Скачать книгу

Einstein wyrazi w tych słowach: co by się stało, gdyby światło wydzielało światło? Pytanie to otwiera drogę dla innych: jaka byłaby prędkość wyemitowanej fali? Czy mogłaby ona poruszać się szybciej niż światło emitujące? Ale czy w takim razie światło biegłoby szybciej niż światło? Czy nie można by w ten sposób zbudować ruchomych schodów dążących do nieskończoności? Pytania niewiarygodne, zdumiewające dlatego, że u ich twórcy widać jednocześnie duszę dziecka i intelekt dorosłego. To, co Einstein wiedział o sposobie, w jaki fizycy myśleli o świetle i je opisywali, nigdy nie ograniczało ani nie wyczerpywało jego własnych pytań. Przeciwnie, dawało im napęd.

      Dziesięć lat później Einstein będzie w stanie odpowiedzieć na pytania, które od czasów nastoletnich towarzyszyły mu jako fantomatyczna obecność, dręczące cienie, zwiastuny przyszłych dzieł. Prawdziwy geniusz jest sprawą zarówno piorunujących przebłysków, jak i cierpliwości. Końcowa jasność budzi się po długim błądzeniu, niezbędnych przejazdach bocznymi drogami, z pozoru bezowocnych monomaniach, u których kresu nareszcie wszystko się zmienia, naraz lub prawie.

      Einstein nade wszystko kochał myślenie, z powodu rozkoszy i radości, jaką mu dawało. Był z tych, co wykrywają i doceniają erotyzm problemów: tworzenie pojęć, wyostrzanie stylu, dziurawienie własnej myśli, podporządkowywanie otaczającej natury własnym marzeniom, oto na czym w pierwszym rzędzie polega praca. To również święto – nie takie z zapalaniem lampionów, ale święto porywczości, czasem powstańczych buntów myśli.

      Ale czym dokładnie jest myślenie? Pozwólmy mówić językowi: w słowie „refleksja” jest przedrostek re-, a po nim fleksja ewokująca właśnie tor promienia światła, które dobywa się skądś, pada na powierzchnię czegoś i się od niej odbija. W każdym poruszeniu myśli jest ten podwójny tor: myśli się o czymś, nad czymś, ale też pozwala myśli odbijać się od samej siebie. Ta dynamika może prowadzić do powstania idei nowych, bardzo różnych od tych, które stanowiły punkt wyjścia. Otóż dokładnie takimi kontrapunktami czy przeciwstawieniami, tymi odchyleniami i zmianami perspektyw Einstein karmił wszystkie swoje medytacje. Ten proces nie mógł mieć końca, bowiem nie istnieje myśl zdolna zgładzić moc myślenia lub zneutralizować wirtualność umysłu.

      Ale nikt nigdy nie utrzyma się długo w stanie egzystencjalnej lewitacji samą tylko radością myślenia. Gdziekolwiek by się nie było, w pobliżu zawsze znajdzie się kawał masywnej rzeczywistości, który w końcu nas dopadnie. Einsteinowi wisiał nad głową pewien nieodległy groźny termin: w tamtym czasie każdy obywatel niemiecki mieszkający za granicą, który po ukończeniu osiemnastego roku życia nie zgłosił się do odbycia służby wojskowej, był uznawany za dezertera. Czy za rok miał pójść w kamasze? Maszerować? Czołgać się w błocie? Wykonywać wydawane wrzaskiem rozkazy? Miał robić to wszystko po tym, jak uciekł od germańskiej dyscypliny....

      Jedyną możliwą decyzję, decyzję o zrzeczeniu się niemieckiego obywatelstwa, Einstein podjął w czasie jednej ze swoich wycieczek rowerowych w okolice Genewy. Od razu poprosił ojca o załatwienie urzędowych formalności, jako że sam był jeszcze niepełnoletni.

      Przez kilka lat będzie bezpaństwowcem, apatrydą, człowiekiem bez korzeni; będzie tylko „synem niemieckich rodziców”.

      8 października 1895 r. podszedł do egzaminów wstępnych do Instytutu Politechnicznego w Zurychu, ze spokojem pantery, która czeka na swoją chwilę. Miał zaledwie 16 lat, o dwa lata mniej niż wiek normalnie wymagany do przyjęcia. Nie zdał z powodu złych ocen z przedmiotów przez siebie nielubianych – historii, języków obcych, botaniki i zoologii, w których nauka polegała na bezbłędnym przyswajaniu na pamięć. Jego matematyczno-fizyczny dar i wiedza w tych dziedzinach zostały jednak zauważone przez egzaminatorów, którzy zachęcili go, by zgłosił się ponownie za rok, pod warunkiem, że poprawi się w pozostałych przedmiotach. To za radą dyrektora Instytutu Albina Herzoga i nauczyciela fizyki ogólnej Heinricha Webera Einstein pojechał do Aarau, by zapisać się do tamtejszej szkoły kantonalnej i uzyskać niemiecki odpowiednik szwajcarskiej matury.

