sytuacja przekreśla lansowane przez stronę niemiecką rzekome zamiary wojny prewencyjnej”[90]. Słowa te nie mogą wszelako stanowić rozstrzygającego dowodu w sprawie. Pojawiły się w momencie, kiedy zaistniała perspektywa ugody z Niemcami. Jeśli ufać wspomnieniowej relacji redaktora „Gazety Polskiej” Bogusława Miedzińskiego – której zresztą nie da się zweryfikować – Beck miał mówić mu w listopadzie 1933 roku, że wyniki sondowań w sprawie wojny prewencyjnej kończą się odpowiedzią zachodnich partnerów, iż opinia ich społeczeństw nie pozwoli na wszczynanie wojny, wobec czego sprawa jest bezprzedmiotowa[91]. Ta wypowiedź świadczy na pewno o wprowadzeniu ministra w materię rzeczy. Z kolei z relacji dyplomaty Jana Bociańskiego dowiadujemy się, że wiosną 1940 uwięziony w Braszowie w Rumunii Beck nie chciał rozmawiać o inicjatywie wojny prewencyjnej, uważając, że nie pora wypominać Francuzom ich zachowania, gdyż są naszymi aliantami[92]. Co miał do powiedzenia? – to musi pozostać tajemnicą.

      Udziału naszego bohatera w sprawie domniemanej wojny prewencyjnej nie da się już oświetlić na nowo. Nie pozostawił on nam nic ponad to, co otrzymaliśmy w jego wspomnieniach powstałych w Rumunii, a uwagi te są lakoniczne i sugerują, że Piłsudski porzucił myśl o akcji prewencyjnej z chwilą, kiedy wynegocjowanie układu z Niemcami stało się możliwe[93]. Wątpić należy, czy istnieje jakiś dokument nieznany historykom, który to zagadnienie ukazałby w nowym kontekście.

      Widmo dyktatu czterech mocarstw

      Pierwszym znaczącym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski w czasie siedmioletniej kadencji Becka stał się pakt czterech zaproponowany 18 marca 1933 roku brytyjskim mężom stanu, premierowi Jamesowi Ramsayowi MacDonaldowi i ministrowi spraw zagranicznych Johnowi Simonowi, przez szefa rządu faszystowskiej Italii, co sprawiło, że był przez dyplomatów polskich nazywany paktem Mussoliniego[94]. Mające rangę „najmłodszego” mocarstwa Włochy – co stanowiło „tytuł honorowy i symboliczny” – starały się o utwierdzenie swej przynależności do ekskluzywnego „klubu”[95].

      Komunikat brytyjsko-włoski z 20 marca przyniósł zapowiedź porozumienia wyodrębniającego grupę czterech mocarstw (Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Włochy) jako organu uprawnionego do przeprowadzania modyfikacji traktatów w imię pokoju, w tym zmiany granic. Całej koncepcji towarzyszył porzucony niebawem pomysł dziesięcioletniego zakazu zbrojeń (czyli dozbrajania). Wedle Becka Mussoliniemu chodziło o wznowienie dawnego „koncertu mocarstw”. MacDonald jego zdaniem poprzez ten system chciał znaleźć wyjście z impasu Konferencji Rozbrojeniowej. Mussolini

Скачать книгу