Скачать книгу

budowa kościoła rusza z kopyta. Kaplica rośnie z dnia na dzień, mimo że materiały budowlane są praktycznie niedostępne, a w sklepach stoi tylko ocet. Cegły, cement i stal na konstrukcję dachu ksiądz zdobywa po wizycie u premiera Piotra Jaroszewicza w przeddzień sylwestra 1970 roku.

      „I stało się tak, jak chciałem, bo w ciągu następnych czternastu dni roku 1971 (to było w styczniu) zaczęły napływać transporty materiałów budowlanych z różnych stron. Tak że premier przychylił się do tej decyzji” – wspominał proboszcz16.

      Kilka zdań niżej w cytowanej książce Jankowski twierdzi, jakby kłócąc się z samym sobą, że kościół był odbudowany bez pomocy państwa, wyłącznie z ofiar wiernych i pracy rąk ludzi.

      Opozycyjny adwokat dodaje:

      – Jankowski chodził po kolędzie z pustymi kopertami i rozdawał. Potem zbierał pełne.

      Proboszcz szybko pozyskuje wszystkie zgody, ma świetne kontakty z komitetem wojewódzkim PZPR.

      Pierwszym sekretarzem partii w Gdańsku jest wtedy Tadeusz Bejm.

      – Ksiądz mówił: „Jurek, jadę do Bejma, muszę cegły i cement załatwić. Chodź, załadujesz mi wędzone węgorze do bagażnika” – opowiada Jerzy Hall.

      Pomoc finansowa płynie też z zagranicy, z niemieckiego Caritasu. Niemcy przyjeżdżają całymi grupami, nie tylko katolicy, również protestanci. Pomagają biskupi z Magdeburga i innych niemieckich miast, w których żyją i działają tzw. wypędzeni gdańszczanie.

      W sierpniu 1973 roku ppłk Aleksander Świerczyński, naczelnik Wydziału IV Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Gdańsku notuje, że Jankowski często wyjeżdża do NRD, gdzie prawdopodobnie spotyka się z Niemcami z RFN, a niemieccy księża i katolicy świeccy przyjeżdżają do parafii św. Brygidy.

      Dwa razy w miesiącu marki na odbudowę kościoła przemyca przez granicę Marek Mężyk.

      – Zdejmowałem z kierownicy emblemat mercedesa i wkładałem tam zwitki marek – wspominał mężczyzna. – Resztę chowałem w bezpiecznych miejscach. Nigdy mnie nie złapano17.

      W maju 1971 roku ksiądz zatrudnia Mężyka, wtedy już absolwenta technikum budowlanego, jako murarza przy odbudowie. Już wkrótce były uczeń księdza staje się głównym wykonawcą remontu świątyni św. Brygidy. Odtwarza niezwykle skomplikowane sklepienie kryształowe nad ołtarzem, buduje ceglane ściany, na których prałat będzie zawieszał żelazne okucia i kraty, mosiężne tablice, a potem nowoczesne rzeźby i instalacje przestrzenne.

      Potem Mężyk zostanie konserwatorem św. Brygidy, osobistym kierowcą, a nawet kucharzem Jankowskiego.

      Ministrantami Jankowskiego są wówczas pięcioletni Paweł Adamowicz i jego straszy brat Piotr, którzy mieszkają w pobliżu.

      – To był rodzaj wspólnoty, wszyscy wszystko o sobie wiedzieli: czyj ojciec pije, kogo tłucze – opowiada Jerzy Hall. – Mieliśmy po czternaście, piętnaście lat, ale nie byliśmy aż tak naiwni, jak by się mogło wydawać. Wiedzieliśmy, że po sąsiedzku pokój wynajmuje pan Stasiu, który zaprasza młodych chłopców na alkohol i nie tylko. Nie potrafiliśmy tego nazwać, ale że coś takiego istnieje, wiedzieliśmy.

      – Ksiądz nikogo nie obłapywał, do nikogo się nie przytulał, z nikim się nie umawiał na prywatne spotkania. Nie całował chłopaków w usta – dodaje Jerzy Górski. – Czasami gdzieś kogoś złapał za ucho, jak chciał mu burę dać, i mówił: „Ty łobuzie jeden!”. I tak to się kończyło.

      – Absolutnie nie zaobserwowałem żadnego niepokojącego stosunku księdza do tych chłopców – mówi Jerzy Hall. – A każdego dnia w trakcie tego odgruzowywania, a potem na budowie kilka godzin dziennie spędzałem.

      Ministrantami księdza są wtedy też rówieśnik Pawła Adamowicza Andrzej Sagan i jego brat Krzysztof.