      Monachium, Mediolan, Aarau: trzy miasta, które każde na swój sposób naznaczyły los Einsteina. Gdy połączy się je linią na globusie, tworzą nachylony, prawie równoramienny trójkąt o boku długości około trzystu kilometrów.

      4

      AARAU I DOLCE VITA

      Ah! Młodości… młodości! (…) Podajcie mi flaszkę.

JOSEPH CONRAD

      Szkoła kantonalna w Aarau była pierwszą świecką szkołą w Szwajcarii. Wzniesiono ją na początku XIX wieku przy Bahnhofstrasse, tuż obok dworca12, gdzie działa do dziś, w tym samym budynku pod numerem 91. Schodkowane wimpergi gmachu głównego i wielkie freski pod jego wykuszowym dachem robią wrażenie; kamienną fasadę zdobią ceramiczne inkrustacje. Nad bramą wejściową góruje gotowy do lotu orzeł, o wyglądzie mało wojowniczym.

      Z kaskiem pod pachą i ociekającymi wodą włosami, wstąpiłem tam pewnego popołudnia przez nikogo niezauważony, podczas gdy we Francji wdrażano z całą surowością „zaostrzony” plan Vigipirate, który – jak się zdaje – przeszedł w stan permanentny. Pchany jakąś niecierpliwością wszedłem od razu na pierwsze piętro, a następnie przemierzyłem długi korytarz z rzędami drzwi do klas. Po raz pierwszy znajdowałem się w miejscu, do którego sumiennie uczęszczał Einstein. Wydawało mi się, że słyszę echo jego kroków. Był to bez wątpienia omam, ale coś wyczuwałem – rozproszone, bardzo słabe fale, które wciąż jeszcze poruszały teraźniejszością szkoły. Czy różne warstwy czasu mogłyby współistnieć w jednej przestrzeni? Nakładać się na siebie, lekkie i przejrzyste, w jakimś eterze, zupełnie innym od tego, którym oddychamy? W eterze Modianowskim?

      W szkole tej proponowano nauczanie w duchu liberalnym, oparte na ideach szwajcarskiego pedagoga Johanna Pestalozziego, które wyłożył w książce Jak Gertruda uczy swoje dzieci. Jej credo? Uczyć można się tylko w radości. I przede wszystkim bez pośpiechu. Bo gdy człowiek się spieszy, jasność nie ma dostępu do myśli. Chodziło o budzenie w uczniach spokojnego entuzjazmu, bez napięć w ciele, przez rozumną dyskusję nad treściami wypowiadanymi przez nauczyciela; o zachęcanie ich do samodzielnego myślenia, do ryzykowania, nawet za cenę pomyłki, ponieważ błędy nie są moralnymi przewinami, ale samym paliwem kształcenia – błędy wykryte i naprawione, skorygowane, pozwalają przejść od niezrozumienia do zrozumienia.

      A w Aarau w oryginalny sposób nauczało się nawet matematyki: uczniowie najpierw obserwowali obiekty, by potem z pomocą wyobraźni przyporządkowywać je do samodzielnie stworzonych abstrakcyjnych kategorii. Metoda zbliżona do tej, którą pół wieku później rozwinął wielki matematyk Alexander Grothendieck:

      Grothendieck wprowadził nowy sposób myślenia, ważny nie tylko dla matematyków, ale i dla całej myśli ludzkiej. Jest to taki sposób myślenia, w którym rozpoczyna się od gromadzenia rzeczy prostych, rzeczy absolutnie oczywistych. Najważniejsze dla niego zawsze było to, co ma się przed oczami. A jego geniusz polegał częściowo na uchwytywaniu twórczego potencjału tych rzeczy absolutnie oczywistych, które każdy inny by pominął. On natomiast się nad nimi zatrzymywał, formalizował je i robił z nich coś niezwykłego13.

      Einsteina i Grothendiecka bez wątpienia spokrewnia ze sobą fakt, że umieli rzeczy złożone penetrować spojrzeniem młodzieńczym i uparcie dogłębnym. Po prostu kontemplowali, nasiąkali tym, co widzieli, powracali do emocji wzbudzanej przez każdy najmniejszy obiekt rzeczywistości i przeżywali rozkosz obcowania z jego osobną pojedynczością. Myśli przychodziły do nich z pierwszego świata, świata odczuć, doznań zmysłowych, doświadczenia, a następnie wzbijały się na nieboskłon abstrakcji,

Скачать книгу


<p>12</p>

Czy na zainteresowanie Einsteina dworcami, pociągami, rozkładami jazdy miał wpływ adres jego rodzinnego domu w Ulmie, przy Bahnhofstrasse 20? Tak samo nazywa się ulica, przy której stoi szkoła w Aarau.

<p>13</p>

Słowa Mishy Gromova, laureata nagrody Abla w 2009 r., przytoczone przez Philippe’a Pajota w artykule Alexandre Grothendieck, à la recherche de la généralité maximale, „La Recherche”, no 486, avril 2014, s. 34.