Скачать книгу

Bożeny Aksamit pomnik księdza Henryka spada na gumowe opony. Nikt nie sprawdza, czy Barbara Borowiecka mówi prawdę.

      My postanawiamy to zrobić.

      DOBRO PRL

      Jest lato 2019 roku. Siedzimy w kawiarni na tyłach kamienicy przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie z Mariuszem Olchowikiem, późniejszym współpracownikiem księdza.

      Olchowik opowiada, jak pewnego dnia oglądali z księdzem album o PRL-u. W części poświęconej studenckiej rewolcie z marca 1968 roku Jankowski pokazał swoje zdjęcie. Stał na dachu jakiegoś pojazdu, w tle warszawska ulica.

      – W 1968 roku ksiądz był wysyłany do Warszawy w celu uspokojenia nastrojów młodzieży – opowiada Olchowik. – Jechał na platformie ustawionej na dachu autobusu, z mikrofonem.

      Olchowik twierdzi, że ksiądz Jankowski miał zatrzymać marsz studentów, który chciał iść pod KC PZPR w Warszawie, aby go podpalić.

      – Jak byłem młody, zawsze mnie zastanawiało, dlaczego władze poprosiły, żeby do Warszawy przyjechał jakiś prowincjonalny ksiądz – dodaje współpracownik księdza. – Ale on mi wiele razy to opisywał. Mówił, jakimi ulicami jechał, i opowiadał, że chodziło o to, żeby studenci nie poszli pod gmach KC.

      Kilkanaście dni później, 1 kwietnia 1968 roku Jankowski zostaje wikarym w kościele św. Barbary, a już w maju tego roku gdańska kuria informuje lokalne władze państwowe, że zamierza mianować go proboszczem parafii św. Brygidy.

      Urząd ds. Wyznań jest początkowo niechętny. W notatce ze stycznia 1970 roku czytamy: „Biorąc pod uwagę całokształt postawy i działalności ks. Jankowskiego Henryka, a szczególnie jego aktywność oraz swoisty sposób bycia, zachodzi obawa, że mianowanie go na parafię miejską, będącą w trakcie organizacji, może wpłynąć ujemnie na jego pracę”13.

      Jednak miesiąc później urząd już nie zgłasza zastrzeżeń i w marcu ksiądz zostaje proboszczem parafii św. Brygidy. Ogłasza:

      „Ślubuję uroczyście dochować wierności PRL, przestrzegać jej porządku prawnego i nie przedsiębrać niczego, co mogłoby zagrażać dobru PRL”.

      Barbara Borowiecka twierdzi, że został do kościoła św. Brygidy przeniesiony za karę, gdy jego zwierzchnicy dowiedzieli się, że molestuje dzieci.

      – Co to za przeniesienie, tam jest przecież tylko kilometr pomiędzy tymi kościołami – obrusza się Mariusz Olchowik, późniejszy współpracownik księdza. – Był w tym samym miejscu, mijał tych samych ludzi. To jest absurd!

      Zresztą powierzenie funkcji proboszcza trzydziestoczteroletniemu wikaremu trudno uznać za karę.

      – Ksiądz dostał tę parafię w nagrodę, bo służby i Kościół traktowały go jako pewną osobę – twierdzi Olchowik.

      Podczas strajków z grudnia 1970 roku na Wybrzeżu, które pochłonęły 45 ofiar śmiertelnych, a tysiące osób było rannych i aresztowanych, Jankowski dobija kolejnego targu.

      „Rok siedemdziesiąty sprawił, że po dramacie tego dnia, jakim był dla Gdańska 16 grudnia, w następnym dniu władza poprosiła mnie, żebym – mając ogromny wpływ na młodzież – sprawił, by nastał spokój. Powiedzieli, że oni też mogą coś dobrego zrobić dla mnie”14.

      W zamian za tonowanie nastrojów młodych ludzi proboszcz prosi władze o wydanie decyzji o odbudowie kościoła św. Brygidy. I tego samego dnia ją otrzymuje.

      Andrzej Kołodziej, przywódca strajku w Gdyni, wspomina:

      – Miał takie kazanie w kościele garnizonowym w Sopocie, na Monciaku. Mówił, że strajki 1970 roku to była działalność antypaństwowa. Za to władze przychylnie na niego patrzyły.

      W piątą rocznicę masakry na Wybrzeżu Aleksander Hall na murze widzi ulotkę. Ma kształt tradycyjnej klepsydry, ale informuje o mszy w rocznicę Grudnia w kościele św. Brygidy. Dzięki pomysłowej formie dłużej powisi na murach.

