Скачать книгу

to zabierasz?

      – Na Roosevelt – odparł dzieciak.

      Nash zauważył przy jego pasku odznakę FBI.

      – Na czyj rozkaz?

      Chłopak wyciągnął rękę i nacisnął guzik parteru. Kciukiem wskazał w stronę holu.

      – Jeśli ma pan jakieś pytania, radzę zwrócić się do agenta Poole’a.

      Kiedy drzwi zaczęły się zamykać, Nash wcisnął między nie stopę. Zanim znów się otworzyły, sięgnął jeszcze do panelu sterowniczego windy i powciskał wszystkie guziki.

      Gdy tylko wyszedł z windy, minął go kolejny młody agent z sześcioma pudłami dokumentów.

      Już od kilku lat grupa śledcza zajmująca się sprawą 4MK pracowała w pokoju narad znajdującym się na poziomie piwnicy. Łatwiej było im się skupić pod ziemią niż w dużej sali z wszystkimi innymi detektywami. Zbyt wiele pytań, zbyt wiele wścibskich oczu, zbyt wiele przecieków do prasy. Izolacja rozwiązała wszystkie te problemy. No, przynajmniej większość z nich. Przed kilkoma miesiącami, gdy Anson Bishop okazał się Zabójcą Czwartej Małpy i uciekł, sprawę przejęło FBI. Zajęli również pomieszczenie vis-à-vis pokoju narad. Porter z początku obstawiał, że to tymczasowe. Albo Bishop zostanie ujęty, albo FBI odda sprawę lokalnej policji, kiedy już sprawa zejdzie z pierwszych stron gazet, ale nigdy do tego nie doszło. Co więcej, sytuacja eskalowała. Zrobiło się jeszcze gorzej.

      Nash najpierw zajrzał do gabinetu FBI – czworo agentów, żadnego nie kojarzył. Wszyscy byli zajęci pakowaniem kartonów i ustawianiem ich przy drzwiach.

      Po drugiej stronie korytarza, w pokoju narad, zastał agenta specjalnego Franka Poole’a – siedział naprzeciwko wejścia, patrząc na trzy białe tablice detektywistyczne.

      Nash poczuł, że z wściekłości robi się czerwony jak burak.

      – Co tu się odwala, Frank?

      – Agent dowodzący Hurless chce wszystko skonsolidować w biurze terenowym FBI przy Roosevelt. Dostajemy coraz więcej danych z Nowego Orleanu i Simpsonville: o tych sześciu ciałach znalezionych w jeziorze… o domu… o wszystkim, czego Sam się dotknął od wyjazdu z Chicago do chwili, gdy znaleźliśmy go w hotelu Guyon.

      – Czemu nie możemy tego robić tutaj?

      – To nie ja podejmuję decyzje. – Nie odrywając wzroku od tablic, Poole dodał: – Jak dobrze znasz burmistrza?

      – Ja? Spotkałem go ze dwa razy na jakichś uroczystościach, podałem rękę, zrobili nam zdjęcie. Podejrzewam, że nie ma pojęcia o moim istnieniu.

      – A Anthony Warnick z jego biura?

      – Poznałem go dzisiaj. A co?

      Poole nadal nie podnosił wzroku.

      – Warnick zadzwonił do burmistrza, on zadzwonił do przełożonego mojego przełożonego i pięć minut później dostałem rozkaz, żeby włączyć was do śledztwa. Dziesięć minut wcześniej Hurless chciał, żebym zamknął cię razem z Samem. Ktoś tu ma na kogoś haka. Tylko to tłumaczy ten nagły zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.

      Poole wstał, podszedł do pierwszej tablicy i wskazał dwa słowa wśród innych informacji o Arthurze Talbocie: „Znajomy burmistrza”.

      – To Sam musiał napisać – stwierdził Nash. – Wiemy, że Talbot grał z burmistrzem w golfa. Wspierał też jego kampanię. Wszystkie jego inwestycje budowlane były na wielką skalę. Domyślam się, że takie projekty nie mają szans, jeśli burmistrz w jakimś zakresie nie bierze w nich udziału.