      – Ja mogę z całą świadomością powiedzieć, że nie było żadnych niepokojących sygnałów – stwierdza Andrzej. – Często jako młody człowiek towarzyszyłem prałatowi w różnych wyjazdach w Polsce, a potem jak byłem trochę straszy, to i za granicą, przebywałem z nim w jednym pokoju i mogę powiedzieć, że nigdy nie spotkałem się z żadnym sygnałem, który by potwierdził tezę o jakichkolwiek ciągotach. Ja żadnych oznak jakichkolwiek ciągot nie zaobserwowałem.

      Krzysztof zostanie potem księdzem, a Andrzej ożeni się z córką siostry Henryka – Urszuli.

      NIŻEJ NIE UPADNIE

      Późniejsze losy Basi Boroch, po mężu Borowieckiej, poznajemy z relacji opowiedzianej innej dziennikarce, Joannie Podsadeckiej18. Są pasmem traum.

      W klasie maturalnej Barbara postanawia wyjść za mąż, ale na ślub nie zgadza się jej matka. Kobieta zmienia zdanie, gdy dowiaduje się, że córka jest w czwartym miesiącu ciąży. Matka proponuje jej wizytę u swojego ginekologa. Szczęśliwa Basia jedzie na wizytę.

      W gabinecie żona lekarza przypina Barbarze nogi i ręce klamrami do fotela. Basia słyszy słowa matki, żeby ginekolog zrobił zabieg bez znieczulenia.

      – Wtedy ten człowiek zaczął na żywo usuwać mi ciążę! Pokazywał fragmenty płodu i powtarzał: „Zobacz, matki należy słuchać” – opowiada Borowiecka19.

      Basia mdleje z bólu. Gdy lekarz i jego żona biorą ją pod ręce, matka mówi:

      – Puśćcie ją, nie upadnie niżej niż podłoga.

      Nie chce podać córce tabletki przeciwbólowej. Basia na czworakach wczołguje się do mieszkania.

      Potem zachodzi w kolejną ciążę, z Wojtkiem. Gdy matka się o tym dowiaduje, mówi chłopakowi, że to nie on jest ojcem dziecka. Podaje mu numer faceta, który, jej zdaniem, nim jest. Wojtek bezkrytycznie wierzy podstawionemu przez matkę mężczyźnie i odchodzi od Barbary. Sześć miesięcy później Basia traci ciążę na szpitalnym korytarzu.

      Jest bliska popełnienia samobójstwa.

      Ale kilka lat później w Sopocie poznaje Australijczyka, z którym wyjeżdża do Melbourne. Rodzi się jej córka Amanda. Mąż, nieświadomy cierpień, jakich Baśka doznała od matki, ściąga ją z Polski do Australii. W dodatku wkrótce zdradza Barbarę. Rozstają się.

      Potem Borowiecka poznaje Greka. Gdy rodzi się ich córka Eleonora, Grek staje się potwornie zazdrosny. Pewnego dnia rzuca się na Basię i zaczyna ją dusić. Kobiecie cudem udaje się wezwać policję.

      Kolejny partner Barbary umawia się na randki przez internet z kobietami i mężczyznami. W dodatku wysyła pod różne numery zdjęcia swoich genitaliów i fotografie, na których jest z innym mężczyzną. Gdy Borowiecka wykleja powiększonymi zdjęciami szafki w kuchni, partner proponuje, żeby współżyli z innymi ludźmi. Basia każe mu się wyprowadzić.

      Pod koniec lat osiemdziesiątych Barbara Borowiecka przyjeżdża z córkami do Polski. Idą do parku oliwskiego, w którym spotykała się z Wojciechem, swoją pierwszą miłością. I oto, na ich ulubionej ławce, widzi Wojtka! Mężczyzna w dodatku w tym samym momencie myśli o Basi.

      Zakochują się w sobie na nowo, ale okazuje się, że Wojtek jest alkoholikiem. Idzie na odwyk, pobierają się i wyjeżdżają do Australii. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych wracają do Polski, otwierają sklep z obrazami Barbary. Dodatkowo Borowiecka uczy angielskiego w trójmiejskich szkołach.

      W 2000 roku okazuje się, że kobieta ma czerniaka i około trzydziestu procent szans na przeżycie.

Скачать книгу


<p>16</p>

Tamże, s. 20.

<p>17</p>

D. Abramowicz, Mężykowie o 40-letniej znajomości z ks. Jankowskim, „Dziennik Bałtycki”, 17.07.2010.

<p>18</p>

J. Podsadecka, Sztuka czułości, dz. cyt.

<p>19</p>

Rekonstrukcja na podstawie: J. Podsadecka, Sztuka czułości, dz. cyt.