Скачать книгу

postrzegania problemów w jego własnym stylu, do podążania za własną myślą. Jego jedyne zachowane świadectwo szkolne z datą 3 października 1896 r., które mogłem obejrzeć w gabinecie dyrektora szkoły, jest tego dowodem: uzyskał znakomite noty (5/6 lub 6/6) ze wszystkich przedmiotów z wyjątkiem francuskiego (3/6) i geografii (4/6). Sprawy krajów, terytoriów, języków i granic w ogóle go nie zajmowały.

      Na klatce schodowej liceum, na kolumnowym postumencie stoi popiersie Einsteina. Jest na nim o wiele starszy niż w czasach szkolnych, rzeźba oddaje być może mglisty hołd zjawisku dylatacji czasu, chyba że artysta, w duchu bardziej konwencjonalnym, chciał po prostu, by wizerunek był rozpoznawalny dla wszystkich.

      To tu zatem, w Argowii, daleko od rodzinnych Niemiec, wśród łagodnych gór, nastąpiła Epifania, to tu mógł swobodnie ćwiczyć swoją bezpretensjonalną ścisłość, to tu Einstein polubił szkołę14.

      A mnie na myśl przyszedł nie orzeł, lecz albatros, gotowy do rozpostarcia swoich olbrzymich skrzydeł.

      W żadnym momencie swojego życia Einstein nie dbał o szczęście w takim sensie, jaki mu się zwykle przypisuje: „Spokój i szczęście nie były dla mnie nigdy w tym znaczeniu celem samym przez się – taką postawę etyczną nazywam też ideałem trzody chlewnej”15. Można by pomyśleć, że to słowa Zaratustry: „szczęścia nie baczę, dzieła mego baczę”.

      Powie jednak, że był szczęśliwy w Aarau, „tej niezapomnianej oazie leżącej w Szwajcarii, która sama jest oazą Europy”. Na zdjęciu klasowym pozuje w krawacie, z ręką w kieszeni, ma już wąsy. Jest najbardziej rozluźniony z całej dziewiątki.

      Jost Winteler, z wykształcenia ornitolog, dyrektor liceum w tej oazie spokoju, był postacią barwną. Ciekawy wszystkiego, w wolnych chwilach poeta, nauczał zarówno historii, jak i greki i filozofii. Przede wszystkim zaś swobodnie dyskutował z licealistami na sporne tematy, w tym polityczne, i to w czasach, kiedy Niemcy kneblowały szkołom usta.

      Był miłośnikiem długich wycieczek w okoliczne góry. Wyprawiał się na nie niemal w każdy weekend, wraz z grupką uczniów lub kilkorgiem z siódemki swoich dzieci, czterech synów i trzech córek. Wspólnie obserwowali rzadkie ptaki, pardwy górskie i osetniki, brodząc wśród hiacyntów, jaskrów, skalnic i różaneczników, w ciszy, którą zakłócały tylko tłumione głosy, bzyczenie owadów i dźwięk bydlęcych dzwonków. Kiedyś urządzili nawet trzydniową wyprawę na szczyt góry Säntis, która wznosi się na wysokość dwóch tysięcy pięciuset dwóch metrów ponad Sankt Gallen.

      Jost Winteler odegrał w życiu Einsteina bardzo ważną rolę, rolę niemal symbolicznego ojca. Wpoił mu zamiłowanie do alpejskich wycieczek, które staną się dla niego wielkim źródłem inspiracji. Kiedy idzie się ścieżką, umysł się przewietrza, zbiera w sobie, uspokaja, osadza, a niekiedy zbacza i odkrywa niespodziewany krajobraz.

      Einstein mieszkał w domu Wintelerów, którzy szybko uznali go za pełnoprawnego członka rodziny. Z wzajemnością: Einstein wkrótce zaczął nazywać swoich gospodarzy „papą Wintelerem” i „mamą Winteler” (a przyszło mu to tym łatwiej, że Pauline Winteler nosiła to samo imię co jego matka). Zajmowali duży dom z różową elewacją naprzeciw szkoły.

      Wyszedłem z liceum przez bramę główną. Deszcz nadal siekł, ale ja natychmiast rozpoznałem dom Wintelerów. Fasadę, o niezmienionym kolorze, zdobiła marmurowa tablica o wyglądzie co najmniej tak dumnym jak wysokościomierz na szczycie Mont Blanc:

In diesem Hause Wohnte1895/96 als KantonsschülerALBERT EINSTEIN1879–1955der berühmte Physiker

      W tej zdawkowej informacji nie ma wzmianki o tym, że te mury były schronieniem także dla pierwszej miłości Einsteina – dziewczyny o imieniu Marie, Marie Winteler. Miała osiemnaście lat, blask wiosny tańczył na jej twarzy, była oczywiście córką Josta Wintelera. Albert i Marie wspólnie muzykowali, ona grała na fortepianie, on na skrzypcach. On nie rozstawał się z instrumentem, który jako sześciolatek dostał w prezencie od swojej matki, pianistki. Przez wiele lat pewien nauczyciel uczył go na nim grać, tak jakby muzyka była tylko mechanicznym ćwiczeniem. Albert wzbraniał się rzecz jasna przed każdą lekcją. Wszystko jednak nagle się zmieniło, gdy w wieku czternastu lat odkrył sonaty Bacha i Mozarta: muzyka nie była już tylko sprawą techniki, lecz stała się źródłem uczuć i natchnień, nareszcie odnalezionym współbrzmieniem między światem zewnętrznym i światem wewnętrznym. „Często myślę muzycznie – powie później. – Przeżywam moje marzenia w dźwiękach muzyki. Postrzegam moje życie w kategoriach muzyki. Skrzypce są jedną z jego największych radości”16.

