Скачать книгу

sądu składa się wniosek, który musi być pozytywnie zaopiniowany przez placówkę, w której dziecko przebywa. Jeśli sąd mój wniosek zaakceptuje, to mogę osobiście wnosić o urlopowanie Michała, przy czym oczywiście mama zawsze ma pierwszeństwo. Jako rodzina zaprzyjaźniona nie mam żadnych praw ani obowiązków względem dziecka. To taki twór bez zobowiązań, który umożliwia wspólne spędzanie weekendów, świąt i wakacji. Wyglądało to na idealne rozwiązanie w mojej dość trudnej sytuacji samotnej matki, budującej na nowo życie dla siebie i trójki dzieci.

      Michał przyniósł wniosek, który skrupulatnie wypełniłam i przekazałam siostrze dyrektor. Zobowiązała się złożyć go w sądzie wraz ze swoją pozytywną opinią. Dni mijały. Majówka była za nami. Czerwiec zbliżał się wielkimi krokami. Nie było żadnej odpowiedzi ani z sądu, ani z domu dziecka. Nie mogłam się do siostry dodzwonić, choć próbowałam rano, w południe i wieczorem. Sprawdzałam numer, dzwoniłam do pani Ewy z prośbą o interwencję. Nastała niezdrowa cisza. W końcu moja upierdliwość zaowocowała i udało mi się z siostrą skontaktować.

      – Szczęść Boże, siostro.

      – Szczęść Boże – odparła sucho.

      – Siostro, nie mam z sądu żadnej odpowiedzi w sprawie rodziny zaprzyjaźnionej. Martwię się, bo wyjazd czerwcowy już za chwilę, a ja nie wiem, co robić. Mam rezerwację w stadninie koni, poza tym zgodnie z naszą wcześniejszą rozmową wykupiłam letnie wczasy nad morzem dla nas i dla Michała.

      – Bardzo mi przykro, ale nie mogę się na to zgodzić – odparła siostra szorstkim tonem. – Pani syn Aleksander zachował się obraźliwie w naszym domu. Nie zgodzę się na rodzinę zaprzyjaźnioną, dlatego nie złożyłam pani wniosku.

      Zatkało mnie, kompletnie zbiło z tropu. Byłam pewna, że Aleks jest lubiany przez siostry. Często bywał u Michała i nigdy nie było żadnej skargi.

      – A co takiego zrobił?

      – Nie mogę nawet powiedzieć, co zrobił. To było dla nas bardzo obraźliwe. Jak pani wie, jesteśmy placówką katolicką, a pani syn opowiada o szatanie i przekręca krzyże.

      Wiedziałam, że Aleks ma na pieńku z Bogiem. Winił go za niespodziewaną śmierć ukochanego dziadka. Nie mógł też pogodzić się z tym, że chociaż modlił się przez dziewięć miesięcy o zdrowego braciszka, ten urodził się z zespołem Downa. To wszystko było ponad wiarę sześciolatka i od tej pory Aleks nie rozmawia z Bogiem, często wręcz z niego kpi. Byłam pewna, że jeśli wyjaśnię siostrze okoliczności, spojrzy na incydent bardziej przychylnym okiem.

      – Siostro, czy możemy się spotkać? Bardzo bym chciała porozmawiać o tej sytuacji. Jeśli Aleksander zawinił, to oczywiście muszę wyciągnąć konsekwencje. Dlatego ważne dla mnie jest, by dokładnie dowiedzieć się, co się stało. Być może uda się to jakoś wyjaśnić i będziemy mogły wrócić do rozmowy o rodzinie zaprzyjaźnionej.

      – Nie wiem, kiedy będę miała czas. Jestem bardzo zajęta – odparła siostra zniecierpliwiona.

      – To może w poniedziałek? – Nie dawałam za wygraną.

      – W poniedziałek mamy zebranie. Nie mogę.

      – We wtorek? – Byłam gotowa przejść przez wszystkie dni tygodnia.

      – Nie wiem. Może w środę rano.

      – Dobrze, będę w środę zaraz po ósmej – podchwyciłam szybko i nie pozwoliłam już siostrze się wycofać. – Do zobaczenia, siostro. Szczęść Boże.

      Odłożyłam słuchawkę i ciężko westchnęłam. Michał nieraz wspominał o złośliwości sióstr w domu dziecka. Wiedziałam, że ich metody wychowawcze są dalekie od najnowszych standardów. Nie mogłam jednak uwierzyć w to, że zakonnica jest w stanie odmówić wychowankowi możliwości spędzania wakacji z rodziną, która go kocha i z którą on sam dobrze się czuje, jedynie ze względu na wyznanie czy zaangażowanie w praktyki religijne. Już niedługo miałam się przekonać, jak bardzo się myliłam.