      – Powiązaliście go z czymś nielegalnym?

      Nash pokręcił głową.

      – Nic nie wyszło. Zresztą nie sądzę, żeby ktokolwiek szukał. Interesował nas Talbot, nie burmistrz.

      – Wydaje mi się, że masz być tutaj jego człowiekiem – powiedział Poole wprost.

      Nash uśmiechnął się krzywo.

      – Skoro tak, to źle wybrał. Nie zamierzam z nim gadać.

      Poole na chwilę zamilkł, po czym spytał:

      – Ma coś na ciebie?

      Tym razem Nash roześmiał się w głos.

      – Myślisz, że spróbuje mnie jakoś zmusić?

      Poole wzruszył ramionami.

      – Nic z tego – oznajmił Nash stanowczo. – Nic na mnie nie ma. Jestem aniołkiem.

      Poole otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i tylko odchrząknął.

      – Skupmy się na sprawie.

      – Tak, dobry pomysł.

      Poole rytmicznie zabębnił palcami w poręcz krzesła, po czym przeniósł oczy z powrotem na tablice.

      – Parę godzin temu dzwoniła do mnie szeryfka z Simpsonville. Na schodach sądu znalazła zwłoki mężczyzny, upozowane identycznie jak te dwie kobiety, które znaleźliśmy tutaj. Oko, ucho i język usunięte i umieszczone w białych pudełeczkach przewiązanych czarnym sznurkiem. Obok napisano „Ojcze, przebacz mi”. Ciało pokryte biały proszkiem, tak jak tamte dwie. Nie mam jeszcze wieści z laboratorium, ale wydaje mi się, że to sól.

      – Szlag. To znaczy, że mamy dziś już cztery ciała – odparł Nash.

      – Jak to?

      – Do mnie z kolei dzwoniła Clair. Też ma denata, lekarza nazwiskiem Stanford Pentz. Identyczny przypadek jak pozostałe, łącznie z pudełkami i białym pyłem.

      – A napis?

      Nash przytaknął.

      – „Ojcze, przebacz mi”. Na bloczku z receptami leżącym na biurku.

      – Coś na czole?

      – Nie, to jedyna różnica.

      – Ten w Simpsonville też nic nie miał. – Poole zamyślił się na chwilę. – Szpital jest zamknięty – zauważył. – Ustaliła czas zgonu? Jak ktokolwiek mógł się tam dostać?

      Do pokoju weszła trójka agentów i zaczęła pakować wszystko do pudeł, które ustawiali pod drzwiami.

      – Tablice zostawcie – poinstruował ich Poole.

      Skinęli głowami i wrócili do pracy.

      Poole odwrócił się z powrotem do tablic.

      – Cztery ciała odkryte na przestrzeni kilku godzin. Dwa na mieście, jedno w szpitalu zamkniętym na wszystkie spusty, ostatnie ponad tysiąc kilometrów stąd. To nie może być robota wyłącznie Bishopa.

      Nash wziął sobie krzesło i siadł obok agenta.

      – Zidentyfikowaliście ofiarę z Karoliny Południowej?

      Poole skinął głową.

      – Niejaki Tom Langlin. Autor protokołu z pożaru domu Bishopa w latach dziewięćdziesiątych. Emerytowany strażak.

      – Masz ten protokół?

      – Na razie jest w Karolinie. Tylko zerknąłem. – Poole odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. – Sierpień dziewięćdziesiątego piątego. Długo przed moimi czasami. Od razu orzeczono podpalenie. Langlin spisał protokół. Przeszedł na emeryturę, ale ciągle mieszka w okolicy. Mogę cię zawieźć do jego domu, jeśli sądzisz, że to coś da. Według protokołu wszędzie cuchnęło benzyną. Kiedy przyjechały wozy strażackie, nic już nie dało się zrobić. W środku znaleziono ciała trzech mężczyzn. Nie udało się ustalić przyczyny śmierci z powodu stanu zwłok po pożarze. Jedna osoba przeżyła,

Скачать книгу