      Idąc wraz z innymi na wycieczkę, zakochani młodzi trzymali się z tyłu, prowadząc się za rękę. Bardzo szybko przysięgli sobie wieczną miłość. „Dla mojej duszy – pisał Albert do Marie – znaczysz więcej niż wszystko, co kiedykolwiek dał mi świat”.

      Dziewczyna była oczywiście ośrodkiem, ale nie jedynym obiektem jego myśli. Pod koniec roku szkolnego, w wypracowaniu, którego oryginał, z poprawkami naniesionymi czerwonym atramentem, oglądałem w gablocie w liceum w Aarau, skreślił następujące słowa, po których widać, że już wówczas był świadom przebiegu, w tym również zakrzywień, swojej przyszłej drogi:

      Jeśli będę miał szczęście i zdam egzaminy, zamierzam studiować na politechnice w Zurychu. Zostanę tam na cztery lata, żeby studiować matematykę i fizykę. Wyobrażam sobie, że zostanę nauczycielem jednej z tych dziedzin nauki w ich aspekcie teoretycznym. […] To w pełni naturalne; każdy lubi robić to, do czego ma talent. Zajmowanie się nauką pozwala również zachować pewną niezależność, co bardzo mi odpowiada17.

      Zrozumieć to, co dzieje się we wszechświecie, który toczy się niezależnie od nas, ludzi – to właśnie interesowało go przede wszystkim. Poszukiwanie, w którym emocjonalne porywy i zbyt intymne uczucia mogły przeszkadzać. Dlatego też zawsze będzie uważał, by nadmiernie się nie zaangażować, chyba że w przyjaźni. Gdy uważnie ogląda się niektóre fotografie, na przykład te, na których Einstein spokojnie spaceruje u boku swojego przyjaciela Kurta Gödla czy Johna von Neumanna w parku Uniwersytetu Princeton, bliskość jest namacalna. Niemniej objętość powietrza między obiema postaciami zawsze wydaje mi się symbolizować rozdzielenie, tak jakby Einstein wiecznie chodził rozpłatany szablą na pół.

      Einstein wiązał badania naukowe w dziedzinie fizyki z nadzieją na prawdziwe wyzwolenie z człowieczego świata i jego pospolitych trosk. W zmierzchu życia, wspominając swoją długą drogę badacza, wyjaśniał własną niezłomną motywację i ośli upór przemożną potrzebą „ucieczki od codziennego życia z jego bolesną wulgarnością i zasmucającą monotonią”18. Każda szanująca się teoria wiedzy winna odróżniać to, co pochodzi od „ja”, od tego, co przynależy do „nie-ja”, by posłużyć się terminami wprowadzonymi przez Johanna Fichtego w dziele Doktryna nauki, to znaczy precyzyjnie wytyczać granicę oddzielającą świat wewnętrzny podmiotu od świata zewnętrznego. Te teorie, w których na pierwszym miejscu stawia się „ja” – niezależnie od treści przydawanej temu niejednoznacznemu słowu – uwypuklają raczej odczucia podmiotu, jego doznania zmysłowe, wyobraźnię, wrażenia, i często tylko nimi się zadowalają. Te natomiast, które w uprzywilejowanej pozycji stawiają „nie-ja”, opierają się na pojęciach bardziej abstrakcyjnych, pozbawionych bezpośredniego związku z wrażeniami zmysłowymi, na przykład na liczbach, strukturach logicznych, relacjach, wzorach matematycznych, równaniach, jednym słowem na środkach wyrazu właściwych naukom ścisłym. W tym drugim przypadku konstruowane obrazy wszechświata

Скачать книгу


<p>14</p>

Einstein napisze później: „Liceum w Aarau pozostawiło w mojej pamięci niezatarte wspomnienie ze względu na swojego liberalnego ducha i szczerą troskę nauczycieli, którzy nigdy nie wspierali się zewnętrznymi autorytetami” (list wywieszony na ścianie liceum).

<p>15</p>

Albert Einstein, Jak wyobrażam sobie świat. Przemyślenia i opinie, tłum. i oprac. Tomasz Lanczewski, Copernicus Center Press, Kraków 2017, s. 15.

<p>16</p>

Wywiad z G.S. Viereckiem, What Life Means to Einstein, „Saturday Evening Post”, 26.10.1929.

<p>17</p>

Wypracowanie przytoczone w książce Abrahama Paisa, Pan Bóg jest wyrafinowany… Nauka i życie Alberta Einsteina, tłum. Piotr Amsterdamski, Prószyński i S-ka, Warszawa 2001, s. 55.

<p>18</p>

Albert Einstein, Autoportrait, InterÉditions, Paris 1980, s. 86.