      Pod koniec drugiego roku gimnazjum Aleks został przeniesiony do innej klasy. Miał konflikt z kolegą i chłopców trzeba było rozdzielić. Nikt nie zważał na więź Aleksa z Michałem. To był dla Michała cios. Sądził, że nie tylko straci przyjaciela, ale też że ja przestanę go wozić do szkoły i się nim interesować.

      „Michał, Aleks został przeniesiony, ale w naszych relacjach nic się nie zmienia. Jutro czarna limuzyna będzie na ciebie czekała i tak zostanie do końca roku szkolnego. Chyba że zdecydujecie z Aleksem inaczej” – napisałam mu na Messengerze.

      „Proszę pani, ja osobiście chcę, żeby limuzyna nadal czekała” – odpisał Michał, dodając serduszko i uśmieszki.

      Jeździliśmy więc wciąż razem.

      Tymczasem u Michała zbliżał się wyjazd na zieloną szkołę. Klasa miała trochę problemów z integracją, dlatego niezwykle ważne było, żeby wszyscy uczniowie wzięli udział w wycieczce. Wychowawczyni poprosiła mnie o pozostanie po zebraniu, które odbywało się przed wyjazdem. „Znowu coś narozrabiał” – pomyślałam, przewracając oczami. Jednak tym razem chodziło o coś innego.

      – Pani Agato, czy wie pani o tym, że Michał jako jedyny z klasy nie jedzie na zieloną szkołę?

      Nie wiedziałam.

      – Ale dlaczego? – spytałam zdumiona.

      – Bo dom dziecka się nie zgadza – odparła wychowawczyni. – Nie jedzie za karę. Nie wiem za co.

      Wkurzyłam się. Ten wyjazd był na tyle ważny dla integracji klasy, że rada rodziców uchwaliła pomoc finansową dla rodzin, które nie są w stanie pokryć całego kosztu wycieczki. Tymczasem siostra dyrektor karze Michała, odmawiając mu możliwości uczestnictwa. Jakiego to przestępstwa dopuścił się chłopiec, by aż tak bardzo piętnować go na tle klasy? Postanowiłam interweniować. Zadzwoniłam do pani Ewy, prosząc o wstawiennictwo. Obiecała, że porozmawia z siostrą dyrektor. Miałam nadzieję, że coś wskóra, bo frekwencja Michała zdecydowanie się poprawiła. Zaczął też zbierać lepsze stopnie. Myślałam, że to wystarczy, żeby zmiękczyć serce zakonnicy. I znowu się pomyliłam.

      Wychowawczyni napisała do mnie maila z informacją, że Michał nie jedzie. Jako jedyny z całej klasy zostanie w szkole. Ma chodzić w tym czasie z obecną klasą Aleksa, która na wycieczkę nie jechała. Był tylko jeden mały problem. Klasa miała zgrany komplet uczniów i nie było nawet jednego wolnego miejsca. Oczywiście można było liczyć na nieobecności, ale sam pomysł wrzucenia ukaranego ucznia na parę dni do klasy równoległej był okrutny. Wobec nieprzejednanego stanowiska siostry dyrektor szkoła nie miała innego wyjścia. Gdzieś w końcu tego odrzutka musiała ulokować, a umieszczenie go razem z Aleksem wydawało się najłagodniejszym rozwiązaniem.

      Do wyjazdu zostało jeszcze trochę czasu, a ja przecież byłam umówiona z siostrą na spotkanie. W swojej aroganckiej naiwności sądziłam, że w osobistej rozmowie uda mi się przekonać ją zarówno do rodziny zaprzyjaźnionej, jak i do zielonej szkoły.

      Tego ranka odwiozłam chłopców i pojechałam prosto do domu dziecka. Jako niepoprawna optymistka byłam niemal pewna, że przekonam siostrę. Przed bramą zaparkowałam mojego czarnego smoka, czyli ukochanego dodge’a durango. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam. Furtka zaskrzypiała, a potem zamknęła się za mną z głośnym szczękiem. Serce łopotało niczym spłoszony ptak w mojej klatce piersiowej. Wiedziałam, że to spotkanie może przesądzić o naszej wspólnej z Michałem przyszłości.

      Przeszłam przez imponujący dziedziniec z wielkim Chrystusem na środku i dużą ilością zieleni naokoło. Część biurowa mieściła się w głębi kompleksu. Zadzwoniłam domofonem. Zamek szczęknął i drzwi były otwarte. Weszłam do środka, gdzie przywitała mnie spora postać Matki Boskiej i nikt poza nią. Usiadłam na krześle

Скачать книгу