Скачать книгу

we wnioskach sądowych dałam delikatnie do zrozumienia, że z domem dziecka nie jestem w najlepszych stosunkach. Bardzo bałam się tego, co placówka na mój temat wysmaruje, choć wiedziałam, że nie będzie to miało decydującego znaczenia. Była jeszcze pozytywna opinia specjalistów ze szkoły i czekała mnie wizytacja kuratora sądowego, który miał ocenić warunki lokalowe i moją sytuację rodzinną.

      Tymczasem zdarzył się kolejny cud! Siostra dyrektor powiedziała Michałowi, że na rodzinę zaprzyjaźnioną się nie zgodziła, bo nie znała mnie aż tak dobrze (mnie podała inny powód), ale na rodzinę zastępczą się zgodzi, bo widzi, że mi zależy. Poczułam ogromną satysfakcję. Przez tydzień chodziłam zdziwiona, a uśmiech nawet na chwilę nie znikał z twarzy.

      Jednak nie wszystko było takie różowe. Michałem targały różne emocje.

      Właśnie zmywałam naczynia, gdy piknęła moja komórka.

      „Tak sobie myślę, ciociu, że może lepiej zrezygnować z tej rodziny zastępczej. Bo nie chcę, żeby Aleks czuł się tak, jakby wykluczony ze swojej rodziny przeze mnie. Bo to jest jego rodzina i nie chcę jej niszczyć”.

      Wpatrywałam się w wiadomość i zastanawiałam, co odpisać. Nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Żadne argumenty typu „Nie wygłupiaj się”, „Przecież wiesz, że jesteś kochany i akceptowany”, „Nie przejmuj się Aleksem” nie wydawały się właściwe. Zamknęłam oczy, starając się uspokoić i znaleźć inspirację. W końcu napisałam:

      „Możemy spotkać się na dole na ławce?”. Przed blokiem mamy śliczne podwórko z bujną zielenią i ławeczkami.

      „Dobrze, już idę” – odpisał po chwili. Z tego wywnioskowałam, że był w pobliskim parku, gdzie często przesiadywał z kolegami.

      „Daj sygnał, jak dojdziesz”.

      „OK”.

      Zakręciłam wodę, wytarłam ręce, usiadłam na stołku przy stole kuchennym i wpatrzyłam się w rysę na blacie. Zastanawiałam się, jak mam z nim rozmawiać. W takich sytuacjach zdawałam się na inspirację z góry i pozostawała mi wiara, że to, co wypłynie z moich ust, będzie na tyle przekonujące, że rozwieje lęki Michała. Z zadumy wyrwał mnie sygnał komórki.

      „Już jestem” – napisał.

      Wyszłam na podwórko i usiadłam obok niego.

      – Michał, skąd ci to przyszło do głowy?

      – Bo czasami mi się wydaje, że Aleks ma mnie dość. Jak ciocia ma do niego o coś pretensje, a do mnie nie, to jest mi głupio. Wydaje mi się, że zabieram mu mamę i rodzinę. A to przecież jego rodzina, nie moja.

      Przez chwilę próbowałam przetrawić to, co powiedział.

      – Michał, Aleks i ja mamy trudną relację od dawna, jeszcze zanim ty się pojawiłeś. On miał trudne dzieciństwo, a ja też nie zawsze byłam najlepszą mamą. Aleks zna mnie od zawsze, ja jego też. Nasze relacje sięgają daleko wstecz. Buntuje się jak każdy nastolatek i ja sobie z tym poradzę. Z tobą nie mam takich zatargów, bo znamy się krótko, nie mamy żadnej historii. Poza tym ty poznałeś mnie w momencie, kiedy już byłam zupełnie inna. Kiedyś nie miałabym czasu, żeby tu z tobą siedzieć i rozmawiać, bo siedziałabym w pracy.

      – Ale ciocia ma ze mną problemy, a przecież ciocia ma wystarczająco dużo kłopotów z trójką swoich dzieci.

      – Michał, ty też już jesteś moim dzieckiem.

      Dwie duże łzy stoczyły się po jego policzkach. Objęłam go i tak siedzieliśmy.

      – Kochanie, pozwól, że to ja zdecyduję, ile jest dla mnie za dużo. – Uśmiechnęłam się. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile dobrego wniosłeś do tej rodziny. Jesteś pomostem między Adą a Aleksem. Oni mają ze sobą kiepską relację, a ty masz świetną z obojgiem. Krystian cię uwielbia i wiele się od ciebie uczy. Poza tym nie wiem, czy wiesz, ale Aleks zawsze marzył, żeby mieć takiego brata jak ty. I teraz nareszcie go ma. Będziecie musieli się dotrzeć, ale to jest zupełnie normalne. Nienormalne by było, gdybyście się nigdy nie kłócili.

