Скачать книгу

Wojtka.

      Lidia wyciągnęła rękę i nacisnęła klamkę drzwi, przy których stały, a te, jak gdyby nigdy nic, otworzyły się. Iga nie od razu zrozumiała, co się stało, za to Lidia pojęła to natychmiast i już po chwili chwyciła przyjaciółkę za kaptur jej kurtki i pociągnęła. Ta na moment straciła równowagę, zupełnie nie orientując się w sytuacji, ale Lidia nie przejęła się tym, uznając, że ważniejsze jest teraz zniknięcie z korytarza niż ustanie na nogach.

      Drzwi mieszkania Wojtka zamknęły się w momencie, kiedy jego sąsiad otworzył swoje. Mężczyzna stał, chwiejąc się na nogach, przeklinając głośno i siarczyście. Najwyraźniej to, że nie zastał nikogo na klatce schodowej, okropnie go rozzłościło.

      Kobiety czekały bez ruchu, nasłuchując, kiedy głos zamilknie. Lidia stała oparta o ścianę, natomiast Iga siedziała płasko na podłodze, na której przed chwilą wylądowała. Starały się nie wydać najdrobniejszego nawet dźwięku, nadal nie czując się do końca bezpiecznie. Pokrzykujący mężczyzna, poza tym że był porządnie pijany, nie mógł należeć do grona normalnych, a takim do głowy mogło przyjść dosłownie wszystko. Nawet próba wejścia do mieszkania nieżyjącego już sąsiada.

      Dopiero gdy wyzwiska przestały zakłócać ciszę, co skończyło się wraz z gwałtownym trzaśnięciem drzwiami, odetchnęły z ulgą. Iga powoli zaczęła podnosić się z podłogi, a Lidia podeszła do drzwi i zaczęła szukać łańcuszka czy zasuwki, przy pomocy których mogłyby zamknąć się od środka.

      – Już myślałam, że narobiłyśmy sobie prawdziwych problemów – odezwała się Lidia, kiedy opuściły przedpokój.

      – Nic nie mów. W życiu tak się nie bałam. Gdyby nie ty, byłybyśmy narażone na spotkanie z tym szaleńcem.

      – Myślę, że rozsądniej będzie podziękować ślepemu losowi.

      – Ale to ty nacisnęłaś klamkę.

      – Ale gdyby drzwi były zamknięte, nic by z tego nie wyszło. Od czego zaczynamy? – zmieniła temat Lidia, rozglądając się po pokoju oświetlonym teraz światłem latarki.

      – Myślę, że po prostu powinnyśmy obejrzeć całe mieszkanie. Jeśli ten człowiek kazał ci tutaj przyjść, musiał mieć powody.

      – Albo pomieszane w głowie – dopowiedziała Lidia.

      – Jeśli naprawdę byłabyś do tego przekonana, nie przyszłabyś tutaj. Nie słucha się przecież wariatów – zauważyła Iga, zaglądając do pierwszej z szafek, których zawartość zamierzała poznać.

      Lidia nie chciała przyznać nawet przed sobą, że słowa tego biednego, nieżyjącego już mężczyzny intrygowały ją coraz bardziej. Początkowo bardziej poruszona była nie tym, co ma jej do zakomunikowania, ale przede wszystkim tym, że był obcym człowiekiem, który zaczepił ją na ulicy. Treść jego słów zeszła na dalszy plan. Również później warunki nie sprzyjały głębszemu zastanowieniu. Jednak wystarczyło kilka chwil w samotności i spokoju, aby w Lidii zasiało się ziarnko ciekawości. Mężczyzna miał jakąś tajemnicę, którą zdecydował się powierzyć właśnie jej, czy to nie wystarczający powód, aby chociaż spróbować poznać sekret, którego nie zdążył wyjawić?

      – I nic – stwierdziła Iga, wchodząc do pokoju, w którym Lidia przeszukiwała szafki.

      – U mnie też nic.

      – Facet mieszkał niezwykle skromnie.

      – To prawda. Przeszukanie jego mieszkania zajęło mniej czasu, niż przejrzenie zawartości mojej jednej szafy.

      – I co myślisz? Znikamy stąd?

      – Dajmy sobie jeszcze kilka minut. I tak jesteśmy tu krócej, niż zakładałyśmy. Może jednak coś tu jest. Coś, co powinnam znaleźć.