      Hall idzie na mszę. W ciemny grudniowy wieczór kościół jest pełen wiernych. Są stoczniowcy, jest sztandar.

      – Oczywiście oczekiwałem, że ksiądz powie coś mocnego, poruszającego. Ale kazanie księdza było absolutnie wymijające. Nic, co by stanowiło jakiś impuls. Ksiądz Jankowski robił wtedy wrażenie człowieka, który jest bardzo daleki od tych spraw politycznych i opozycyjnych.

      DŻUNGLA

      Św. Brygida to w 1970 roku ruiny, bo pod koniec wojny kościół spaliły wojska radzieckie.

      – W środku była dżungla – opowiada Jerzy Hall, opozycjonista, brat Aleksandra. – Dosłownie dżungla amazońska, bo dachu nie było. Między murami były wysokie temperatury i roślinność tam buszowała. Puszcza w środku miasta.

      – Sklepienie było całkiem zburzone, z nawy głównej widać było gwiazdy – potwierdza Jerzy Górski.

      Chłopcy z okolicznych domów szukają tam złota i pewnego dnia podczas prac odkrywkowych odkrywają tajemnicze schody. W 2011 roku proboszcz Ludwik Kowalski odkopie je do końca i dotrze do pochodzącej z czasów krzyżackich kaplicy Pokutnic wypełnionej szczątkami co najmniej kilkudziesięciu osób.

      Gdy chłopcom nudzą się prace naziemne, forsują drzwiczki prowadzące do wieży i wspinają się na mury, biegają po gzymsach. Kiedyś jeden z nich spada z górnego sklepienia na dół, ale szczęśliwie ląduje na krzakach.

      Obok kościoła jest duże boisko, na którym grają w gałę . Turnieje dzikich drużyn oglądają tłumy.

      – No i któregoś razu ksiądz Jankowski, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on się tak nazywa, przychodzi do nas i mówi, że tutaj będzie parafia – opowiada Jerzy Hall. – Czy ktoś by nie chciał pomóc w odgruzowywaniu.

      Jurek ma wtedy czternaście lat, zgłasza się na ochotnika. Ksiądz powierza mu tajną misję znalezienia innych pomocników.

      – Nasz tata trzymał samochód, skodę 1000 MB, w tych gruzach i jak się dowiedział, że będzie tam kościół, to był tym faktem bardzo zniesmaczony – wspomina.

      Jankowski ściąga też kilkunastu ministrantów z parafii św. Barbary. Mają przeszkolić do posługi w kościele chłopców z Brygidy.

      – To nie było w formie rozkazu, tylko takiej przyjacielskiej prośby – wspomina jeden z nich, Jerzy Górski. – Było hasło: „Słuchajcie, chłopaki, mam tam tyle roboty, nie ma pieniędzy, nie ma mi kto pomóc, byście przyszyli tam na godzinkę, dwie…”. I przychodziliśmy.

      Akcja się rozkręca. Każdego dnia na budowę przychodzi kilkudziesięciu chłopców. Ksiądz zatrudnia brygadzistę, który nimi zawiaduje.

      – Część tych podwórkowych zawadiaków liczyło na jakąś gratyfikację, a ksiądz Jankowski miał taki zwyczaj, że po każdym dniu pracy rozdawał obrazki święte – opowiada Hall. – I ci koledzy mówią: „Słuchaj, Jurek, idź do księdza, bo my chcemy forsę”.

      Jurek idzie do księdza, a ten: „To jest praca dla wolontariuszy”.

      – Po raz pierwszy wtedy usłyszałem taki wyraz, musiałem sprawdzić w słowniku wyrazów obcych, co oznacza – wspomina Hall. – Reakcja moich kolegów była niezbyt elegancka, jak się dowiedzieli.

      Część chłopców rezygnuje, ale kilkunastu zamiast kopać piłkę przychodzi i czyści cegły albo sprząta zaplecze kościoła. Czasem od Józefa Pellowskiego, który ma piekarnię w pobliżu, wpadnie im coś na ząb.

      – Jak kończyliśmy, to ksiądz kupował u starego Pellowskiego

Скачать книгу


<p>13</p>

P. Raina, Ks. Henryk Jankowski proboszcz parafii Św. Brygidy, dz. cyt., s. 16.

<p>14</p>

Tamże, s. 19.