      – Aleks jest dla mnie jak starszy brat. Chociaż jest starszy tylko o trzy miesiące, ale to on mi pokazuje świat.

      – Wiem, Michał. Tylko proszę, miej swój rozum i nie łykaj wszystkiego bezwarunkowo. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Nie rezygnuj z nas.

      Wiedziałam, że to jest ważny moment. Nie można kogoś kochać na siłę. A tym, co najbardziej przeraża dziecko, które nigdy nie było dla nikogo ważne, jest właśnie to, że nagle się ważne dla kogoś stanie. Niektóre dzieci uciekają. Odmawiają zamieszkania z rodziną zastępczą. Wolą zostać w domu dziecka, bo ta rzeczywistość stała się ich strefą komfortu. Tak było z jedną z sióstr Michała.

      Tym razem kryzys został zażegnany. Przed nami było jeszcze wiele innych, ale starałam się nie demonizować tego, co będzie, nie pisać czarnych scenariuszy. Po prostu rozprawiałam się z problemem, gdy się pojawiał. Kiedy był rozwiązany, zapominałam.

      Sprawa Michała toczyła się teraz bardzo szybko. Codziennie dzwoniłam do sądu, żeby popychać sprawę dalej. Panie w wydziale rodzinnym i nieletnich poznawały mnie już po głosie. Brakowało jeszcze tylko opinii kuratora sądowego, który z kolei miał być przysłany przez mój sąd rejonowy. Niestety, ten milczał. Zaczęłam więc i tam wydzwaniać. W końcu połączono mnie z niezwykle sympatyczną panią kurator, która w następnym tygodniu szła na urlop. Znowu przedstawiłam swoją sprawę i błagałam o jak najszybszy termin. Umówiłyśmy się następnego dnia.

      Przez całą noc pucowałam mieszkanie. Rano ledwo widziałam na oczy, ale adrenalina i kufel kawy zrobiły swoje. Miałam duszę na ramieniu. Kiedyś strasznie się bałam, że dostanę kuratora z powodu rozwodu, teraz sama zaprosiłam go, a raczej ją, do mojego domu. Życie to kabaret.

      Wszystkie dzieci musiały być w czasie wizyty w domu. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, podskoczyliśmy jak oparzeni. Spodziewałam się starszej pani o srogim spojrzeniu. Tymczasem w drzwiach stała młoda, ładna, zadbana i modnie ubrana kobieta. Pani kurator weszła, rozejrzała się po pokojach i nawet nie wstąpiła do łazienki, którą wypolerowałam na błysk. Potem wypełniła kilka druczków i zapytała, gdzie kupiłam meble, bo właśnie wykańcza mieszkanie, a moje wnętrza bardzo jej się podobają. Od słowa do słowa, i przed wyjściem dostałam od niej przepis na pierogi oraz obietnicę, że przed urlopem wystawi opinię. Oczywiście pozytywną. Żeby sprawę przyspieszyć, opinia miała zostać wysłana do sądu faksem w najbliższy poniedziałek.

      Odczekałam do wtorku i zadzwoniłam do otwockiego sądu z zapytaniem, czy dokument dotarł. Niestety, nie dotarł. W środę też nie. I w czwartek również nie. Zadzwoniłam więc do mojego sądu rejonowego, który nie miał bladego pojęcia, o czym mówię. Przełączano mnie z biurka na biurko, musiałam kilka razy oddzwaniać. W końcu okazało się, że opinia była, ale się zmyła. Nikt nie wie, gdzie jest i w jaki sposób wyparowała. Miałam wrażenie, że żyję w jakimś matriksie, i w pewnym momencie zaczęłam marzyć o tym, żeby zabrali mnie do szpitala psychiatrycznego i obudzili z tego koszmarnego snu.

      W sądzie zrobiło się poruszenie, ktoś nawet chciał wydrukować opinię po raz drugi, ale komputer pani kurator był zabezpieczony hasłem. Jedyną osobą, która mogła coś wskórać, była ona sama. Ponieważ miałam do niej numer telefonu, to w akcie desperacji wysłałam SMS-a. Byłam gotowa na odmowę, a w najlepszym wypadku na milczenie. Przecież była na urlopie. Tymczasem magiczna passa cudów trwała. Kochana kobieta mimo urlopu pojechała do pracy, wydrukowała opinię i osobiście wysłała ją faksem do Otwocka! Uwierzycie? Nie, pewnie nie wierzycie, ja też nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście następnego dnia zadzwoniłam do sądu, żeby się upewnić. Dobrze mnie już tam znali i nie musiałam nawet pytać, by dostać odpowiedź, że tak, opinia do nich dotarła.

      Rozdział

Скачать книгу