      – Daję ci nie więcej niż pięć minut. I tak boję się jak cholera i dłuższego stresu zwyczajnie już nie zniosę. Jeśli nie wyjdziesz ze mną, znajdziesz mnie w samochodzie.

      – Nie chciałabyś mi pomóc? Naprawdę brakuje mi już koncepcji, gdzie jeszcze mogłabym zajrzeć.

      – Nie mam pojęcia, co jeszcze powinnam obejrzeć. – Iga usiadła na kanapie stojącej naprzeciw telewizora i westchnęła przeciągle. Ryzyko, które podjęły, wydało się jej kompletnie pozbawione sensu.

      – Improwizuj. Gdybym nie nacisnęła dziś na klamkę, nie miałybyśmy pojęcia, że drzwi są otwarte.

      – To prawda. – Iga, siedząc, przesuwała strumień światła latarki po podłodze. Robiła to mechanicznie, nie myśląc o tej czynności, za to zastanawiając się, gdzie jeszcze mogłaby zajrzeć.

      Światło latarki przesuwało się w tę i z powrotem, aż w pewnym momencie znieruchomiało, po czym, dla odmiany, zaczęło poruszać się nie z lewej do prawej strony, ale w przód i w tył.

      – Lidia! – zawołała Iga stłumionym głosem.

      – Co się stało? – Lidia wróciła z kuchni, w której przetrząsała szafki.

      – Usiądź obok mnie. – Iga przesunęła się w prawo, robiąc na kanapie miejsce dla przyjaciółki.

      – Najpierw mnie ponaglasz, a teraz każesz się rozsiąść? – z niedowierzaniem zapytała Lidia.

      – Siadaj i patrz – nakazała nagląco Iga.

      Lidia wypełniła polecenie.

      – Ale na co…? – nie dokończyła pytania Lidia. Kiedy przyjrzała się dokładnie miejscu oświetlanemu przez Igę, zrozumiała od razu, co chciała jej pokazać.

      – Co o tym sądzisz?

      – Tę komodę często przesuwano.

      Ślady na podłodze były zbyt wyraźne, aby mieć co do tego wątpliwości. W drewnianych deskach wyraźnie zaznaczył się ślad po nóżkach komody, które wyżłobiły w nich rowki i naznaczyły je licznymi zarysowaniami.

      – Wiemy co robić, więc nie zwlekajmy. – Iga wstała z kanapy i chwyciła jeden koniec komody.

      Lidia, nie czekając na zaproszenie, chwyciła drugi jej skraj. Jedno szarpnięcie odsunęło mebel od ściany, pchnięcie odsłoniło około metra podłogi. Kobiety padły na kolana i zaczęły dotykać desek. Dopiero po chwili Iga przypomniała sobie o latarce schowanej w kieszeni kurtki. Nikłe światło ukazało starannie wycięty w podłogowych deskach kwadrat niewielkich rozmiarów.

      Uniosły deski zespolone od spodu w całość i w ten sposób znalazły to, co najprawdopodobniej miały odnaleźć.

      Lidia włożyła rękę pod podłogę i wyjęła spod niej niewielkich rozmiarów pakunek. Rzecz bardzo starannie owinięto w grubą folię.

      – Myślę, że czas na nas. – Iga poderwała się z podłogi, jakby przypomniała sobie właśnie, że zostawiła w domu włączone żelazko.

      – Tak. Czas na nas.

      Wyszły z mieszkania Wojtka, z trudem opanowując chęć wybiegnięcia z niego i trzaśnięcia drzwiami. Również po schodach schodziły powoli, wiedząc, że zbieganie z nich może narobić wiele niepotrzebnego hałasu. Skoro szczęście tak bardzo dopisywało im do tej pory, szkoda byłoby niepotrzebnie kusić los.

      Przyspieszyły dopiero na chodniku, a kiedy w końcu dotarły do samochodu i do niego wsiadły, uzmysłowiły sobie, jak wiele kosztowała je ta wyprawa.

      – Lepiej, żeby nikt się nigdy nie dowiedział, jak spędziłyśmy ten wieczór. – Iga nie dowierzała, że zdobyła się na podobny wyczyn.

      – To byłaby absolutna kompromitacja

Скачать книгу